Wdzięczność
Uczucie wdzięczności przepełnia mnie w tej chwili. Dzięki ludziom, którzy usłyszeli nieme wołanie, mogę pomóc synowi i sobie. Wiem, że nie każdy ma to szczęście. Wiem, że wiele matek zmaga się z problemem dziecka w zupełnej samotności. Błądząc, szukając rozwiązania, a czasem zwyczajnie płacząc z bezsilności.
Problemy nastolatków
Dlatego chciałabym, żeby wszystkie te matki usłyszały, że nie są same, że jest nas więcej, że czasem wystarczy zawołać, a z pewnością usłyszymy odpowiedź.
Kręte drogi
Uwielbiałam obserwować, jak się rozwija. Każdego dnia nabywa nową umiejętność, rozczula wolą przetrwania, głośno domagając się karmienia. Nie lubił kiedy mu czytałam, w przeciwieństwie do swojego starszego brata. Wolał długie spacery i muzykę. Miał swoje ulubione kołysanki, które co wieczór włączałam do snu. Muzyka go hipnotyzowała.
Coś jednak sprawiało, że czułam niepokój. Bardzo dużo płakał, nie potrafił się sam uspokoić, nie tolerował spania z daleka ode mnie. To wywracało życie do góry nogami, ale lekarze uspokajali, a ja tłumaczyłam sobie, że każdy jest inny. Nosiłam go w nosidełku, bo nie znosił wózka. Kiedy zaczął chodzić, wspinał się zawsze na palce, często bawił się w jednostajny sposób, kręcąc kółkiem od samochodu.
Postanowiłam to sprawdzić, już na etapie 2-latka diagnozowany był w kierunku autyzmu i zespołu Aspergera, czyli wysokofunkcjonującego autyzmu. Nie stwierdzono. Drążyłam dalej, niektórzy bagatelizowali moje obawy, inni nie potrafili jednoznacznie stwierdzić, jeszcze inni polecali różnorakie terapie. W wieku 3,5 roku zdemolował gabinet pani psycholog w jednej z poradni. Kazała mi siedzieć i nie reagować, zamknęła drzwi, płakał i rzucał wszystkim co miał pod małą wtedy rączką. Powiedziała: "A teraz to posprzątasz", nie zrobił tego. Nie było nawet mowy, żeby choć na chwilę w tym szale się uspokoił. Jej słowa nie docierały, albo działały jak zapalnik. Nie wytrzymałam, wstałam i powiedziałam, że chcę wyjść. Za plecami usłyszałam "Skończy w poprawczaku". Tego się nie zapomina.
Terapia SI, terapia Johansena, ćwiczenia ortoptyczne, hipoterapia, zajecia wspomagające rozwój. Wszystko po to, by w poprawczaku nie skończył...
Edukacja
Dopóki kontakt z rówieśnikami ograniczał się do zabaw z bratem i dziećmi znajomych, kontrolowałam sytuację. Jednak przyszedł czas przedszkola i tu zaczęły się schody. Z pierwszego musiałam go zabrać po 3 miesiącach, argumentów było wiele. Nie dyskutowałam, wiedziałam, że nie jest łatwym dzieckiem, zrezygnowałam z pracy.
Myślałam, że do czasu szkoły uda nam się określić źródło problemów. Nie udało się. To był koszmar, płacz, niemoc nauczycieli, jego frustracja. Nie było miejsca na naukę, bo uwaga skupiona była na zapewnieniu bezpieczeństwa jemu i innym dzieciom.
Z ogromnymi zaległościami trafił do kolejnej placówki. Tym razem polska, państwowa szkoła, oddalona 5 minut jazdy rowerem od domu. Nowy początek. Teraz się uda. Niczego nie ukrywałam, powiedziałam, jakie mamy problemy wychowawcze, co robimy, aby je zmniejszyć. Opowiedziałam wszystko. W tej szkole był niecały rok. W międzyczasie siedziałam z nim w szkolnej ławce, przez 3 tygodnie, żeby kontrolować jego zachowanie (na prośbę wychowawczyni i dyrekcji), jakimś cudem udało mi się załatwić nauczanie indywidualne. Jednak koniec końców zmuszono nas do zmiany szkoły ze względu na dobro innych dzieci, których rodzice nie byli zadowoleni z permanentnego "klasowego przeszkadzacza". Nie dziwię się im, choć w tamtym momencie złość mieszała się z żalem.
