"Rodzina wybrała mi sukienkę na pogrzeb, bali się, co powiedzą o mnie inni"
Utrata ukochanego męża czy partnera to jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń w życiu. Zwłaszcza, gdy spotyka to pełne życia kobiety, które dopiero co stały na ślubnym kobiercu. Niestety, zdarza się, że wdowami zostają kobiety przed 30-tką, dla których śmierć najbliższej osoby jest niewyobrażalnym szokiem. O tym, jak to jest zostać młodą wdową, opowiedziała w rozmowie z Martyną Trębacz z dziendobry.tvn.pl Ania, która straciła męża w wieku 29 lat.
- W sumie z moim mężem, Krzyśkiem byliśmy razem 9 lat, poznaliśmy się na studiach, a ślub wzięliśmy 6 lat później. Od początku wiedzieliśmy, że chcemy być razem, ale zanim zdecydowaliśmy się na ślub i dzieci, chcieliśmy zwiedzić trochę świata, dostać dobrą pracę, wybudować dom. Dwa tygodnie przed trzecią rocznicą ślubu Krzysiek miał wypadek samochodowy, z niewiadomych przyczyn zjechał z drogi i uderzył w drzewo. Zginął na miejscu. Nie bardzo potrafię odtworzyć, co się wtedy działo, co wtedy czułam, bo mam dziury w pamięci. Przez pierwsze dni właściwie nie wstawałam z łóżka. Dzień pogrzebu był najgorszym w moim całym życiu. Nie tylko musiałam się z tym zmierzyć, ale jeszcze zobaczyłam w jednym miejscu wszystkich jego przyjaciół, całą rodzinę, znajomych. Niby wszyscy mi współczuli, ale ja czułam na sobie ciekawskie spojrzenia i przez to czułam się jeszcze gorzej. Pamiętam, że moja rodzina wybrała mi sukienkę na pogrzeb. Mnie było to zupełnie obojętne w czym pójdę, ale oni uznali, że to ma znaczenie. Zaproponowałam, żeby nic nie kupowali, bo założę czarną sukienkę, którą Krzysiek kupił mi na urodziny. Była elegancka, ale dość krótka, obcisła. Nikt nie powiedział mi tego tak wprost, ale później z pespektywy czasu zrozumiałam, że bali się, co powiedzą o mnie inni. Nie mam do nich żalu, wiem, że chcieli dobrze, ale przeraża mnie ta myśl, że ktoś w takiej chwili może mnie oceniać, patrzeć na to, jak wyglądam, tak jakby to świadczyło o mojej miłości do męża.
Jednym z największych wyzwań, jakie czekają na kobiety, które straciły mężów, jest zmierzenie się z prozą codzienności. Zamiast wspólnych planów trzeba na nowo znaleźć sens i siłę do życia.
- Po jego śmierci bałam się mieszkać sama w naszym domu, dlatego przeniosłam się do rodziców. Codziennie chodziłam na cmentarz i właściwie to był w tamtym czasie mój jedyny cel. Czas jakoś nie bardzo mi pomagał, po kilku miesiącach od jego śmierci czułam się jeszcze gorzej, nie umiałam poradzić sobie z tęsknotą, a dodatkowo zaczęło do mnie docierać, że stało się coś nieodwracalnego. Nie umiałam z nikim o tym rozmawiać, bo wiedziałam, że nikt z moich bliskich nie wie co czuję, bo kto może zrozumieć 29 latkę, która została wdową? Zaczęłam szukać pomocy u psychologa, ale nawet terapia nie bardzo mi pomagała. Do pracy nie miałam siły wracać. Odcięłam się od większości znajomych, bo wszyscy poza mną byli w parach, a poza tym to byli nasi wspólni znajomi. Sama ich obecność przypominała mi o Krzyśku. Nie umiałam znaleźć w sobie żadnej siły do życia, miałam dom, który wybudowaliśmy wspólnie, na dodatek na kredyt. Bałam się w nim mieszkać, wszystko przypominało mi jego. Nie umiałam