Pani Agnieszka i jej mąż od kilku lat żyją w strachu. Konflikt z sąsiadką o spadający z dachu na jej posesję śnieg doprowadził do tego, że małżeństwo musi wyburzyć swój dom. Reportaż programu Uwaga! TVN.
- Dla mnie życie straciło sens. Myślę o tym, jak to będzie wyglądało, kiedy będziemy burzyć dom – mówi pani Agnieszka. I dodaje: - Będę musiała mieszkać pod mostem, bo gdzie pójdę? Nie mam oszczędności. Nie mam majątku, całym moim majątkiem jest dom.
Dalsza część tekstu poniżej
Uwaga TVN
Uwaga TVN
Uwaga TVN. Konflikt sąsiedzki o spadający z dachu śnieg
Powód sporu sąsiedzkiego jest zaskakujący. Chodzi o spadający z dachu śnieg.
- Sąsiadka czepiała się o byle co – czy śnieg do niej spadał, czy nie spadał, to i tak spadał – denerwują się pani Agnieszka i pan Jerzy.
- I ten właśnie problem doprowadził do rozbiórki domu – podkreśla małżeństwo.
Co na to sąsiadka?
- Ani razu nie przyszli, by odgarniać śnieg. Skoro ich dach jest na moim płocie, to gdzie śnieg może spadać? Po kolana było, jak spadł – mówi kobieta.
Właściciele domu twierdzą, że byli skłonni odśnieżać posesję sąsiadki, kiedy były intensywne opady, ale nie chciała wpuszczać ich na swoje podwórko. Konflikt przybierał na sile. Kobieta z powodu problemu ze śniegiem wzywała straż miejską i policję. Zawiadomiła też nadzór budowlany.
- Jak dotarło to do nadzoru, to nadzór zmierzył, że okap dachu jest za długi. Wtedy skróciliśmy dach. Dodatkowo zamontowałem stopery. Ale dalej był problem – opowiada pan Jerzy. I dodaje: - Domontowaliśmy drabinki śniegowe. To rozwiązało problem tak, że śnieg nie spadał. Ale dla sąsiadki nie rozwiązało tego problemu.
Rozbudowa domu
Kilkanaście lat temu pani Agnieszka i pan Jerzy kupili działkę ze starym domem i postanowili go rozbudować.
- Ze starego domu została jedna ściana, przy granicy działki. Pociągnęliśmy budynek do góry i zrobiliśmy poddasze użytkowe – opowiada pan Jerzy.
- Dom budowała cała rodzina. Ja wyjechałam za granicę. Wzięliśmy kredyt hipoteczny. Cały wolny czas, całą naszą młodość, wszystkie nasze oszczędności włożyliśmy w nasz dom, bo to było nasze marzenie, by mieć swój własny kąt – mówi pani Agnieszka.
- Włożone było w to mnóstwo pracy i serca. Siedziałem po nocach, żeby to jak najszybciej skończyć – wspomina pan Jerzy.
W 2003 roku projekt architektoniczny przebudowy domu został zaakceptowany. Inwestorzy dostali pozwolenie na budowę. Po kilku latach, kiedy w domu już mieszkali, a konflikt z sąsiadką o śnieg trwał, w wyniku jej skarg okazało się, że ściana zachowana ze starego domu znajduje się za blisko granicy działki.
- Wcześniej nikt nic nie kwestionował. Dostaliśmy pozwolenie. Nie było przeciwskazań ani od strony sąsiadów, ani od innej strony – podkreśla pani Agnieszka.
Uwag, co do tego, że odległość jest zbyt mała, nie mieli także inspektorzy nadzoru budowalnego, którzy po zawiadomieniach sąsiadki dokonywali oględzin i pomiarów domu, bo budynek był usytuowany zgodnie z wydanym pozwoleniem.
Jak daleko musi stać dom od granicy sąsiada?
Prawo budowalne stanowi, że odległość od domu do granicy działki powinna wynosić co najmniej 3 metry. W pewnych warunkach przepisy dopuszczają też odległość 1,5 metra. W tym wypadku zabrakło 30 centymetrów.
- Nie chodzi o to, czy jest różnica 30 centymetrów, 10 cm czy metra. Jest zapis, że odległość minimalna wynosi 1,5 metra. Warunek nie został spełniony. W prawie budowlanym ani w tych postępowaniach nie ma empatii, są zapisy prawa, są artykuły, których trzeba przestrzegać – stwierdza Michał Syta, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Puławach.
- Gdybyśmy wiedzieli, że odległość jest za mała, to na pewno byśmy nie budowali w ten sposób – zapewnia pan Jerzy.
