Zostały wdowami będąc w ciąży. "Dotarło do mnie, że nasz synek nigdy nie powie tato"

Wdowy w ciąży
Wdowy w ciąży
Źródło: Motoryzacja/GettyImages
Czas oczekiwania na dziecko jawi się jako jeden z najpiękniejszych momentów w życiu przyszłych rodziców. Wspólne urządzanie pokoiku, kompletowanie wyprawki, wizyty u lekarza często cementują związek i pomagają przygotować się do nowej roli. Niestety, nie zawsze ten bajkowy scenariusz może się spełnić. Zdarza się, że przyszłe mamy, w tym wyjątkowym momencie spotyka największa życiowa tragedia – śmierć ukochanego. Jak uporać się z żałobą po stracie partnera, nosząc pod sercem jego dziecko? Skąd czerpać siłę? Oto historie Karoliny i Magdy, które będąc w ciąży musiały zmierzyć się z bólem po śmierci partnera i samotnym macierzyństwem. 

Historia Magdy – "Nie wiedziałam co będzie ze mną, z dzieckiem, jak dalej żyć"

Trudno wyobrazić sobie co czują ludzie, którzy na początku wspólnej drogi muszą pożegnać ukochanego partnera. Zamiast planów na przyszłość pozostaje przeszywający ból, samotność i tęsknota. W takiej chwili chciałoby się schować przed światem, a perspektywa powrotu do "normalnego" życia wydaje się być niemożliwa do zrealizownaia. Zwłaszcza, że rzeczywistość po stracie ukochanego w niczym nie przypomina tej, którą pamiętamy sprzed tragedii.

Choć utrata partnera jest jednym z największych życiowych dramatów, zdarza się, że los rzuca wdowom dodatkowe wyzwanie. Co zrobić, gdy śmierć ukochanego przychodzi w momencie oczekiwania na narodziny dziecka? Ciąża to wyjątkowy czas w którym przyszłe mamy szczególnie powinny dbać o siebie i unikać stresu. Jednak śmierć partnera całkowicie pozbawia wdowy beztroskiego i radosnego oczekiwania na pojawienie się potomka. Co więcej, przyszłe mamy, mimo dramatycznych okoliczności muszą stawić czoło problemom. O walce o każdy dzień, depresji po śmierci ukochanego i trudach samotnego macierzyństwa opowiedziała w rozmowie z Martyną Trębacz z Dziendobry.tvn.pl Magda, która straciła partnera będąc w 6. miesiącu ciąży.

- Mojego Partnera poznałam w pracy za granicą, nie był Polakiem. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego spojrzenia. Bardzo szybko zamieszkaliśmy ze sobą, planowaliśmy wspólną przyszłość. Po pół roku zaszłam w ciążę, miałam wtedy 29 lat. Mieliśmy wspólne plany, marzenia - jeszcze przed porodem chcieliśmy się pobrać. Kiedy byłam w 6 miesiącu ciąży, doszło do tragedii. Gdy się o tym dowiedziałam runął mi cały świat. Nie wiedziałam co mam dalej robić, co będzie ze mną, z dzieckiem, jak dalej żyć. Postanowiłam wrócić do Polski do rodziców i przyjaciół, którzy pomogli mi stanąć na nogi, bez nich nie dałabym rady. Na początku było bardzo ciężko. Wpadłam w depresję, wszystko co robiłam, czułam że robię z przymusu. Ciągle płakałam, byłam w prawdziwym dołku. Ale wiedziałam, że muszę żyć i stanąć na równe nogi dla córeczki. To było tak trudne, czułam, że to wszystko jest nie sprawiedliwe, że na to wszystko nie zasłużyłam – mówiła Magda.

Jednym z największych wyzwań, jakie stoi przed wdowami, które spodziewają się dziecka są przygotowania do porodu. Wszystko to, co wcześniej robiły wspólnie z ukochanym, muszą przejść same. Jak przyznała Magda w tamtym czasie czuła się bardzo samotna.

- Całe przygotowania do narodzin, wizyty u położnej czułam się okropnie samotna, opuszczona. Pamiętam jak idąc na pierwszą wizytę myślałam, że nie dojdę, nie miałam siły. Stanęłam i zaczęłam okropnie płakać. To tak strasznie bolało, bo wiedziałam że na każdej wizycie był ze mną i wspierał mnie. Takich sytuacji było wiele, każdy dzień to była walka z samym sobą. W styczniu minie 3 lata i nie potrafię wyobrazić sobie, że mogłabym się zakochać i stworzyć nowy związek, czuje że to jeszcze za wcześnie – powiedziała Magda.

Historia Karoliny - "Myślałam o tym, że nigdy nie weźmie go na ręce"

Podobna tragedia spotkała Karolinę, która również będąc w ciąży musiała znaleźć w sobie siłę do uporania się ze stratą ukochanego. Jednak w tym przypadku mąż nie zdążył dowiedzieć się, że zostanie ojcem.