Podjęłam decyzję o oddaniu syna do Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii. Choć bałam się tego, bałam się jak zniesie rozłąkę, każdy zapewniał mnie, że to najlepsze rozwiązanie. Mimo iż serce pękło mi na milion kawałków, kiedy 1 września znikał za bramą szkoły płacząc w asyście szkolnego pedagoga, trzymałam się do samego końca. Powtarzałam sobie, że to dla jego dobra, że w ten sposób nadrobi zaległości, a wyspecjalizowana kadra poradzi sobie z jego buntowniczym charakterem. Mieli wszystko na piśmie. Orzeczenie mówiło jasno: "zachowania opozycyjno-buntownicze".
Płakał za każdym razem kiedy rozmawialiśmy przez telefon, każdy weekendowy pobyt w domu był naszym czasem, aż do niedzieli wieczór. Wtedy przychodził smutek.
Po trzech latach żaden problem nie zniknął. Uczył się świetnie, wszyscy go chwalili, ale on w środku robił się jeszcze twardszy.
To twoja wina
- To twoja wina - usłyszałam po pierwszej ucieczce z domu, później były kolejne, wtedy zaczęły się problemy z paleniem marihuany.
- Co jest moja winą? - spytałam
- Oddałaś mnie. Myslałaś, że pozbędziesz się problemu, tak? No to teraz zobaczysz, że będzie jeszcze gorzej - powiedział.
Jest gorzej. W lecie ubiegłego roku, po 5, czy 6 interwencjach policji i daremnych rozmowach z lekarzami, po tym jak stałam na ulicy w środku nocy i krzyczałam na całą dzielnicę, żeby powstrzymać go przed wejściem do domu jakiegoś dealera, trafił na miesiąc do szpitala psychiatrycznego.
Byłam pewna, że tym razem zostanie zdiagnozowany, że ktoś w końcu powie, co mu jest i co robić dalej. Ktoś odczaruje nam życie. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło. Przebywał tam miesiąc. Nikt specjalnie się nim nie interesował. Wyszedł z wypisem, na którym widniało: "Zachowania opozycyjno-buntownicze".
Nadzieja
Na swojej drodze spotkałam ludzi, którzy dali nam nadzieję. Wchodzimy w proces kolejnych terapii. On uzależnień, ja współuzależnienia i świadomego rodzicielstwa. Psychiatra diagnozuje problem, żeby dobrać leki.
Wiem, że to długi proces. Wiem, bo trwa już długo, ale coś wewnątrz mówi mi, że tym razem się uda. Nie idę już sama. Nie po omacku. Mam narzędzia i dużo większą świadomość.
Wszystkie mamy, których świat wypełnia w tej chwili uczucie błądzenia, które mimo iż nie są same, czują się zupełnie samotne w tej walce o dziecko, zapewniam - nie jesteście same. Macie prawo do smutku, żalu, złości. Macie prawo płakać, wyć i prosić o pomoc. Czasem słowo potrafi otworzyć oczy, czasem potrzebujemy drogowskazu, a czasem konkretnego adresu i numeru telefonu.
Mam na imię Patrycja, jestem częścią internetowej redakcji Dzień Dobry TVN. Mój syn jest uzależniony od marihuany, ma za sobą kilka prób samobójczych. Cykl "Kartki z pamiętnika" powstał dla was i dla mnie. Przeczytacie tu historię moją i mojego syna. Historię kobiety i matki wyjątkowego nastolatka. Chcę, aby była to nasza wspólna droga do domu pełnego miłości i spokoju. Ufam, że tę drogę znajdziemy razem, dzięki doświadczeniom, rozmowom i spotkaniom ze specjalistami, lekarzami i terapeutami, które codziennie będę opisywała na kartkach tego pamiętnika, z ciepłą myślą o was.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Kartki z pamiętnika matki. "Nie mam rodziny, choć mam bliskich"
- Kartki z pamiętnika matki. "Boję się, że któregoś poranka nie usłyszę, jak śpi"
- Kartki z pamiętnika matki. "Trzy słowa od wczoraj dźwięczą w mojej głowie: 'ledwo żyjący ćpun"
Autor: Patrycja Sibilska
Źródło zdjęcia głównego: gettyimages/ Fiordaliso