Coraz więcej osób, zamiast założyć rodzinę i mieć potomka, decyduje się zaopiekować kotem lub psem. Dlaczego wybierają właśnie taką opcję? Czy zwierzak jest namiastką dziecka, a może przygotowaniem i sprawdzianem przed przyszłym rodzicielstwem? O tym w rozmowie z serwisem dziendorby.tvn.pl opowiedziała psycholog Marzena Stelmach-Tondos.
Dalsza część tekstu znajduje się poniżej.
Czy musimy mieć dzieci?
W naszych genach zapisana jest potrzeba rozmnażania się i przedłużenia gatunku. Jednak styl życia, zmieniające się czasy sprawiają, że nasze podejście do życia ulega przewartościowaniu. Odkładamy decyzję o założeniu rodziny i zamiast tego coraz częściej decydujemy się zaopiekować psem lub kotem. Marzena Stelmach-Tondos, psycholog z PsychoMedic uważa, że jest kilka powodów, dla których niektórzy wybierają właśnie taką drogę.
– Młodzi ludzie mają trochę inne ambicje niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu mieli ich rodzice czy dziadkowie. Stawiają na zdobywanie nowych umiejętności, na podróże czy znalezienie dobrej pracy. Nie bez znaczenia są też kwestie finansowe i mieszkaniowe. Niełatwo jest kupić mieszkanie, często słyszę w gabinecie, że ktoś nie ma dzieci, bo ma kredyt – powiedziała psycholożka.
Niejednokrotnie za decyzją o odłożeniu rodzicielstwa i wzięciu zwierzaka stoi po prostu brak gotowości, do tego, aby mieć dzieci. Opieka nad kotem czy psem dla niektórych bywa też swego rodzaju sprawdzianem.
– Kiedy młodzi ludzie zaczynają ze sobą mieszkać, przed założeniem rodziny często decydują się wziąć zwierzaka. To dla nich nie tylko kolejny etap związku, ale test, czy sobie poradzą i sprawdzą jako rodzice – tłumaczyła.
Zwierzę – jako substytut dziecka?
Trzeba podkreślić, że dla niektórych osób pies czy kot jest swego rodzaju remedium. Sposobem na poradzenie sobie w sytuacji, gdy z powodów np. medycznych, para nie może mieć dziecka.
– Jeżeli np. któryś z rodziców jest obciążony chorobą genetyczną i nie chce przekazywać dalej wadliwego genu, pary podejmują decyzję o tym, żeby nie mieć dzieci w ogóle. Ludzie w takich sytuacjach często decydują się na przygarnięcie zwierzaka i to na niego przelewają swoje rodzicielskie uczucia – tłumaczyła psycholog.
Zwierzak potrafi nie tylko zapełnić pewną lukę, ale i uporać się z samotnością. Psy i koty doskonale wyczuwają nasze emocje, problemy, potrafią okazać wsparcie właścicielowi. Na tym jednak nie koniec. Zwierzak aktywizuje i zmusza do ruchu. Większość rodziców, szczególnie tych pracujących, zabiera dzieci w ciągu dnia na jeden spacer lub na plac zabaw. Zwierzęta są w tym aspekcie często bardziej wymagające i motywują swoich właścicieli nawet do kilku spacerów dziennie. Co więcej, takie niezobowiązujące, nawet krótkie spacery często są też doskonałą okazją do nawiązywania nowych znajomości.
Dlaczego przeszkadzają nam "kocie mamy" i "psi ojcowie"?
Choć nie ma w tym nic złego, że ktoś uznaje się za psiego czy kociego rodzica, to niestety niektórym taka postawa przeszkadza. Uważają, że taki styl życia jest infantylny i świadczy o niedojrzałości.
– Oczywiście im więcej dzieci się rodzi, tym lepiej i wszyscy na tym korzystamy. Im więcej osób pracuje, tym większe są później świadczenia emerytalne itd. To jest jedna rzecz. Druga to stereotypy. Część z nas, zwłaszcza starsze osoby, uważają, że zaraz po ślubie młodzi ludzie powinni postarać się o dziecko, a potem za jakiś czas o następne. Tak wyobrażamy sobie rodzinę. Dorośli i dziecko, a nie dorośli i pies czy kot – wyjaśniła Marzena Stelmach-Tondos.
Zdaniem ekspertki takie podejście przestaje już być regułą. Stajemy się bardziej otwarci i zaczynamy akceptować, że ktoś ma swój własny pomysł na życie.
– Wystarczy popatrzeć na pokolenie milenialsów. Oni żyją inaczej niż ich rodzice. Mają zwierzaki domowe i traktują je jak dzieci. Choć nie zawsze jest to mile widziane w naszym społeczeństwie, to taka postawa nie jest objawem niedojrzałości czy braku odpowiedzialności. Przecież kiedy bierzemy psa czy kota, to z automatu stajemy się za niego odpowiedzialni. Musimy go karmić, sprzątać po nim, wychodzić na spacery, dbać o niego, tak samo, jakbyśmy mieli dziecko – stwierdziła.
Dopóki bycie "pism" czy "kocim" rodzicem nie wpływa na inne obowiązki, to nie ma w tym absolutnie nic złego.
Zobacz także:
- Czy zna przepis na szczęśliwe życie? Prywatne oblicze profesora Bogdana de Barbaro
- Rośnie trend na związki "slow-burn". Mają jedną, charakterystyczną cechę
- Terapeutka, która zaraża pasją. Jak wspinaczka może pomóc najmłodszym?
Autor: Katarzyna Oleksik
Źródło zdjęcia głównego: Westend61/Getty Images