Boże Narodzenie w domach dziecka
Czy może pani opisać, jak wygląda Boże Narodzenie w domach dziecka?
Każdego roku spora część dzieciaków wyjeżdża do swoich domów rodzinnych. Oczywiście zanim to nastąpi, zgodę musi wyrazić dyrekcja placówki, sąd, no i oczywiście sam podopieczny. Musimy być pewni, że dziecko będzie bezpieczne i spędzi święta spokojnie. Niestety, nie każdy ma do kogo pojechać i garstka dzieci zawsze zostaje u nas. Staramy się, by święta wyglądały tak, jak te w telewizji. Mamy swoje tradycje i co roku w Wigilię wspólnie ubieramy choinkę. Wcześniej pieczemy i ozdabiamy pierniczki oraz własnoręcznie robimy ozdoby.
Przy kolacji wigilijnej pomagają nam panie kucharki, które przygotowują tradycyjne potrawy. Dzieci też chcą się angażować i chętnie uczestniczą w robieniu ciast, słodkości i sałatek. W wigilijny wieczór dbamy o to, żeby wszyscy ubrali się odświętnie. Razem dekorujemy stół. Kolacja wygląda tak samo jak w każdym innym domu. Łamiemy się opłatkiem, śpiewamy kolędy, pod choinką zawsze znajdą się jakieś prezenty. Mimo wszystko wigilia to trudny czas dla dzieci. Prawda jest taka, że jakich by rodziców nie miały, nawet złych, to zawsze chciałyby spędzać czas z najbliższymi, z mamą i tatą. Staramy się, by miały trochę tego domowego klimatu, jednak zdajemy sobie sprawę, że nie o takich świętach marzą.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Świąteczna piosenka Dzień Dobry TVN
Czy dzieci chcą jeździć do rodziców na święta? Nie obawiają się tego, że coś nieprzyjemnego czy złego może się wydarzyć?
To do dzieci należy decyzja, czy chcą spędzić święta z rodzinami. Zawsze o to pytamy i bierzemy pod uwagę wszystkie możliwe czynniki. Podopieczni prawie zawsze idealizują swoich rodziców. Nieważne, co działo się w przeszłości, bardzo często myślą, że na pewno się już poprawiło, że w domu nie ma problemu z alkoholem. Zawsze przed takim wyjazdem pracownik z opieki społecznej sprawdza warunki w domu. Musimy mieć pewność, że ta rodzina się stara i w okresie świąt jest w stanie zapewnić spokój i bezpieczeństwo. Mamy w placówce dzieciaki, które są u nas od lat i chociaż nic nie wskazuje na to, by mogły wrócić do rodziny, to jednak najbliżsi utrzymują z nimi stały kontakt, zabierają do siebie na święta. Teraz, ze względu na COVID, to wszystko wygląda inaczej, jednak zasada jest taka, że jeżeli obie strony chcą się w święta spotkać, to nie robimy żadnych przeszkód. Staramy się to ułatwić.
Spotkania z rodzinami w domach dziecka
Czy każdy członek rodziny może zaprosić do siebie dziecko?
Jeżeli ktoś utrzymuje stały kontakt z dzieckiem, to raczej nie będzie przeciwwskazań. Unikamy jednak sytuacji, w których na święta jakaś daleka ciocia czy wujek przypominają sobie o dziecku i chcą je do siebie zabrać. To w gruncie rzeczy dla naszych podopiecznych obce osoby. Nie wiem, czy którekolwiek z dzieci chciałoby spędzać Boże Narodzenie w zupełnie nieznanym miejscu.
Czy takie wyjazdy do rodzin i powroty do placówki wpływają na zachowanie dzieci?
Każde dziecko podchodzi do tego zupełnie inaczej. Jeszcze przed epidemią było tak, że niektórzy rodzice zabierali do siebie dziecko raz w miesiącu, na część ferii czy kilka dni wakacji. Taka systematyczność sprawiała, że te wyjazdy i powroty były normalne, a nie "odświętne". Najciężej wszystko znoszą najmniejsze dzieci. Podczas świąt rodzice często się starają, unikają alkoholu, bo wiedzą, że w każdej chwili może przyjść urzędnik z kontrolą. A potem dzieci pełne nadziei i smutku wracają do nas. Staramy się z nimi szczerze porozmawiać, wytłumaczyć, zająć zabawą i za jakiś czas zapominają, wracają do swojej rzeczywistości. Starsi podopieczni wyjazdy do rodziców traktują czasem jak jakąś weekendową wycieczkę. Cieszą się, ale nie mają problemu z powrotem do placówki. Ostatecznie to u nas spędziły całe lata i czują się bezpiecznie i domowo.
Czy zdarza się, że podopieczni są zapraszani na święta do domów swoich przyjaciół?
Oczywiście takie sytuacje się zdarzają, jednak nie są to zaproszenia na całe święta, a na przykład na kolację wigilijną czy uroczysty obiad. Zdarza się też, że pracownicy placówki zabierają do siebie dzieci na któryś dzień świąt. Jeżeli dzieciaki chcą, to jesteśmy otwarci na takie spotkania. Przed epidemią mieliśmy też w okresie Bożego Narodzenia wiele telefonów od obcych osób. Często słyszeliśmy, że oglądali jakiś program o domach dziecka i chcą zaprosić na święta jednego z naszych podopiecznych. Nigdy się na to nie zgadzaliśmy. Uważamy, że święta z całkowicie obcymi ludźmi mogą być niekomfortowe.