sobie też wyobrazić, że kiedyś zamieszkam tam z kimś innym. Może to chore, ale czułam, że to byłaby zdrada, bo budowaliśmy ten dom z moim mężem. Miałam duże wsparcie ze strony rodziny, była przy mnie najlepsza przyjaciółka, ale gdzieś tam w środku czułam, że muszę zacząć wszystko od nowa. Starałam się radzić sobie po swojemu, tak, żeby małymi krokami odnaleźć jakiś sens, cel w życiu. Po roku mieszkania u rodziców i życia na ich koszt, wróciłam do naszego domu. Żeby nie bać się tam sama spać, zaczęłam biegać późnym wieczorem, czasem nocą i tak oswajałam ten strach. Nigdy nie lubiłam sportu, ale w tamtym czasie bieganie mnie relaksowało, poza tym jak byłam bardzo zmęczona, to lepiej spałam. Wpadłam w wir czytania, szukałam książek, które mnie będą motywować i dodawać siły. A później pomyślałam, że skoro moje stare życie się skończyło, to musi się zacząć nowe, więc postanowiłam, że będę od tej pory żyła swoim drugim życiem. Zostałam instruktorką fitness, mimo że wcześniej pracowałam w biurze. Zaczęłam się uczyć języków, bo wcześniej to Krzysiek był moim przewodnikiem, ja nigdy nie miałam smykałki do nauki języków obcych. Zawsze bałam się, że bez Krzyśka sobie nie poradzę, że nie dam rady. Po śmierci męża postanowiłam, że będę najbardziej dzielną wdową na świecie. Chociaż bałam się samotności, to po jakimś czasie nawet ją polubiłam. Kiedyś myślałam, że już nigdy nie wyjdę za mąż, że będę zawsze sama. Żałowałam tylko, że nie zdecydowaliśmy się na dziecko, bo przynajmniej miałabym jakiś cel i kogoś, komu będę potrzebna. Moja rodzina bardzo mi kibicowała, chcieli, żebym kogoś miała i ułożyła sobie życie. Oczywiście nic nie mówili wprost, pewnie się bali mnie urazić. Nie potrafię powiedzieć, ile nocy przepłakałam i przez co przeszłam, bo tego nie da się zrozumieć, będąc z boku. Ale w końcu powiedziałam sobie, że już chyba nic gorszego mnie nie spotka, więc nie ma co się bać życia – powiedziała Ania.
Kobietom, które młodo straciły ukochanych mężów, często towarzyszy dylemat - czy pozwolić sobie na miłość, czy aby na pewno wypada stworzyć nowy związek. Społeczeństwo bywa wobec nich okrutne, dlatego młode wdowy czasem boją się przyznać, że są szczęśliwe. Pozostaje także kwestia poukładania relacji z teściami, dla których żałoba po stracie dziecka nigdy się nie kończy.
- W końcu po 4 latach po jego śmierci się zakochałam. Moja rodzina była przeszczęśliwa, ale nie ukrywam, że zależało mi też na tym, żeby teściowie zaakceptowali mojego partnera i oswoili się z myślą, że kogoś mam. Chociaż wszyscy mi to odradzali, to powiedziałam im o tym osobiście, nie chciałam, żeby dowiedzieli się od kogoś innego. Nie skakali z radości, ale powiedzieli, że zasługuję na miłość i że dobrze, że kogoś mam. Na razie nie planuję ślubu, już miałam białą suknię i wesele, więc nie zależy mi na tym. Mój związek jest inny niż ten z Krzyśkiem, ale staram się nie rozpamiętywać przeszłości i żyć dniem dzisiejszym – mówiła Ania.
"Teściowie uważają, że jego śmierć była mi na rękę"
Daria straciła męża mając dopiero 26 lat. Gdy koleżanki się zakochiwały, kończyły studia i zaczynały pierwszą pracę – ona musiała zmierzyć się z tragedią, która nieczęsto spotyka kobiety w jej wieku.