- I wówczas zburzyli wszystkie cztery ściany, a nie trzy. Nie musiałam w ten sposób budować domu. Ale oni przyjęli ten projekt. Bez żadnych zastrzeżeń – zaznacza pani Agnieszka.
Po kolejnych skargach sąsiadki urzędnicy stwierdzili, że dom rozbudowany został jednak niezgodnie z prawem i legalne wcześniej pozwolenie na budowę w 2007 roku zostało unieważnione. Po wielu latach biurokratyczno-sądowych batalii pani Agnieszka i pan Jerzy dostali nakaz rozbiórki domu.
Czy urząd miasta poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za dramatyczną sytuację, w jakiej znalazło się małżeństwo?
- Na pewno ktoś to weryfikował, a w jaki sposób, trudno mi powiedzieć, bo działo się to 20 lat temu – stwierdza Paweł Maj, prezydent Puław.
- Mogę tylko ubolewać w imieniu mojego poprzednika i urzędników, którzy wydawali tego typu decyzje – dodaje prezydent Paweł Maj.
- Ten projekt podpisywał ktoś z urzędu miasta, przecież nie poszłam do kucharza czy młynarza. Przecież pracują tutaj ludzie odpowiedzialni za swoje decyzje – mówiła podczas spotkania z prezydentem pani Agnieszka.
- Jeżeli państwo nie będą mieli mieszkania, to pomożemy z nim – zapewnił prezydent Puław.
Pomoc w postaci mieszkania nie jest jednak żadnym rozwiązaniem dla małżeństwa, a miasto nic więcej nie może zaoferować. Po latach żadnego urzędnika nie można też pociągnąć do odpowiedzialności, bo sprawa się przedawniła. Sytuacja stała się dla pani Agnieszki i pana Jerzego dramatyczna, bo dostali też ogromną grzywnę, która ma ich zmusić do rozbiórki domu.
- Mamy karę - ponad 100 tys. zł na osobę, razem ponad 200 tys. zł – podlicza pan Jerzy.
- Dostaliśmy już zawiadomienie o zajęciu konta przez urząd skarbowy. To jest nieludzkie, niewspółmierne do zarobków. Jestem zwykłym, szarym człowiekiem – podkreśla pani Agnieszka.
Kolejna kontrola nadzoru budowlanego
Zwaśnionym stronom nigdy nie udało się dojść do porozumienia. Konflikt bardzo się zaostrzył, kiedy pani Agnieszka i pan Jerzy zawiadomili nadzór budowalny, by sprawdził, czy u sąsiadki nie złamano przepisów budowlanych. W wyniku kontroli okazało się, że występują tam nieprawidłowości. Sprawa znalazła swój finał w sądzie. Kobiecie nakazano wykonanie dodatkowych robót budowalnych.
- Dlaczego nie przyszli się ugodzić? A nie pisać na mnie skargi! – mówi sąsiadka małżeństwa.
Próbując się ratować, pani Agnieszka i jej mąż zapłacili za nowy projekt architektoniczny, który definitywnie rozwiązałby problem ze śniegiem. Na tym etapie sprawy nikt nie chce brać go jednak pod uwagę. Prawnik, który od lat reprezentuje małżeństwo, z uwagi na ich dramatyczną sytuację, zaczął robić to pro bono. Jednak powoli i on traci nadzieję na sprawiedliwość.
- Moim zdaniem moi klienci są ofiarami bezdusznego prawa, w którym nie dostrzega się człowieka i jego problemów i tego, że prawo powinno służyć człowiekowi, a nie na odwrót – mówi adwokat Konrad Zalewski. I dodaje: - Wcześniej budynek stał i nikomu nie przeszkadzał. Ściana stała, jak stoi, ona w ogóle nie zmieniła swojego usytuowania. Wielokrotnie to podnosiłem.
Koszt rozbiórki domu, jak oszacował wstępnie rzeczoznawca, to 100 tysięcy zł, zaś budowa podobnego domu wyniesie 800 tysięcy zł.
Reportaże "Uwagi!" można oglądać na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Bełchatów – atrakcje miasta i okolicy. Kopalnie, muzea – ciekawe miejsca do zwiedzania
- Z pamiętnika żony górnika. "Każdy dzień może być tym ostatnim"
- Górniczka codziennie podejmuje niebezpieczną pracę w kopalni, by utrzymać rodzinę. "Wybuch dynamitu jest potężny"
Autor: wg/MK
Reporter: Magdalena Zagała
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN