Co dla dziecka oznacza odrzucenie
W wielu domach jest wszystko, wszystko co można kupić, za co można po prostu zapłacić i ofiarować dziecku. W niektórych tylko to. W innych nie ma nic, a w jeszcze innych, mimo braków materialnych, jest miłość i obecność. Jak myślicie, który z tych domów jest tym, którego pragnie dziecko?
Problemy nastolatków
- Piszę tekst o odrzuceniu dzieci przez rodziców. Chciałam, żebyś powiedział mi co dla ciebie znaczy odrzucenie - zaczęłam naszą rozmowę, kiedy usiedliśmy w kawiarni w samym centrum tętniącej życiem Warszawy. Mój syn wodził wzrokiem za śpieszącymi się ludźmi, którzy mijali nasz stolik co chwilę.
- Odrzucenie jest wtedy kiedy, dziecko jest niewidzialne - powiedział z powagą.
- Niewidzialne? Dla kogo? - chciałam żeby wyjaśnił.
- Niewidzialne dla rodziców. Wiesz, kiedy nie słuchają, bo się kłócą i zajęci są tylko sobą, albo kiedy pracują i nie ma ich w momencie, kiedy ich potrzebujesz, albo kiedy wychodzą, bo mają swoje sprawy, a ty znów nie masz komu powiedzieć, co czujesz i wtedy idziesz swoją drogą. Rodzice w większości mają wyrąbane na dzieci - ostatnie zdanie wypowiada ze smutkiem.
- Myślisz, że to powszechne? Że wszyscy tak robią? - pytam.
- Nie, może nie wszyscy i to też nie znaczy, że są złymi rodzicami. Tylko teraz wszystko tak wygląda. Zobacz, każdy się gdzieś śpieszy. Lubię tak patrzeć na ludzi. Wiesz, że w każdej dzielnicy są trochę inni? Tak samo jest w domach, w każdym jest inaczej, ale wszędzie brakuje czasu, no takiego bycia ze sobą - jest poważny, kiedy to mówi. Chcę go słuchać, bo rozumiem już, że tego brakowało przez lata w naszym domu i że żeby go odzyskać, na nowo muszę zdobyć jego zaufanie.
- Czyli brak czasu dla dziecka, oznacza dla niego odrzucenie przez rodzica? - dociekam.
- Tak, szczególnie dla małego, bo później jak już są koledzy, to tak ci na tym nie zależy - odpowiada i widzę, że chce mi to wyjaśnić, tylko ja muszę zadawać pytania. Zdaję sobie sprawę, że on ze mną rozmawia, właśnie daje mi swój czas i myśli, w zamian za moje. Już dawno nie czułam takiej radości.
- Później już tego kontaktu nie potrzebuje? - zadaje kolejne pytanie skłaniające do refleksji.
- Potrzebuje, ale to nie to samo. Wiesz, jak ma się już towarzystwo, to spędzanie czasu z rodzicami, nie jest już takie atrakcyjne. Do tego najczęściej wtedy robi się dużo głupot i ukrywa się to, a jak wychodzi to są awantury i tak na koniec jest odrzucenie, bo rodzice przestają cię akceptować i wyrzucają cię z domu już tak normalnie, jak mogą prawnie - otwiera się coraz bardziej.
- Myślisz, że rodzice mogą nie akceptować swojego dziecka? W jakich sytuacjach? - proszę, żeby wskazał mi konkretne przykłady.
- Mogą. Nie no, coś tam robią, żeby pomóc, ale chyba bardziej dla siebie, albo żeby przyszłość takiego dziecka była łatwiejsza, bo wtedy im będzie łatwiej. No i zabierają do psychologów, na terapie, ale jak dochodzi do rozmowy, to zazwyczaj kończy się awanturą, bo właśnie nie akceptują tego, że te dzieci ćpają, albo piją, albo się nie uczą i nic nie zmieniają - jego prostota podejścia do tematu nieco otwiera mi oczy, ale na usta ciśnie się już kolejne zdanie.
- To chyba normalne, że tego nie akceptują? - musiałam to pytanie z siebie natychmiast wyrzucić.
- No normalne, ale nic nie wnosi, oprócz tego, że wtedy i dziecko i rodzic mają siebie wzajemnie gdzieś. I kończy się źle. Pamiętasz Adama ze szpitala psychiatrycznego? On nie miał żadnego kontaktu z rodzicami, nie dzwonili, nie przyjeżdżali, nie przywozili paczek, nic. Ale on to miał gdzieś, bo on już tylko chciał ćpać, mówił, że on nie ma domu. Żył z dnia na dzień, byle gdzie, na zmianę z pobytami w szpitalach i ośrodkach, jak miał przypały z policją. On już nie chciał nic zmieniać, przywykł, no i chciał tylko ćpać, a jak nie miał co, to w szpitalu chociaż leki dostawał. Widziałem jak specjalnie się ciął skuwką, bo wtedy dawali mu leki - widać, że to bolesne wspomnienia, że mówiąc mi o nich otwiera jakieś zamknięte szufladki.
- Pamiętam Adama, pamiętam jak dzieliłeś się z nim tym, co ci przywoziłam, bo on nie miał nic i pamiętam też, że mówiłeś, że rodzice nie utrzymują z nim kontaktu. Nie wydaje ci się, że to jest tak, że oni postępują w ten sposób, bo chcą, żeby on się ocknął? Że jak mu będzie już bardzo źle samemu, to będzie chciał coś zmienić - wyrażam swoje wątpliwości, bo znam te myśli i mnie one towarzyszyły.