- Mojego męża poznałam w pracy, oboje pracowaliśmy w firmie transportowej. Od początku bardzo mi się podobał, był dużo dojrzalszy ode mnie, może dlatego, że był 10 lat starszy. Nie czekaliśmy zbyt długo ze ślubem, pobraliśmy się po 1,5 roku związku. Byliśmy małżeństwem niecały rok, kiedy mój mąż zmarł. Zachorował na raka kości i umarł po 4 miesiącach od diagnozy. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko tak szybko się potoczyło i dlatego po jego śmierci nie docierało do mnie, co się stało. 26 lat to nie wiek na chowanie męża. To wszystko było tak niewiarygodne, że ja sama nie umiałam tego pojąć. Nie docierało do mnie, że można w tym wieku zostać wdową. Chciałam wszystko sama ogarniać, więc zaproponowałam, że załatwię formalności związane z pogrzebem, żeby jego rodzice nie musieli tego robić. Dopiero moja siostra mi uświadomiła, że lepiej nie, bo wszyscy pomyślą, że jego śmierć mnie wcale nie ruszyła. Ale ja właśnie tak chciałam żyć, wiedziałam, że jak się zamknę sama w domu i będę wspominała, to nie dam sobie rady. Dlatego postanowiłam, że będę działać, bo jestem za młoda, żeby się poddać – opowiadała Daria w rozmowie z Martyną Trębacz z dziendobry.tvn.pl.
Mimo tragedii starała się cieszyć życiem, ale nie wszyscy byli w stanie zrozumieć jej zachowanie.
- Po pogrzebie zaczęły się rozmowy o spadku. Teściowie uważają, że jego śmierć była mi na rękę, a ja w ogóle nie cierpiałam, skoro po jego śmierci potrafiłam normalnie żyć, chodzić do pracy, spotykać się z przyjaciółmi. Poza tym nie nosiłam się jak typowa wdowa, od razu powiedziałam sobie, że nie chcę chodzić na czarno. Wiem, jak to jest odbierane z boku, ale byłam za młoda na bycie wdową. Chciałam żyć, dlatego robiłam wszystko, żeby iść do przodu. Nie chciałam walczyć z teściami w sądzie i wywlekać rodzinne sprawy, dlatego zrzekłam się mojej części spadku po mężu – wspominała.
Czy młode wdowy mają prawo się zakochać? Zdaniem wielu nie, zwłaszcza, gdy od straty ukochanego minęło niewiele czasu. Dlatego też Daria, która po niespełna roku zdecydowała się na nowy związek, spotkała się z niezrozumieniem ze strony części znajomych.
- Prawie rok po jego śmierci zaczęłam nowy związek, chociaż oczywiście byli tacy, którzy uważali, że to za wcześnie. Docierały do mnie różne plotki na mój temat, nawet część naszych znajomych odwróciła się ode mnie, bo nie mogli zrozumieć, że kogoś mam. Ja podchodzę do tego inaczej, uważam, że skoro nic nie wróci mu życia, to należy myśleć o sobie, bo inaczej to byłby też mój koniec. W moim przypadku to, że zostałam wdową w młodym wieku, zmotywowało mnie do walki o siebie. Wiedziałam, że całe życie przede mną, więc albo się poddam i mogę umierać, albo zrobię wszystko, żeby być szczęśliwą. Oczywiście zawsze się znajdą tacy, którzy powiedzą, że nie przeżyłam żałoby, że za wcześnie się z kimś nowym związałam. Ale nikt przecież nie wie, co czułam i jak było mi ciężko. Według mnie nikt, kto tego nie przeżył, nie może oceniać innych, bo to jest takie doświadczenie, którego nie da się z niczym porównać. Ja swoją żałobę przeżywałam w środku, nie potrzebowałam się z tym obnosić. W pewnym sensie to się nie skończy nigdy, bo przecież zawsze będę o nim pamiętać – podkreślała.
Śmierć najbliższej osoby jest bolesnym i trudnym doświadczeniem. Dla niektórych to trauma, którą przepracowuje się przez miesiące albo lata. Ból po stracie partnera nie zawsze musi oznaczać codzienne wizyty na cmentarzu i całkowitą zmianę dotychczasowego życia. Zarówno Ania jak i Daria uważają, że nie ma słów, którymi można opisać, co czuje się w takiej sytuacji. Żałoba jest skomplikowanym i bardzo intymnym procesem. Dlatego tak ważne jest, aby zamiast oceniać, pozwolić wdowom przeżywać stratę na swój sposób i wreszcie – dać im prawo do szczęścia.
Zobacz także:
- Związała się z kuzynem. Nam opowiedziała, jaką karę poniosła za zakazaną miłość
- Najgłupsze pytania rekrutacyjne. "Chcą sprawdzić, czy pierzemy mózg w tej samej pralni"
- Gdzie są granice flirtu? "To jest gra, która może być niebezpieczna"
Zobacz wideo: Historie żon himalaistów
Autor: Martyna Trębacz
Źródło zdjęcia głównego: E+