- Miałam 26 lat, kiedy zostałam wdową. Byliśmy rok po ślubie i w sumie 5 lat razem. Nigdy nie zapomnę tego dnia, to była niedziela, wieczorem mieliśmy odwiedzić jego rodziców. Po południu mąż dostał telefon od szefa, w pracy była jakaś awaria i mimo wolnego dnia musiał na chwilę pojechać do firmy. Już nie pierwszy raz była taka sytuacja, ale nie wiem dlaczego prosiłam go, żeby tego nie robił. Obiecał, że zaraz będzie, to miało potrwać tylko chwilę. To był lipiec, było deszczowo, właściwie nie było dnia bez burzy. Wracając zadzwonił, że zatrzyma się gdzieś po drodze na parkingu, bo jest zbyt niebezpiecznie, żeby jechać. Później jego telefon nie odpowiadał i zaczęłam się martwić, że coś się stało. Nie pamiętam ile czasu minęło, ale dostałam telefon ze szpitala, że mąż jest w ciężkim stanie. Okazało się, że nie zdążył się nigdzie schronić i kiedy jechał drzewo uderzyło w jego samochód. Trzy dni później zmarł w szpitalu. Pamiętam, jak szłam szpitalnym korytarzem i pytałam samą siebie – po co mam żyć? I prosiłam o jakiś cel, bo wiedziałam, że bez niego się rozsypię. Nie wyobrażałam sobie życia bez męża, a nie mieliśmy dzieci. I ja w tym szpitalu zemdlałam. Dostałam kroplówkę i zrobili mi przy okazji badania czy wszystko ze mną jest okej. I wtedy, przypadkiem dowiedziałam się, że jestem w 5 tygodniu ciąży – powiedziała w rozmowie z Martyną Trębacz z Dziendobry.tvn.pl Karolina.

Początki ciąży dla wielu kobiet są trudnym momentem. Wtedy szczególnie potrzebują wsparcia ze strony mężczyzny. W przypadku Karoliny informacja, że spodziewa się dziecka zbiegła się z ze śmiercią męża. Jak wspomina ten czas?

- Byłam przerażona, hormony szalały, a do tego musiałam się mierzyć z największą stratą w swoim życiu. Nie przypuszczałam, że to może być aż tak trudne, że będąc w ciąży jeszcze bardziej odczuje jego brak. Ciąże wspominam bardzo źle, to był bardzo traumatyczny okres w moim życiu. Bardzo bałam się porodu, wydawało mi się, że bez wsparcia męża nie dam rady. Nie mogłam też przeboleć, że nie dowiedziałam się o ciąży wcześniej i nie zdążyłam mu o niej powiedzieć. Wiem, że by się ucieszył, bardzo chciał mieć syna. Całą ciąże myślałam o tym, że nigdy nie weźmie go na ręce, nie przytuli, nie ukołysze do snu – powiedziała Karolina.

Śmierć ukochanego przekreśliła marzenia o wspólnym rodzicielstwie. Z chwilą przyjścia na świat synka, Karolina uświadomiła sobie, co ta strata oznacza nie tylko dla niej, ale i dla nowonarodzonego dziecka.

- Zaraz po porodzie dotarło do mnie, że nasz synek nigdy nie powie "tato" . A z drugiej strony wiem, że gdyby nie on, nie dałabym sobie rady. Mój mąż odszedł, ale podarował mi kogoś, kto jest jego kopią. Jak na niego patrzę to widzę w nim jego tatę – powiedziała.

Mimo upływu czasu, Karolina nadal nie wyobraża sobie nowego związku. Sensem jej życia stał się synek, dlatego nie chce pochopnie podejmować żadnych decyzji.

- Od śmierci męża minęło 6 lat. Dwa lata temu poznałam kogoś i chwilę byliśmy parą, ale nie umiałam się zaangażować. Jestem przede wszystkim matką i muszę w pierwszej kolejności myśleć o dziecku. Staram się pielęgnować w nim pamięć po tacie, chciałabym, żeby jak najwięcej o nim wiedział. Poza tym chyba ciągle nie mogę się pogodzić z tą stratą i nie jestem gotowa na nowy związek – dodała.

Trudno wyobrazić sobie co czują kobiety, które w chwili śmieci partnera spodziewały się dziecka. Utrata ukochanego z którym wiązało się plany na przyszłość jest dramatem, którego skalę rozumieją tylko ci, których życie wystawiło na podobną próbę. Prócz bólu i tęsknoty za najbliższą osobą pojawia się świadomość, że od pierwszej chwili ze wszystkimi wyzwaniami z jakimi wiąże się rodzicielstwo przyjdzie się mierzyć samemu.

Zobacz także:

Zobacz wideo: Ciąża po leczeniu onkologicznym

Ciąża po leczeniu onkologicznym
Źródło: Dzień Dobry TVN
podziel się:

Pozostałe wiadomości