Słowa lekarza zwaliły ją z nóg. "Mimo wszystko musiałam być silna"

To co ta mama usłyszała od lekarza zwaliło ją z nóg. "Mimo wszystko musiałam być silna"
Źródło: Dzień Dobry TVN
Losy 13-osobowej rodziny Clarke
Losy 13-osobowej rodziny Clarke
Jak słyszysz hasło nowotwór – sztywniejesz
Jak słyszysz hasło nowotwór – sztywniejesz
Mama, która wygrała z nowotworem
Mama, która wygrała z nowotworem
Depresja poporodowa - czym różni się od "baby bluesa"?
Depresja poporodowa - czym różni się od "baby bluesa"?
Maja Kapłon o walce z chorobą
Maja Kapłon o walce z chorobą
O choroba! Książka, która oswaja traumę
O choroba! Książka, która oswaja traumę
Dominika i Vincent to szczęśliwi rodzice jedenaściorga dzieci, których życie możemy obserwować w cyklu Dzień Dobry TVN "Pełna chata". Rodzina Clarke wciąż podróżuje między Podkarpaciem a szpitalem w Rzeszowie, gdzie przebywa ich syn Charlie. Jak sobie radzą? O tym opowiedziała mama dzieci w nagraniu opublikowanym na Instagramie.

Rodzina Clarke

W lutym polsko-brytyjska rodzina Clarke była na językach niemal całej Polski. To wtedy szczęśliwi rodzice powitali nowych potomków. Pani Dominika w 28. tygodniu ciąży urodziła bowiem pięcioraczki. Taka ciąża trafia się raz na 52 miliony przypadków.

Najmniejszy Henry zmarł trzy dni po narodzinach. - Musiałem być silny. Pokazywać tę siłę dzieciom. Nie jestem pewien, czy to do końca sobie przepracowałem - powiedział Vincent.

Rodzina podniosła się po stracie i obecnie stara się się wieść normalne życie we wsi Puchacze w gminie Horyniec-Zdrój na Podkarpaciu. Aktualnie Dominika i Vincent wychowują jedenaścioro dzieci w wieku: 12 i 10 lat, dwie pary bliźniaków: 7-letnie i 4-letnie, roczną dziewczynkę, a także niedawno narodzone czworaczki.

Niestety, swoim szczęściem nie mogą się cieszyć w komplecie, ponieważ jeden z synów Charlie wciąż przebywa w szpitalu. Rodzice kursują między domem a rzeszowską placówką medyczną, do której dojazd zajmuje im półtorej godziny. Wówczas pozostałe dzieci zostają z opiekunką. - Chciałabym go zobaczyć i czekam aż będzie w domu - wyznała jedna z jego sióstr.

Dominika Clarke musiała pochować syna, odciągać mleko i walczyć 

Dominika Clarke chętnie relacjonuje życie swojej rodziny w mediach społecznościowych. W jednym z ostatnich nagrań opowiedziała o pobytach w szpitalu.

- Przejechaliśmy około 60 tys. kilometrów. Około 700 godzin jazdy, około 120 litrów mleka. Patrzyliśmy, jak nasze maluszki rosną i zmieniają się, a jednocześnie myśleliśmy, ile jeszcze damy radę dźwignąć. Najpierw jeździliśmy razem, by - po 4 godzinach jazdy - chociaż chwilę być z maluchami. Choć godzinę, dwie. A potem długa droga powrotna i rozdarcie, bo tu trzeba zostawić, a tu w domu czekają - mówiła.

Pani Dominika ze względu na pozostałe dzieci w pewnym momencie musiała ograniczyć swoje podróże do szpitala. - Gdy dziewczynki zaczęły przychodzić kolejno do domu, jeździł już tylko mąż. Jakoś dawaliśmy radę, choć moje serce krwawiło, że nie mogłam jeździć do syna - przekazała.

Ponadto w tym trudnym momencie usłyszała od lekarza słowa, które rozerwały jej serce. - Byłam silna, dopóki nie zadzwonił do mnie lekarz dyżurny, który kompletnie zwalił mnie z nóg. W jej oczach byliśmy najgorszymi rodzicami, bo nie było nas ciągle przy dziecku. Te słowa wciąż brzmią w moich uszach. Mimo wszystko musiałam być silna. Musiałam pochować syna, odciągać mleko i walczyć - zdradziła.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości