Obóz przy granicy polsko-białoruskiej
Reporterka Uwagi! TVN przez ostatnie dni obserwowała, co dzieje się przy granicy polsko-białoruskiej i w okolicznych lasach. Po białoruskiej stronie granicy powstał prowizoryczny obóz. Migranci ogrzewają się przy ogniskach, budują szałasy, śpią w namiotach lub pod gołym niebem. Większość czuje się oszukana, lecz mimo wszystko żyje nadzieją na wydostanie się z ze śmiertelnej pułapki.
- Proszą o podstawowe rzeczy: jedzenie i picie. Piszą, że jest im bardzo zimno, że nie wiedzą, czy wytrzymają noc. Rzeczywiście w nocy jest bardzo zimno, nie tylko ze względu na temperaturę, ale też wilgoć, która przenika przez ubranie do szpiku kości. Mamy też sytuacje, w których ludzie mówią, że potrzebują pomocy medycznej i najgorsze jest odpowiadanie, że nikt im nie jest w stanie pomóc, bo są po białoruskiej stronie – mówiła Kalina Czwarnóg z fundacji "Ocalenie".
W wyniku uszczelnienia granicy, działający na tamtych terenach wolontariusze, coraz rzadziej otrzymują sygnały z prośbą o interwencję. Uchodźcy, którzy utkwili w strefie stanu wyjątkowego, mogą jednak liczyć na pomoc mieszkańców przygranicznych miejscowości. Pomagają pojedynczym Syryjczykom, jak i rodzinom z dziećmi.
- Było wśród nich trzyletnie dziecko. I w XXI wieku nagle trzeba w trzcinowisko nieść małemu dziecku wrzątek, bo nie wiadomo, co zrobić w takiej sytuacji. To są takie wątpliwości moralne, czy jak zadzwonimy po Straż Graniczną to oni będą bezpieczni, czy jednak zabrać ich do domu? To są decyzje, które stale trzeba podejmować w trosce o tych ludzi, ale też o nasze bezpieczeństwo, bo my też nie chcemy narażać się na zarzuty jakiegoś nielegalnego pomagania – stwierdziła Joanna Łapińska z Białowieży.
Migranci koczują w przygranicznych lasach
Część osób, którym udało się wydostać ze strefy stanu wyjątkowego, nadal koczuje w przygranicznych lasach. Migranci, kilkukrotnie zawracani na Białoruś, są w stanie skrajnego wyczerpania.
- W czasie rozmowy te osoby cały czas powtarzają: "No to the border, no Bialorus". One wiedzą, że mogą zostać wywiezione i my stwarzamy nadzieję na to, że procedury będą przestrzegane, aczkolwiek ja sama, słysząc takie pytania i patrząc w oczy tym osobom, jestem w stanie powiedzieć tylko, że nie wiem i to jest bardzo trudne – mówi Anna Chmielewska z fundacji "Ocalenie".
- Ostatnio z kolegą uratowaliśmy w lesie człowieka. Chodziliśmy i szukaliśmy zbłąkanych dusz. On leżał twarzą do ziemi i zamarzał. Daliśmy mu śpiwór, jeść, pić i tylko dzięki temu przeżył. Mówił, że umiera, wydawał się pogodzony z tą sytuacją. Warto było tu przyjechać, bo przynajmniej jedna osoba została uratowana - powiedział wolontariusz Piotr Matecki.
Poszukiwania członków rodziny
Diyar mieszka w Iraku. Przez długi czas szukał swojego kuzyna, który wraz z rodziną poleciał do Mińska. Kontakt z nimi urwał się po tym jak przekroczyli granice Polski.
- Przez 15 dni nie wiedzieliśmy, co się z nimi dzieje, po 15 dniach dostaliśmy maila, że są w ośrodku dla cudzoziemców w Polsce. To trudne dla nas jako krewnych, że trzy osoby z naszej rodziny zniknęły. Przez ten czas martwiliśmy się o nich, nie wiedzieliśmy, czy żyją. Większość ludzi na granicy polsko-białoruskiej to ludzie posiadający dyplomy, tytuły magistra i doktoraty w różnych dziedzinach. Ale u nas nie mają możliwości znalezienia pracy i zarobków, dlatego emigrowali. Kiedy jest wojna, ludzie uciekają. Drugim powodem jest okupacja kraju przez inne kraje, trzecim – źle sprawowana władza. To dwie partie polityczne w rękach dwóch kurdyjskich klanów. Te partie rządzą od 30 lat. Nie mogły zapewnić obywatelom dobrego życia. Przychody z ropy służą ludziom tych partii, wydawane są na ich zachcianki. Dlatego młodzi tracą nadzieję i emigrują – opowiada Diyar Qaradaghi.
Mieszkańcy Podlasia są podzieleni
Uchodźcy podzielili mieszkańców Podlasia. Jedni pomagają, inni czują lęk. Środowisko jest podzielone, co może wynikać z niewiedzy, strachu, bądź obaw. Napięcie na granicy eskaluje z każdym dniem. Podburzani przez białoruskie służby migranci próbują wymusić otwarcie granicy. W ostatnich dniach w okolicach Hajnówki doszło także do brutalnego ataku na uchodźców. Jedna z rodzin została zaatakowana łomami. Agresorzy zniszczyli także samochody interweniujących w lesie lekarzy.
- Jest to pierwszy tego typu znany incydent, natomiast należy podkreślić, że od wielu tygodni Polacy tutaj mieszkający robią niesamowitą pracę humanitarną, ponieważ tutaj nie mają dostępu organizacje humanitarne, a oni tutaj mieszkają. Taki incydent nie powinien przyćmić pracy i wysiłku, który wkładają mieszkańcy Podlasia - wyznał Iwo Łoś, wolontariusz Grupy Granica.
Zobacz także:
- Ruszyła kolejna edycja Szlachetnej Paczki. "Takie rzeczy, które dla nas są oczywiste, dla innych są marzeniem"
- Jak najlepiej dbać o wątrobę? "Profilaktyka jest bardzo ważna"
- "Moda narodowa", czyli stylizacje patriotyczne. Czy wstydzimy się państwowych symboli?
Autor: Sabina Zięba
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN