Pierwszy poważny egzamin
Nie mogłam wczoraj zasnąć, moje myśli nie przestawały krążyć wokół tego, co miało nadejść o poranku. Dziś mój syn przystąpił do egzaminu ósmoklasisty. To nie miało prawa się udać. W zasadzie nie chodził do szkoły. O nauce, czytaniu lektur, odrabianiu prac domowych mogłam tylko słuchać od znajomych, a mój syn jeszcze wczoraj palił aż zasnął. Nasza rzeczywistość jest zupełnie inna. Jednak nie o tym chce dziś pisać. Dziś bowiem jestem dumna i szczęśliwa. Nie dlatego, że dobrze napisał opowiadanie i odpowiedział poprawnie na pytania, nie dbam o to. Jestem dumna bo widziałam jego dumę, uśmiech i szybujące poczucie własnej wartości po tym, jak opuścił salę egzaminacyjną.
Szczera rozmowa o rodzicielstwie
Musiałam tam być dziś z nim, zostałam do tego zobligowana przez wychowawczynię i pedagoga szkolnego, ze względu na liczne incydenty z jego udziałem w przeszłości, których teraz szkoła chciała uniknąć. W pełni to rozumiałam i nie miałam zamiaru podważać, pomimo tego, że kolidowało to z moimi obowiązkami zawodowymi. Poranek był stresujący, choć z całych sił starałam się zachować spokój. Ostatnie tygodnie, dni i godziny spędziłam nie na powtarzaniu materiału do egzaminu z synem, a na tłumaczeniu wagi jego obecności na tym egzaminie. Stał się on nieco synonimem mojej sprawczości i jego świadomej odpowiedzialności. Byłam jednak gotowa na porażkę. Niestety rano nic nie zapowiadało, że się uda. Mieliśmy wyjść z domu o 7:30, o tej godzinie on wciąż był w łóżku, zrozumiałam jednak, że to nie niechęć do wzięcia na siebie odpowiedzialności, a strach przed fiaskiem, obnażeniem braku wiedzy ma nad nim kontrolę.
- Posłuchaj synku, nie dbam o wyniki tego egzaminu, nie to jest dla mnie w tej chwili ważne. Chcę żebyś do niego podszedł, bo to jedyny sposób, abyś ukończył w terminie szkołę podstawową. Życie bywa przewrotne i pomimo tego, co dzieje się w nim teraz, może okazać się, że zdobędziesz każdy szczyt, musisz tylko odważyć się wspiąć na górę. Jednym słowem wstawaj, idziemy zaliczyć polski, na tym polu zwyciężymy, masz w końcu jakieś moje geny - żartowałam, choć w środku czułam strach.
- Dobra, ale jestem niewyspany - asekurował się od początku.
Do szkoły dotarliśmy dużo przed czasem, śmiał się ze mnie, że w momentach stresowych przypominam dziadka, który pewnie stałby pod szkołą na dwie godziny przed czasem. Czułam jednak jego zdenerwowanie. Kiedy wszedł na salę, ja czekałam przed szkołą rozmawiając z jego wychowawczynią. Ta rozmowa była rozmową dwóch matek, nie nauczyciela i rodzica problematycznego ucznia. To była szczera troska, zrozumienie i ogromna dawka emocji, jakie towarzyszą każdej mamie wychowującej dziecko.
- Mam jedno dziecko, mąż nie przynosi pracy do domu, z synem robi wszystko. Ja niestety nie mam innego wyjścia. Wie Pani, że kiedyś podszedł do mnie i przykleił mi na piersi karteczkę z napisem "wzorowy pracownik", innym razem, kiedy jeszcze słabo pisał wręczył tacie liścik, na którym z błędami, jak to małe dziecko, napisał "pobaw się ze mną" - mówiła nauczycielka mojego syna, a we mnie wzbierała fala wzruszenia. - Nigdy wcześniej odkąd pracuję w szkole nie zaobserwowałam takiej ilości rodziców świadomie dostrzegających problemy dzieci, większość z nich prosi o pomoc psychologów, psychiatrów, ale ta pomoc właściwie nie istnieje, choć jest tak bardzo potrzebna - dodała.
Po jakimś czasie musiała wrócić do swoich obowiązków. Ja zostałam sama, spacerowałam szkolnymi korytarzami czytając zasady panujące w szkole, akcje organizowane przez placówkę, oglądając prace dzieci, wśród których daremnie szukałam tej wykonanej prze mojego syna. Czekałam. Kiedy wyszedł, zobaczyłam uśmiech, uniesioną głowę, dumę, radość i niedowierzanie.
- Mamo napisałem wszystko! Opowiadanie napisałem takie, że sam byłem w szoku - cieszył się, a mnie emocje unosiły leciutko nad ziemią, tak dawno nie widziałam go szczęśliwego!
Bycie rodzicem to miłość bezwarunkowa, to suma małych szczęść i z tą myślą zostawiam was dziś. Kochajmy, podarujmy im swój czas i zaangażowanie, bez tego znajdą inną drogę z której bardzo trudno zawrócić...
Mam na imię Patrycja, jestem częścią internetowej redakcji Dzień Dobry TVN. Mój syn jest uzależniony od marihuany, ma za sobą kilka prób samobójczych. Cykl "Kartki z pamiętnika" powstał dla was i dla mnie. Przeczytacie tu historię moją i mojego syna. Historię kobiety i matki wyjątkowego nastolatka. Chcę, aby była to nasza wspólna droga do domu pełnego miłości i spokoju. Ufam, że tę drogę znajdziemy razem, dzięki doświadczeniom, rozmowom i spotkaniom ze specjalistami, lekarzami i terapeutami, które codziennie będę opisywała na kartkach tego pamiętnika, z ciepłą myślą o was.
Jeśli jesteś w podobnej sytuacji i chcesz o tym porozmawiać, opowiedzieć nam swoją historię - napisz do mnie na adres redakcji: ddtvnonline@tvn.pl
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- "Zagrozili, że mają wiadomości obciążające mojego syna". Co czuje matka uzależnionego dziecka?
- Kartki z pamiętnika matki. "Jestem współuzależniona"
- Kartki z pamiętnika matki. "Zaczął palić marihuanę, kiedy miał 12 lat"
Autor: Patrycja Sibilska
Źródło zdjęcia głównego: Siriporn Wongmanee / EyeEm