Święta to ciężki czas dla podopiecznych, ale także dla pracowników domów dziecka. Jak godzą państwo życie prywatne z tak ciężkim zawodem?
Jesteśmy placówką całodobową, a każda osoba, która u nas pracuje ma swoją rodzinę, biologiczne dzieci. Staramy się to tak zorganizować, żeby każdy z nas choć jeden cały świąteczny dzień mógł spędzić w domu. Mamy świadomość tego, że sami wybraliśmy tę pracę i tak po prostu wygląda jej systematyka, jednak- zwłaszcza w okresie świąt - jest to po prostu trudne. Dla wszystkich.
Jak dzieci reagują na święta w domu dziecka?
Czy okres świąteczny związany z wyjazdami niektórych dzieci staje się czasem powodem do kłótni w placówce?
Faktycznie, zdarza się, że radość z wyjazdu jednego dziecka wprowadza inne w złość. Może to wynikać z zazdrości, może ze smutku, że jeden jedzie, a drugi - nie. Mimo wszystko robimy co w naszej mocy, by każdemu dostarczyć dużo miłości, atrakcji i przekazać tę magię świąt.
Przez wiele lat, systematycznie na tydzień przed Wigilią organizowaliśmy uroczystą kolację. Zapraszaliśmy wszystkich rodziców, pracowników, sponsorów i przyjaciół. Pojawiało się u nas nawet kilkadziesiąt osób. Dzieci uwielbiały tę tradycję. Zależało nam na tym, żeby każde dziecko mogło spędzić choć kilka godzin z rodzicami przy suto zastawionym stole. Niestety od dwóch lat, ze względu na pandemię nie możemy powtarzać tego zwyczaju.
Czy są w placówce dzieci, których po prostu nie ma kto zaprosić na święta? Które nie mają żadnej rodziny?
Pracuję w domu dziecka ponad dwadzieścia lat i w całej mojej karierze może dwa razy zdarzyły się pół-sieroty. W naszej placówce nigdy nie było i nie ma sierot. Każdy ma rodzinę, ale niestety nie każdy utrzymuje z nią kontakt.
Czy zdarza się, że dzieci proszą, by zabrała je Pani ze sobą do domu?
Niestety tak i są to bardzo trudne sytuacje. Najczęściej proszą o to młodsze dzieci. Starsze żartują czasem, że jak je wezmę, to pomogą chociaż przy zmywaniu naczyń. Mówią to niby w żartach, ale prawda jest taka, że każdy chciałby mieć tę namiastkę domu. Teraz domy dziecka wyglądają inaczej. Jest bardziej kameralnie, jednak to nigdy domu nie zastąpi. Najbardziej wzruszające i ciężkie są te momenty, w których maluszki wchodzą nam na kolana, przytulają się. Pytają się, dlaczego się wychodzi, proszą, żeby jeszcze chwilę zostać, zabrać je ze sobą. Na niektóre pytania i prośby ciężko jest odpowiedzieć.
Czy dzieci, które ze względu na wiek opuściły już dom dziecka wracają do placówki na święta? Traktują Państwa jak rodzinę?
W tym roku już mieliśmy wiele telefonów, czy odbędzie się ta nasza wielka, wspólna wigilia. Nasi byli podopieczni, którzy są już teraz samodzielni, chcieli się z nami spotkać, odwiedzić pozostałe dzieci. Mamy kilkoro takich maluchów, których rodzeństwo się usamodzielniło i oni w każdej chwili mogą do nas przyjechać. Mogą też zabrać do siebie siostrę czy brata, ale często mieszkają w małym, wynajętym pokoju i nie stać ich jeszcze na zorganizowanie świąt. Jednak nasze drzwi zawsze są otwarte dla tych, którzy kiedyś u nas mieszkali.
Jak osoba z zewnątrz w czasie panującej pandemii może pomóc takim placówkom?
Bardzo dobrze sprawdza się idea pisania listów do świętego Mikołaja. Dzieciaki dostały naprawdę wszystko to, o co poprosiły. Ostatnio pod naszymi drzwiami ktoś zostawił anonimową paczkę. W środku były czekoladowe mikołaje i kartka z życzeniami wykonana własnoręcznie. Dzieciaki były zachwycone. Widać było, że ktoś poświęcił czas i energię na to, by zrobić coś samodzielnie. W kartce były spersonalizowane wierszyki dla dzieci, napisane od serca, humorystycznie. To na cały dzień wprawiło naszych podopiecznych w dobry nastrój. Były też u nas panie z koła seniorów, które w dni wolne i wieczory dziergały skarpetki. Dostał je każdy z naszych podopiecznych. Były kolorowe, śmieszne, ciepłe. Naprawdę uważam, że jeżeli ktoś chce pomóc, chciałby udzielać się w życiu domu dziecka, to warto skontaktować się z wybraną przez siebie placówką i zapytać, czy czegoś akurat nie potrzeba.
Zobacz także:
- Podopieczny domu dziecka relacjonuje, jak wygląda życie w placówce. "Początki były bardzo ciężkie"
- "Dziurawe skarpetki i niewyprane majtki". Najgorsze świąteczne "prezenty" przekazane do domu dziecka
- "Dziurawe skarpetki i niewyprane majtki". Najgorsze świąteczne "prezenty" przekazane do domu dziecka
- Siła jest kobietą. 30-letnia Polka prowadzi dom dziecka w Kenii. "Często nawet nie wiemy, w którym roku się urodziły"
Autor: Dagmara Olszewska
Źródło zdjęcia głównego: gettyimages/Catherine Falls Commercial