Wiktoria Kubiak w rozmowie z Justyną Piąstą, dziennikarką serwisu Dzień Dobry TVN, wróciła wspomnieniami do najbardziej bolesnych chwil w jej życiu. W drugiej części wywiadu opowiedziała o tragicznym dniu, kiedy dowiedziała się o śmierci męża. Pierwszą część historii znajdziesz tutaj.
Dziennik żałoby Wiktorii Kubiak. Druga część wywiadu
Jeden dzień wywrócił życie Wiktorii do góry nogami i zmienił bieg wydarzeń. Po 8 miesiącach od ślubu jej mąż Mateusz zmarł.
- Pamiętam ten dzień z wielką dokładnością. Pamiętam każdą sekundę od samego początku do samego końca. To jest dzień, który nie wiem, czy kiedykolwiek wyjdzie mi z głowy - powiedziała 32-latka. - Mati wyjechał w sprawach, powiedzmy, prywatno-biznesowych. Ja zostałam w domu, nie pojechałam z nim. Jego wyjazd się przedłużył. Miał wrócić w piątek, później w sobotę. (...) W końcu miał do mnie wrócić w niedzielę wieczorem. Ja w niedzielę rano obudziłam się z takim okropnym nastrojem i próbowałam różnych rzeczy, żeby go polepszyć. Poszłam biegać, ale kompletnie mi to nie wyszło. Pamiętam, że nawet w środku dnia się popłakałam tak zupełnie bez przyczyny. Myślałam, że to może hormony, bo wtedy staraliśmy się zajść w ciążę - opowiedziała w wywiadzie.
Wreszcie około godziny 19:00 Mateusz zadzwonił do żony.
- Powiedział: "Pysiu, już do ciebie wracam". Rozmawialiśmy bardzo krótko. Moje ostatnie słowa do niego to było: "Jedź bezpiecznie". Zawsze kończyłam tymi słowami naszą rozmowę, bo miałam w tyle głowy, że jeśli tego nie powiem, a coś by mu się stało, to bym się obwiniała. To jest też coś, z czym walczyłam na wcześniejszej terapii, czyli właśnie ten wieczny strach o niego. No i powiedziałam mu to "jedź bezpiecznie", a on odpowiedział: "Oczywiście, Pysiu, jak zawsze". I parę minut później uderzył w drzewo – wyznała.
Wiktoria opowiedziała o prawdopodobnym przebiegu wypadku. Nie ma jednak pewności, czy jest to faktyczna wersja wydarzeń.
- To się zdarzyło podczas manewru wyprzedzania, natomiast nie pasuje mi kompletnie to miejsce z tą prędkością i z tym, że Mati jechał z nierozgrzanym silnikiem. On był dobrym kierowcą, lubił jeździć szybciej, ale wiedział, że na nierozgrzanym silniku nie można przekraczać pewnych prędkości, a mimo wszystko podobno jechał szybciej, niż powinien. Na dodatek ten manewr wyprzedzania zaczął się o wiele wcześniej, niż się normalnie przyjęło, więc mamy parę możliwości, dlaczego to się stało, ale nigdy się nie dowiemy. Byłam parę razy w tym miejscu, w którym to się wydarzyło, ale to miejsce nie daje żadnych odpowiedzi. Nawet powstaje więcej pytań niż odpowiedzi - podkreśliła.
Informacja o śmierci męża
Niedługo później Wiktoria zorientowała się, że coś jest nie tak, bo mąż zbyt długo nie wracał do domu.
- Nigdy nie zapomnę, jak dostałam telefon, w którym usłyszałam, że Mati miał wypadek. Nie zapomnę, jak zaczęłam krzyczeć, kiedy usłyszałam słowa "nie żyje". To jest niewyobrażalny ból. Do dzisiaj te słowa po prostu powodują... Nie życzę tego nikomu. Oczywiście, dużo osób te słowa w swoim życiu kiedyś usłyszy, ale to jest coś, czego się najbardziej boimy - wyznała 32-latka w rozmowie z Justyną Piąstą.
Jak przebiegły pierwsze dni po śmierci Mateusza?
- Myślę, że te pierwsze parę dni przeżyłam jedynie dlatego, że cały czas obiecywałam sobie w głowie, że zaraz do Matiego dołączę. To była moja główna myśl. Uważałam, że jeśli wykonam te wszystkie zadania, to że to będą po prostu ostatnie zadania, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć w życiu. Później takie myśli wciąż mi towarzyszyły, ale cały czas było coś do zrobienia i tak się to przedłużało. Działałam na autopilocie. (...) Tych czynności było na tyle, że zapełniały całe dnie. Oczywiście, to były dni pełne płaczu - przyznała.
W tym najtrudniejszym momencie Wiktoria mogła liczyć na wsparcie rodziny, bliskich oraz wspaniałej przyjaciółki, która nie opuszczała jej na krok.
- Moja przyjaciółka w dniu wypadku pojechała na urlop do Francji. To był pierwszy dzień jej urlopu. W nocy zadzwoniłam do niej i kiedy dowiedziała się, że Mati nie żyje, to już następnego dnia była na lotnisku w Gdańsku. Moja przyjaciółka była ze mną non-stop, spała ze mną, pilnowała mnie, rozmawiała ze mną. Przez cały czas mogłam płakać, mogłam mówić, co myślę. To była ta osoba, której mogłam naprawdę powiedzieć wszystko i ona mnie nie wyśmiała, nie próbowała negować moich uczuć, tylko po prostu była. Myślę, że moja przyjaciółka bardzo mocno wpłynęła na ten dalszy etap mojej żałoby. To znaczy, że ona tak dobrze zaopiekowała się mną w tym pierwszym etapie szoku, że ja teraz mogę mówić na ten temat. Tak mi się wydaje, że to jest jej zasługa. Dawałam sobie pomóc i nie odpychałam tej pomocy. Moje przyjaciółki zjeżdżały się do mnie tabunami, wymieniały. Tydzień jedna, tydzień druga - powiedziała Kubiak.
Dalszą część rozmowy znajdziesz w materiale wideo.
Jesteś w kryzysie - gdzie szukać pomocy?
Jeśli masz objawy kryzysu emocjonalnego - nie czekaj. W Polsce dostępnych jest kilka zupełnie bezpłatnych infolinii, na których znajdziesz pomoc.
- Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym, telefon: 800 702 222 Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
Zobacz także:
- Wzruszające wspomnienie Krystyny Jandy o mężu. "Nie wierzyłam, że umrze"
- Żona Tomasza Jakubiaka wspomina: "a potem zakochaliśmy się w sobie na wakacjach"
- Życie po śmierci partnera. "Mężczyźni częściej i szybciej otwierają się na poszukiwanie partnerki życiowej"
Autor: Justyna Piąsta
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne Wiktorii Kubiak