"Siła jest kobietą". Mistrzyni skoków narciarskich walczy z PCOS: "Czasami trzeba coś poświęcić"

Skoczkini Kinga Rajda
Skoczkini Kinga Rajda
Źródło: Archiwum prywatne
Kinga Rajda jest rekordzistką Polski w długości skoku narciarskiego kobiet i trzykrotną mistrzynią naszego kraju. Na co dzień nie tylko zawzięcie trenuje, ale i walczy z chorobą Hashimoto oraz z zespołem policystycznych jajników. W cyklu "Siła jest kobietą" opowiada o swojej trudnej miłości do skoków i przełamywaniu barier. - Byłam w stanie wszystko poświęcić skokom - mówi 21-latka.

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.

Skoczkini Kinga Rajda od 2015 roku należy do kobiecej reprezentacji Polski w skokach narciarskich. Jest wielokrotną medalistką mistrzostw Polski i trzykrotną mistrzynią naszego kraju. W Oberstdorfie zajęła szóste miejsce w Pucharze Świata. W Planicy wynikiem 134 metry ustanowiła rekord Polski w kobiecych skokach narciarskich. Lista jej osiągnięć jest długa, a jak sama podkreśla, świat dopiero o niej usłyszy. W grudniu będzie świętować 21 urodziny.

Zobacz wideo: Skoki narciarskie na antenie TVN

Skoki narciarskie na antenie TVN
Źródło: Dzień Dobry TVN

Życie skoczkini z Hashimoto i zespołem policystycznych jajników

Dominika Czerniszewska, dziendobry.tvn.pl: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze skokami?

Kinga Rajda, skoczkini: Najpierw trenowałam zjazdy alpejskie i pewnego dnia ówczesny prezes klubu Sokoła Szczyrk zapytał mnie, czy chciałabym przystąpić do sekcji, bo latem organizują nabór dla przyszłych skoczków. Po zakończeniu sezonu zimowego poszłam na skocznię i tak już zostałam (śmiech). Miałam wtedy 11 lat, więc jak na tę dyscyplinę dość późno zaczęłam.

Co było dalej?

Dostałam się do kadry. Starałam się połączyć treningi z lekcjami. Uczęszczałam do zwykłego gimnazjum, ale moim marzeniem była Szkoła Mistrzostwa Sportowego. Rodzice nie godzili się na to. Na pierwszym miejscu stawiali edukację. Widzieli, że nauka przychodzi mi z łatwością i za wszelką cenę chcieli, żebym to kontynuowała. Nauczyciele traktowali mnie na równi z innymi, a musiałam się zwalniać z lekcji czy to na trening, czy zawody. W pewnym momencie zaczęłam już błagać rodziców, by pozwolili mi zmienić szkołę, bo przestałam dawać sobie radę. W końcu zaakceptowali mój wybór, ale do 18. roku życia nauka wciąż była priorytetem. O 8 zaczynałam trening, który trwał do 12, a potem od 12:30 do 18-19 miałam lekcje. Gdy wyjeżdżałam na obozy, wieczorami musiałam nadrabiać materiał. Dodatkowe zajęcia np. z matematyki potrafiły kończyć się o 22. I tak codziennie. Trzeba było się poświęcić, żeby później móc zbierać owoce. Dopiero gdy osiągnęłam pełnoletność, mogłam zadecydować, czy chcę związać swoją przyszłość ze sportem.

Rodzice pogodzili się z Twoim wyborem?

Z czasem tak. Zauważyli, że nie jest to widzimisię, a osiągam wysokie wyniki.

Czyli postawiłaś wszystko na jedną kartę?

Byłam w stanie wszystko poświęcić skokom. W pełni się zaangażowałam. Chciałam być supersportowcem, więc jeszcze bardziej dokładałam sobie obowiązków i odcinałam normalne życie. Natomiast zdając na AWF, nie wybrałam kierunku trenerskiego, a aktywność fizyczną i żywienie w zdrowiu publicznym, czyli bardziej dietetykę niż sport. Chciałam zrobić coś dla siebie i zaplanować przyszłość. Kariera sportowa w pewnym wieku się kończy. Nie chciałam więc zamykać sobie furtki. 

Z rozwagą podchodzisz do życia. Sporządziłaś już plan B. Czy to oznacza, że miałaś chwilę zwątpienia?

Miałam. Gdy w zeszłym sezonie zaliczyłam upadek na skoczni i podupadłam na zdrowiu, to sprowadziło mnie na dno. Od gimnazjum mam problemy z tarczycą. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie moje złe samopoczucie, wahania nastroju, bezsenność i nagłe przybieranie na wadze. To był ogromny problem. Byłam przewlekle zmęczona albo mój humor tak się zmieniał, jakbym przez cały czas miała okres. Najpierw stwierdzono, że mam niedoczynność tarczycy, a potem Hashimoto. Zmieniłam dietę. Zaczęłam przyjmować leki. Natomiast kilka miesięcy temu zdiagnozowano u mnie zespół policystycznych jajników (PCOS) i insulinooporność. Nie miałam wyników w skokach. Poświęciłam tyle dla sportu, a tu brak rezultatów. To było bardzo frustrujące. Wszystko się skumulowało. Ciągle szukałam siły w sobie, by doskakać sezon.

Zespół policystycznych jajników dotyka nawet co 10 kobietę, a postawienie odpowiedniej diagnozy potrafi trwać nawet kilka lat. Jak było w Twoim przypadku?