- Pewnie tak, ale to tak nie działa. Bo taki dzieciak i tak przetrwa. Będzie spał u kumpli, coś tam zawsze gdzieś zje, gdzieś się ogarnie, a później pójdzie w dilerkę, albo kradzieże, bo bez hajsu trudno. No i jakoś to leci. Do samotności przywykł od dziecka, pieniądze ma, z czasem niektórzy z tego rezygnują, idą do normalnej pracy, poznają kogoś, ale to rzadko, bo to nie jest łatwe - opowiada.
- To straszne. Nie brakuje im rodziny, bliskich, domu? - niedowierzam głośno.
- Może i brakuje, ale o tym nikt nie mówi. Tak jak nikt nie mówi, że narkotyki mu ryją mózg, czy zdrowie. Pytałaś kiedyś o to. Po pierwsze tego się nie widzi, po drugie o tym się nie rozmawia - kontynuuje.
- Ale ty mówiłeś. Mi i kilku osobom - przypominam.
- Dużo zależy od człowieka. Ja jestem otwarty, z tobą mam dobry kontakt, mogę ci powiedzieć, ale tak jak w grupach przestępczych nikt nie zna nawet swojego imienia, tak tu nie mówi się o słabych rzeczach. Ja czasem mówię, ale tylko do zaufanych ludzi - odpowiada.
- O słabościach? I skutkach brania? Ale przecież to widać. Nie zszokowało cię nigdy, jak widziałeś, co dzieje się z jakimś twoim znajomym? - podpytuję dalej.
Stracone życia
Zadając ostatnie pytanie nie zdawałam sobie sprawy, że usłyszę o chłopcu w wieku mojego starszego syna, z którego mamą organizowałyśmy kiedyś jakąś szkolna imprezę i to po raz kolejny pokazuje mi, że czasem kiedy wydaje nam się, że jesteśmy blisko, wciąż jesteśmy za daleko, by ta dziecięca dłoń mogła do nas dosięgnąć, poszukując naszej bliskości i obecności.
- Widziałem ostatnio Kamila, tego naszego kolegę ze starego osiedla, wiesz, przychodził do nas kiedyś. Siedział na ławce sam, kompletne powykręcany, ręce o tak - pokazuje jak jego znajomy wyglądał wykręcając dłonie i mówi z przejęciem. - Nie wiem co on bierze, ale to było słabe, no takie rzeczy szokują. Nie widziałem go ze dwa lata, ale tam już nie ma człowieka - dodał, patrząc mi w oczy ze strachem.
- Ja cię nie zostawię, ale boję się, żebyś nie stracił z oczu ryzyka, bo jeśli nadal będziesz wybierał trawę zamiast świadomości, możesz nie zauważyć, kiedy granice twojej i mojej akceptacji przesuną się za daleko, dlatego chciałabym, żebyś przestał. Żebyśmy oboje się uratowali przed najgorszym, przed śmiercią za życia lub życiem na granicy przetrwania emocjonalnego. Chciałabym, żebyś mógł doznawać życia świadomie, żebym ja nie musiała się o ciebie bać i chciałabym się nadal z tobą przyjaźnić, tak jak teraz - dodałam żartobliwie.
- Będziemy mama, ale nie wiem czy przestanę, czy chcę - przemawia przez niego strach, bo kiedyś i w naszym domu był niewidzialny. Bo kiedyś i on czuł się odrzucony i zbudował swój świat, a teraz boi się z niego tak łatwo zrezygnować. Bo jak jeszcze podczas tej rozmowy mi powiedział, dzieci nie ufają dorosłym, zbyt wiele razy zawodzili.
Mam na imię Patrycja, jestem częścią internetowej redakcji TVN. Mój syn jest uzależniony od marihuany, ma za sobą kilka prób samobójczych. Cykl "Kartki z pamiętnika" powstał dla was i dla mnie. Przeczytacie tu historię moją i mojego syna. Historię kobiety i matki wyjątkowego nastolatka. Chcę, aby była to nasza wspólna droga do domu pełnego miłości i spokoju. Ufam, że tę drogę znajdziemy razem, dzięki doświadczeniom, rozmowom i spotkaniom ze specjalistami, lekarzami i terapeutami, które codziennie będę opisywała na kartkach tego pamiętnika, z ciepłą myślą o was.
Jeśli jesteś w podobnej sytuacji i chcesz o tym porozmawiać, opowiedzieć nam swoją historię - napisz do mnie na adres redakcji: ddtvnonline@tvn.pl
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Fundacja TVN buduje Centrum Psychiatrii Dzieci i Młodzieży jest to jedno z działań podjętych w kierunku kompleksowej aktywności zmierzającej do poprawy sytuacji dzieci i młodzieży zmagającej się z problemami. Jeśli chcesz ją wesprzeć, możesz:
- wysyłać SMS o treści "Pomagam" pod numer 7356 (koszt SMS 3,69 zł z VAT);
- wysyłać przelew na Telefon BLIK na numer 509 559 966;
- dokonać wpłaty na konto PL 25 1140 1010 0000 2581 1800 1001;
- bezpośrednio na stronie Fundacji TVN; na Facebooku i Instagramie Fundacji, klikając przycisk "przekaż datek".
Zobacz także:
- Kartki z pamiętnika matki. "Potrzeba ogromnej siły woli, aby wyjść z pętli nałogu"
- Mój syn próbował popełnić samobójstwo. "Najgorsze było jego spojrzenie"
- Kartki z pamiętnika matki. "Zaczął palić marihuanę, kiedy miał 12 lat"
Autor: Patrycja Sibilska
Źródło zdjęcia głównego: Paul Mansfield/Getty Images