Wiktoria Kubiak w rozmowie z Justyną Piąstą, dziennikarką serwisu Dzień Dobry TVN, wróciła wspomnieniami do najszczęśliwszych momentów swojego życia. W pierwszej części wywiadu opowiedziała o tym, jak poznała Mateusza, który został jej mężem. A także o wyjątkowych zaręczynach w Paryżu i ślubie, który odbył się szybciej, niż początkowo planowała. "Miałam osiem miesięcy małżeństwa, które były piękne" - wyznała.
Dziennik żałoby Wiktorii Kubiak. Pierwsza część wywiadu
Przyjaciółka zawsze jej mówiła, że musi wyjść z domu, żeby kogoś poznać. Jednak tym razem nie miała racji. Życie napisało Wiktorii inny scenariusz, który mógłby być inspiracją do stworzenia romantycznego filmu o wielkiej miłości. Pewnego czerwcowego dnia, kilka lat temu, do drzwi jej mieszkania w Krakowie zapukał nieznajomy mężczyzna - Mateusz. To właśnie wtedy wszystko się zmieniło.
- To był taki czas, kiedy ja byłam tuż po studiach i w drugim pokoju w moim mieszkaniu przyjmowałam gości na Airbnb za naprawdę małe pieniądze. To był taki dodatek do budżetu, ale też sposób na to, żeby po prostu kogoś poznać. Całkiem miło wspominam ten czas, kiedy non-stop ludzie z różnych zakątków świata u mnie pomieszkiwali. I w ten sposób właśnie zapukał do moich drzwi Mati. Jak tylko otworzyłam drzwi, on się uśmiechnął. Ja się tak w nim zakochałam. Jego uśmiech mnie tak zauroczył, że od razu napisałam swoim przyjaciółkom: "Hej, ale mam przystojnego airbnbowca teraz na chacie". Na dodatek okazało się, że rozmawia nam się fantastycznie - powiedziała Wiktoria w rozmowie z Justyną Piąstą, dziennikarką serwisu dziendobry.tvn.pl.
Wiktoria i Mateusz poznali się w wyjątkowym momencie w roku - w okolicach obchodów Nocy Kupały.
- Jest taka tradycja, że kobiety, które chcą znaleźć męża, plotą wianki z kwiatów. Odprawiają jakiś rytuał, a później te wianki puszcza się do Wisły, żeby dalej popłynęły. Mężczyzna, który złowi wianek, będzie mężem tej kobiety. U mnie było inaczej, bo wianek nie wylądował w Wiśle. Rozpętała się bardzo duża burza, więc szybko wróciłam do domu. Rzuciłam ten wianek gdzieś w przedpokoju. Potem Mati mi powiedział, że wszedł do domu i pomyślał, dlaczego ja jakieś zdechłe kwiaty trzymam. I on ten wianek dotknął, więc w ten sposób "złowiłam swojego męża" - wspomniała z uśmiechem 32-latka.
Magiczne zaręczyny w Paryżu
Wiktoria i Mateusz poczuli, że są sobie pisani. Połączyła ich wielka miłość, ale też przekonanie, że od teraz chcą już razem iść przez życie. Wspólnie pokonywali przeciwności losu i wspierali się w trudnych chwilach, kiedy zmarły ich babcie.
- To rozregulowało nas kompletnie. Miałam dość mocną żałobę po babci, która później przerodziła w depresję. To nie był najszczęśliwszy czas w naszym życiu, dlatego postanowiliśmy, że musimy trochę wyjść z tego, coś zrobić. Akurat przyszedł czas moich urodzin, więc stwierdziliśmy, że pojedziemy do Paryża. Ja już wcześniej tam byłam, ale uznałam, że muszę pokazać mojemu chłopakowi to najpiękniejsze miasto z największą ilością obrazów, które kocham - mówiła Wiktoria. - Podróż zaczęła się bardzo źle, bo były takie turbulencje w samolocie, że myśleliśmy, że to już będzie koniec z nami. Wylądowaliśmy zamiast w Paryżu, to chyba w Kolonii. No i tak się zaczął nasz weekend. Cały jeden dzień został zmarnowany na dojazd do Paryża. Drugiego dnia tak padało, że nawet się nie dało wyjść z hotelu. Próbowaliśmy, ale to był dramat No i tego ostatniego dnia, kiedy już wyszło słońce, powiedziałam, że wychodzimy z hotelu i w ten jeden dzień zrobimy wszystko, co mieliśmy zaplanowane, bo nie możemy stracić więcej czasu - powiedziała Kubiak.
Wiktoria nie miała pojęcia, że ostatni dzień pobytu w Paryżu będzie początkiem nowego etapu w jej związku.
- Mati od samego rana był jakiś taki niemrawy. A to się ociągał w hotelu, nie chciał wyjść. Później, jak za mną chodził po Montmartre, to miał taką minę, jakbym go zmuszała do oglądania pięknych rzeczy. Trochę się na niego denerwowałam. Następnie poszliśmy na kawę do kawiarni Amelie Poulain z filmu "Amelia". Ci, którzy oglądali, to wiedzą, co działo się w toalecie tej kawiarni. Mati był taki zdenerwowany, bo nie chciał, żebym zobaczyła, że gdzieś tam w tle jest jego siostra. Ona cały czas nas śledziła. Miała na sobie czapkę z daszkiem, maseczkę, okulary. W końcu jego siostra umówiła się z nim, że w toalecie tej kawiarni go dopadnie i przekaże mu pakunek, który przyleciał tego dnia razem z nią do Paryża. Kiedy w końcu Mati otrzymał ten pakunek, to zjechaliśmy na dół do Ogrodów Luksemburskich. I tam od razu klęknął i zapytał, czy zostanę jego żoną. To było surrealistyczne wręcz przeżycie. (...) Już niczego nie obejrzeliśmy tego dnia, bo byliśmy w takiej bańce tych zaręczyn - wyznała Wiktoria w rozmowie z Justyną Piąstą.
Przyspieszona data ślubu
Początkowo Wiktoria i Mateusz planowali się pobrać 2 lata po zaręczynach, ale ostatecznie zdecydowali się szybciej zorganizować uroczystość.
- Chcieliśmy zacząć starać się o dziecko, a dla mnie zawsze było ważne, żeby te starania były po ślubie. Dlatego stwierdziliśmy, że w takim razie przekładamy ślub i odbędzie się za rok. Tak naprawdę, to gdyby nie to, to nigdy byśmy się nie pobrali. To znaczy nie wiem, co by się stało, natomiast dwa lata później Mati już nie żył. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość wyjść za niego. Mieliśmy czas, żeby ten ślub zaplanować, żeby to wszystko razem przeżyć i mieć chociaż te parę miesięcy małżeństwa. Miałam osiem miesięcy małżeństwa, które były piękne - podkreśliła 32-latka.
Drugą część wywiadu z Wiktorią znajdziesz w kolejnym artykule. TUTAJ.
Zobacz także:
- Dlaczego umierający widzą tunel? Neurochirurg wyjaśnia
- Przełomowe badanie dotyczące umierania. "Taka obserwacja nigdy wcześniej nie była możliwa"
- Czy dziecko powinno uczestniczyć w pogrzebie? "Dobrze jest pozwolić mu samemu podjąć decyzję"
Autor: Justyna Piąsta
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne Wiktorii Kubiak