Przerażający nowy trend wśród dzieci. "Alarmujemy rodziców o niebezpieczeństwie"

nastolatki, telefony
Niebezpieczna akcja w sieci. Ofiarami nastolatki
Źródło: Justin Lambert/Getty Images
Na pierwszy rzut oka to niegroźna zabawa, która rozgrywa się w cyfrowych przestrzeniach. Jednak coraz częściej kończy się dramatem w świecie rzeczywistym — na szpitalnym oddziale, pod opieką neurochirurga lub na komisariacie. Nowy trend, który zyskuje popularność wśród nastolatków, budzi ogromny niepokój lekarzy, rodziców i ekspertów ds. bezpieczeństwa. Co kryje się pod hasłem "Nie ma wrażeń bez obrażeń"?

Dalsza część tekstu poniżej.

DD_20230819_Boraks_REP
Nowy trend w sieci: picie toksycznego boraksu
Źródło: Dzień Dobry TVN

"Nie ma wrażeń bez obrażeń" - niebezpieczny trend wśród nastolatków

"Nie ma wrażeń bez obrażeń" – pod takim hasłem młodzież publikuje w sieci filmiki pokazujące ryzykowne zachowania na hulajnogach elektrycznych. - Alarmujemy rodziców o niebezpieczeństwie, które rozgrywa się w realnym życiu, a w internecie ma swoje odbicie - powiedziała PAP Kinga Szostko, twórczyni aplikacji alertowej dla rodziców KidsAlert.

- Akcja "Nie ma wrażeń bez obrażeń" to nowe zjawisko, które obserwujemy z zespołem w przestrzeniach internetowych. Pod filmikami pokazującymi rozpędzone hulajnogi czy łamanie blokad, które w tym sprzęcie pozakładali rodzice, nastolatki umieszczają właśnie to hasło – powiedziała Szostko.

Ekspertka dodała, że w komentarzach dzieci zachęcają się nawzajem do przekraczania coraz to większych prędkości, a obecnie "media społecznościowe mamy dosłownie zalane tego typu obrazami". Na filmach są m.in. poradniki, w jaki sposób "uwolnić" jednoślad z ograniczników prędkości oraz nagrania liczników pokazujących prędkość ponad 70 km/h.

Co gorsza, wspomniane komentarze mają tysiące lajków, a w sklepach internetowych można kupić t-shirty z popularnym w sieci hasłem.

- To jest zjawisko bardzo powszechne, co potwierdzają lekarze pracujący w szpitalach na oddziałach chirurgicznych i ortopedycznych – zaznaczyła twórczyni KidsAlert i przypomniała ostatni tragiczny wypadek, kiedy to w poniedziałek w miejscowości Szare (gm. Milówka, pow. żywiecki) przy trasie S1 znaleziono ciało 12-latka leżące przy elektrycznej hulajnodze.

Masa wypadków z udziałem hulajnóg

Kinga Szostko podkreśliła, że alertem chcą uczulić rodziców na zagrożenie, skłonić ich do rozmowy z dziećmi i pilnowania, by nastolatki zakładały kaski, nawet jeśli prawo to nakazujące jeszcze nie obowiązuje.

Ekspertka wskazała także, że policyjne statystyki nie oddają skali problemu. Przykład? Twórcy aplikacji skierowali zapytanie do Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji i otrzymali odpowiedź, że w województwie lubelskim odnotowano jeden wypadek z udziałem hulajnogi i jedną osobę ranną, podczas gdy "na oddziale w szpitalu w samym Lublinie znajduje się aktualnie 20 młodych ludzi po wypadkach na hulajnogach".

– To wszystko są osoby, które kwalifikują się do oddziałów dziecięcych, czyli mówimy o młodzieży, która nie przekroczyła 18. roku życia – uszczegółowiła Kinga Szostko.

Dodała, że w internecie pojawiają się nagrania, na których widać, jak hulajnogi rozpędzane są na drogach szybkiego ruchu, w centrach miast na chodnikach lub w parkach.

Zapytana o to, jaką rolę w zapobieganiu takim zachowaniom mogłaby pełnić policja, Szostko odpowiedziała, że obawia się, iż w policji jest za mało ludzi, żeby obarczać ich tego typu odpowiedzialnością.

– Liczyłabym jednak przede wszystkim na mądrość rodziców, bo wychowanie, umówmy się, zaczyna się w domu (bezpłatną aplikację KidsAlert można pobrać tutaj: www.kidsalert.pl) – dodała.

Tragiczne skutki jeżdżenia na hulajnogach elektrycznych

Zdaniem lekarzy, z którymi rozmawiała Polska Agencja Prasowa, hulajnogi pozbawione ograniczników prędkości, w momencie, w którym dziecko czy osoba dorosła jedzie bez kasku, stanowią śmiertelne zagrożenie.

Mateusz Struś, asystent z Oddziału Neurochirurgii Dziecięcej Dziecięcego Szpitala Klinicznego WUM wskazuje, że "prawie połowa dzieci, które trafiają na oddział z urazem głowy, ale także innymi, np. złamaniami kończyn – to ofiary wypadków na hulajnodze, co daje 7-8 osób tygodniowo". Dodał, że większość poszkodowanych stanowią nastolatki w wieku 12-17 lat.

Główną przyczyną wypadków, jak podkreślił, jest nadmierna prędkość. – Hulajnogi, przynajmniej teoretycznie, powinny mieć fabryczne blokady prędkości, ale ich nie mają i dzieciaki jeżdżą z prędkością 60, 70, nawet 80 km na godzinę – powiedział lekarz.

Przypomniał sprawę 13-letniego chłopca, który trafił na jego oddział właśnie po wypadku na hulajnodze. – Wcześniej policja dostała sygnał od kierowcy TIR-a, że jedzie drogą krajową i wyprzedza go dzieciak na hulajnodze – opowiedział.

Zdaniem Mateusza Strusia, oprócz znacznej prędkości, na dużą urazowość takich wypadków oraz częstą ich śmiertelność przekłada się to, że "jeźdźcy hulajnóg" nagminnie nie noszą kasków. - Przy prędkości nawet 50 km na godzinę, jeśli małe kółko hulajnogi natrafi na kamyczek, to pojazd wpada w takie turbulencje, jak motocykl przy prędkości 160 km na godz. A jego użytkownik nie jest w stanie zapanować nad pojazdem – podkreślił rozmówca PAP.

Lekarz opowiedział o 15-letniej dziewczynce, która "najprawdopodobniej pomyliła hamulec z gazem i wjechała prosto w mur". Jak podał, już było blisko, żeby stwierdzić u niej śmierć mózgu, na szczęście ostatecznie tak się nie stało. Nastolatka ma roztrzaskaną głowę, połamany kręgosłup, przebywa na oddziale intensywnej terapii. W chwili wypadku nie miała kasku na głowie.

Pacjentką Mateusza Strusia była także 9-latka, która miała więcej szczęścia niż jej starsza koleżanka. Na pytanie lekarza, z jaką prędkością jechała, zanim doszło do wypadku, z uśmiechem odpowiedziała, że 70 km/h.

Jego zdaniem przepisy w naszym kraju są dziurawe, a dodatkowo nie są egzekwowane. Niby dopuszczalna prędkość wynosi 20 km/h, ale można zaobserwować osoby jadące na tych pojazdach trzy bądź cztery razy szybciej - także na drogach, po których jeździć nie mają prawa.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości