- Mateusz Glen dał się poznać szerszemu gronu odbiorców jako Ta Jedna Ciotka.
- Stworzona przez niego postać prędko zdobyła serca interenautów.
- W rozmowie z serwisem dziendobry.tvn.pl twórca uchylił rąbka tajemnicy dotyczącej jego nowej książki.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo:
Co najbardziej zaskoczyło Mateusza Glena podczas pisania kolejnej książki?
Czy "Na litość boską!" to najbardziej szalona przygoda Tej Jednej Ciotki? Co dalej planujesz?
Mateusz Glen: Tak, uważam, że jest to najbardziej zwariowana przygoda Ciotki! W pierwszej spotkaliśmy się w Ciechocinku, w drugiej części akcja działa się na Kaszubach, gdzie w tych dwóch miejscach i tak działo się sporo, było wręcz szalenie! Natomiast, uważam, że trzecia książka jest najbardziej absurdalna, zabawna, dynamiczna i pełna zwrotów akcji, zwłaszcza pod koniec. Myślę, że żaden pielgrzym nie odważyłby się ruszyć śladami rabusiów, którzy wykradli obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, ale Ciotka taka jest! W teorii nigdy się nie miesza, ale... A przy okazji poznaje takich gagatków, że głowa mała! A jeśli ktoś czytał poprzednie części, to zaskoczy się (mile, bądź przeciwnie), że pewien bohater wróci!
Jeśli pojawi się wizja napisania czwartej książki, to będę mieć zagwozdkę, czy zamknąć trzy poprzednie w przysłowiowej trylogii, czy jednak kontynuować cykl chronologicznie, opierając się na tym, co się wydarzyło (wizyta w sanatorium, dostanie pracy w kaszubskim portalu z poradami domowymi, pielgrzymkowy triumf). A może spróbuję się rzucić na głębszą wodę i napiszę coś dla dzieci? Albo odejdę od uniwersum Ciotki i napiszę książkę jako Mateusz? To znaczy, oczywiście ja napisałem swoje książki, ale myślami byłem Ciotką, a może teraz spróbuję być "sobą, sobą"? Który moment pisania tej książki był dla Ciebie najtrudniejszy, a który najbardziej absurdalny?
Myślę, że przy pisaniu książki najgorszy i najtrudniejszy jest czas oraz przestrzeń. Nagrać krótki filmik bądź serię filmików, a napisać ponad trzystustronicową książkę, to co innego. Filmik jestem w stanie nagrać tu i teraz, a do napisania książki potrzebuję spokoju, weny, czasu i przestrzeni dookoła. Wtedy rzeczywiście trzeba się skupić, by logicznie pisać, być na bieżąco ze swoją wymyśloną historią. Pisanie rozciąga się na miesiące, a kiedy udało mi się wydać dwa tytuły w 2024 roku, to miałem trochę od siebie narzucone tempo, że okej, trzecia książka powinna być po kolejnym pół roku, ale tak się nie stało.
Wiele projektów, wyjazdów i przeprowadzka tak mnie pochłonęły, że nie byłem w stanie się wyrobić, a nie chciałem napisać książki, tylko po to, żeby napisać, na czas, na siłę. Chciałem się tym bawić, więc pisałem ją wtedy, kiedy w stu procentach czułem, że to jest czas napisać kolejny rozdział. Samym absurdem jest to, że wydałem już trzecią książkę! Bo absurd Ciotki, jej humor, dystans, podejście do życia i mieszanka przygód to jedno, ale to, że ja, podpisując się pod tym imieniem i nazwiskiem, jestem ojcem trzeciej książki. Widzę je w witrynach księgarni, ludzie je czytają, słuchają. To jest przepiękne uczucie, odpisuję na ten wywiad w momencie, w którym jadę do Krakowa na targi książki, gdzie będzie na mnie czekać długa kolejka fanów i już czytelników. Te spotkania są warte każdego stukania w klawiaturę, coś pięknego!
Czy któraś z postaci w książce ma swój pierwowzór w prawdziwym życiu?
Oczywiście! Ciotkę pomijam, bo to chyba już każdy wie, że jest to miks moich babć czy cioć. Ale kiedy budowałem świat w książce i musieli pojawić się nowi bohaterowie, to wzorowałem się na prawdziwych osobach. W pierwszej książce wystąpili bohaterowie, w których zamknąłem np. moją mamę, przyjaciółkę czy byłego chłopaka. W trzeciej widoczni będą moi dziadkowie, wujek i sąsiadka z Częstochowy. Podwórko i dom bohaterów, w którym zatrzyma się Ciotka, jest moim podwórkiem z dzieciństwa. Tam moi dziadkowie robili pieczonki, hodowali kury i gołębie. Te fragmenty w książce są dla mnie powrotem do przeszłości, które chciałem uwiecznić, utrwalić wspomnieniami. To hołd również dla moich dziadków. Jak wyglądał Twój typowy dzień pracy nad tą książką. To bardziej była pielgrzymka czy maraton?
Mój typowy dzień jest pokręcony, dlatego do pisania książki potrzebuję spokoju. Zdarzało się, że pisałem coś w pociągu podczas podróży, ale to tylko wtedy, jak obok nikt nie siedział i oczywiście miałem wenę, flow. Wtedy muszę i chcę się skupić, więc znajomi, Internet, telefony nie wchodzą w grę. Pielgrzymką, myślę, można nazwać okres, w którym to pisałem, łącznie od listopada do maja, a teraz jestem w ciągu maratonu, takiego tournée promującego książkę.
Czy Ciotka z nowej książki powiedziała coś, co Ty sam chciałbyś kiedyś powiedzieć, ale się nie odważyłeś?
Oj, zdecydowanie! Myślę, że w poprzednich też były takie fragmenty, ale kiedy pisałem trzecią książkę, też pojawiły się złote myśli z mojego życia. To jest tak, że wtedy nie myślę stricte "ciotkowo", tylko chcę coś przekazać swojego, z mojego doświadczenia, z moich emocji, wspomnień, rozterek i bólu. Wtedy, pisząc to, czuję, że piszę do siebie samego. Oczywiście, jest to skierowane do czytelnika, ale kto wie, może mu też to pomoże, bo niektóre cytaty mogą być takie podnoszące na duchu, terapeutyczne. Czy bym się odważył to powiedzieć na żywo? Pewnie tak, ale chcę też wykorzystać swoją pracę, że coś może zostać zapisane na stałe, na papierze. Jakie reakcje fanów na Ciotkę najbardziej Cię zaskakują? Czy ktoś kiedyś przyszedł na spotkanie przebrany? Przebrań chyba nie było, ale były inspiracje, tzn. koronki albo wymalowane oczy w ulubionych odcieniach Ciotki. Zaskakuje mnie, jak często te spotkania autorskie są emocjonalne, gdzie ludzie dzielą się ze mną poważnymi historiami, w których rzeczywiście czuję, że mój humor, dystans, wrażliwość im pomaga przebrnąć przez ciemne momenty dnia czy życia. I wtedy dociera do mnie, że: "Mateusz robisz wspaniałą robotę". To coś więcej niż tylko "chłop przebrany za babę" czy śmieszek z Internetu. Cieszę się, że moja postać Ciotki, jak i Mateusz, mają taki odbiór i jest mi bardzo miło, że mam taki wpływ i jestem też z siebie dumny, że jestem w tym autentyczny, że nie tylko "zdobywam" laury internetowe, telewizyjne, ale zdobywam niesamowitą więź i bliskość z moją społecznością, która sobie nawzajem pomaga.
Mateusz Glen a Ta Jedna Ciotka - jakie cechy ich łączą?
Czy zdarza Ci się, że ludzie traktują Cię jak Ciotkę nawet poza ekranem? Oj, zdecydowanie! Ale wtedy jest to wyczucie osoby. Załóżmy, jest sytuacja, że stoję na dworcu, podchodzi pani i mówi, że rozpoznała, że ja to ja. I wtedy sobie gadamy po "Mateuszowemu", ale gdy zapyta: "No, a co tam u Maślakowej?", to wtedy się odpalam, przełączam w "tryb Ciotki" i zaczynam gadać o klatce schodowej, niegrzecznej Beacie i drogich podkolanówkach. Natomiast widzę, że ludzie coraz częściej chcą poznać i porozmawiać z Mateuszem, w końcu bez niego nie byłoby Ciotki.
Jakie trzy słowa najlepiej opisują Ciotkę w tej książce?
Dajcie spokój, ona ma takie gadane, że w trzech słowach by się nie zmieściło! Ale jak już mnie tak dociskacie, to powiedzmy... Absurd, odwaga i... sentyment!
Co najbardziej zmieniło się w Twoim życiu od premiery pierwszej książki?
To życie się bardzo zmienia, jest dynamiczne i bardzo często chaotyczne. Myślę, że z wydaniem książek wiąże się taka "dojrzałość zawodowa". Trochę dalej nie wierzę, że mogę nazywać się autorem i być wpisanym na jedną listę z Olgą Tokarczuk na targach książki, ale tak. Jestem też autorem, nawet trzech książek! Człowiek obrasta w piórka, bo książka to nie trzydziestosekundowy filmik, który ginie w labiryncie algorytmów. Książka jest trwała, istnieje "namacalnie", coś zostawię na tym świecie po sobie, kiedyś. Jest to oblane solidnym wiadrem dumy i powodem do chwalenia się, tak. Bo to nie jest takie hop-siup napisać książkę. A i zmieniło się jeszcze jedno - wiele wyjazdów, wiele podróży i docieranie do kolejnych bibliotek na spotkania autorskie! Plus kolejna świetna przygoda, miałem okazję i zaszczyt przeczytać audiobooki do swoich dzieł!
Gdybyś miał napisać książkę o sobie, a nie o Ciotce, to jaki byłby jej tytuł?
Hmm... Moje nazwisko potrafi się wpasować w jakieś słowa czy powiedzonka. "Mam to zapisane w GLENach", zamiast w genach. Biologicznie, jest Euglena zielona, a inaczej gadanie to ględzenie, ale można napisać "GLENdzenie". Jednak, chyba przez to, że żyję kolorowo, ludzie widzieli mnie w wielu wersjach, nie tylko Ciotki, bo byłem między innymi księżną Dianą, Elżbietą Jaworowicz, Lady Gagą, Freddie'm Mercurym, Eugeniuszem (euGLENiuszem, kolejne!), Bodo, Katy Perry czy Violettą Villas, to może przeinaczyłbym tytuł pewnej znanej książki i filmu. Bo, jak wiecie, Mateusz ma różne twarze, pokazuje siebie w wielu odsłonach, ale chcemy poznać tę jego opowieść, która się przetacza pomiędzy wieloma wcieleniami. Więc może "50 twarzy Glena?", czy przesadziłem?
Do mojej autobiografii jeszcze raczej wiele lat, ale może skupię się na moim znaku zodiaku, jakim są Bliźnięta. No, ja żyję jak dwie osoby, Ciotka i Mateusz. Za każdą personą stoi jednak Mateusz. Bo bez niego, jego kreatywności, talentu, odwagi, dystansu, humoru nie byłoby nic. I wiem, brzmi to dziwnie, kiedy mówię o sobie w trzeciej osobie, ale łatwiej to rozdzielić na Ciotkę i Mateusza. W tym wszystkim, kiedy jestem kimś innym, pamiętam o sobie. Bo o sobie też trzeba pamiętać, a nikt za mnie mojego życia nie przeżyje, więc niech będzie kolorowe, pełne wyzwań i przygód. Bardzo się cieszę, że żyję "po swojemu" i moja pasja jest moją pracą. Życzę tego wszystkim!
Zobacz także:
- Ta Jedna Ciotka komentuje show-biznesowe ploteczki. "Piosenka podbije plażę w Jelitkowie"
- Gwiazdy muzyki występują na weselach. Ile pieniędzy za to biorą? Ta Jedna Ciotka ujawnia
- Ta Jedna Ciotka trzyma kciuki za Ewę Gawryluk. Ma ważny powód. "Blondynki trzymają się razem"
Jolanta Marat, Aleksandra Kokot
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne Mateusza Glena