Miałam bardzo bolesne miesiączki. Całe ciało potrafiło się buntować. Widziałam, że inne dziewczyny nie reagują tak na okres. Wtedy coś we mnie drgnęło i poszłam do lekarza.

Pamiętasz, jakie emocje towarzyszyły Ci w gabinecie lekarskim?

Informacja była przekazana w sposób dość ostry. Lekarka powiedziała, że muszę zdecydować, czy w przyszłości chcę założyć rodzinę. Słysząc takie słowa, myślisz sobie, że w pełni poświęcisz się skokom, bo nie masz już nic do stracenia, a z drugiej strony jest ta świadomość, że przecież nie da się skakać przez całe życie. To mnie mocno podłamało. Popłakałam się. Gdy emocje opadły, musiałam mocno to przemyśleć. Postanowiłam, że w 100 proc. skupię się na skokach, by osiągnąć jak najwięcej, a potem będę się badać. Trochę ryzykuję, ale czasami trzeba coś poświęcić. Nie ignoruję jednak swojego stanu zdrowia. Dbam o siebie i jestem pod opieką specjalistów. 

Jak się obecnie czujesz?

Zaczęłam przyjmować hormony i leki na insulinooporność. Wspomagam się też suplementami i witaminami. Prowadzę zdrowy tryb życia, codziennie trenuję i spożywam wartościowe posiłki. Dopóki skaczę, nie chcę przyjmować silniejszych leków. Dopiero po sezonie będę to wszystko regulować. Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tej choroby. Myślą, że tycie wynika z obżerania się słodyczami, a wcale tak nie jest. Widzę po sobie, jak się woda magazynuje w organizmie.

W tych trudnych chwilach mogłaś liczyć na wsparcie psychologa?

Współpracuję z Łukaszem Miką, który od lat mnie prowadzi. Zawsze otrzymuję od niego wsparcie. Po tym kryzysie lato było już dużo lepsze. Teraz końcówka jesieni też była w porządku. Trochę czasu mi to zajęło, zanim ułożyłam sobie wszystko w głowie. Czasem te myśli o chorobach powracają i to jest walka z samym sobą, ale uważam, że jestem gotowa na najbliższy sezon.

Kinga Rajda o Pucharze Świata kobiet w skokach narciarskich 2021/2022

Jestem pod wrażeniem Twojej determinacji. Co czeka Cię w sezonie zimowym?

Zaraz startuje Puchar Świata, czyli zawody najwyższej rangi. W przyszłym tygodniu lecimy do Rosji. Później Norwegia, Austria. Wyjątkowo w tym roku nie mamy przed świętami zawodów. Pierwszy raz od 6 lat będę w domu na swoich urodzinach (śmiech). Zimą zazwyczaj trenujemy poniedziałek-środa. W czwartek jest wyjazd na zawody, a piątek-niedziela – skaczemy. Każdy tydzień wygląda praktycznie tak samo. W styczniu będę 4 dni w domu, w lutym – 7, a w marcu w ogóle. Sylwestra czy okres poświąteczny również spędzę na zawodach lub obozie. Dopiero wiosną trochę odsapnę, bo kwiecień-czerwiec to jest czas, kiedy wzmacniamy się fizycznie. Ćwiczymy na siłowni, chodzimy po górach, by przygotować się do sezonu letniego.

Wspomniałaś o świętach. Nie brakuje Ci celebrowania w gronie rodzinnym?

Nie, to już jest przyzwyczajenie. Gdy jestem dłuższy czas bez obozów, zawodów, to odczuwam ten brak ruchu i za nim tęsknię. Siedzenie na kanapie po kilku dniach mnie irytuje.

Skoki narciarskie kojarzą się przede wszystkim z adrenaliną. Czy odczuwasz ją tuż przed startem, gdy siedzisz na belce, a może dla Ciebie to już rutyna?

Hmm… dobre pytanie. Dla mnie to codzienność, ale jak się zmienia skocznię, szczególnie na większą, to wówczas pojawia się ciekawość i adrenalina. Ten pierwszy skok jest taki - wow, super, a potem przy każdym kolejnym skupiam się na wykonaniu zadania.

O czym myślisz przez te kilkanaście sekund, kiedy lecisz?

Tego czasu jest naprawdę mało. Dlatego pracujemy przede wszystkim na treningach, a potem wykonujemy tylko wyuczony ruch. Skupiamy się na zadaniu.

Wyznaczyłaś już sobie cele? Co chcesz osiągnąć na poszczególnym etapie zawodów?

Nie wyznaczam sobie celów wynikowych. Po prostu chcę oddawać jak najlepsze skoki. Zamierzam znaleźć się w top 15-20, by móc sięgać coraz wyżej.

Jaki jest Twój obecny rekord?

134 m w Planicy.

Okrzyknięto Cię "nadzieją polskich skoków". Dodaje Ci to skrzydeł czy wręcz przeciwnie - peszy?

Cieszę się, że ktoś coś we mnie widzi, ale przez to czuję też trochę presję. Na razie wychodzę z założenia - pracuj w ciszy, a efekty zrobią hałas. Jestem zawodniczką, która zdaje sobie sprawę, że forma życiowa jeszcze przed nią. Teraz nie potrzebuję rozgłosu, a chciałabym, żeby się pojawił, jak już będę osiągać wyniki, którymi będzie można się pochwalić.

Jesteś bardzo skromna.

Czy ja wiem (śmiech)? W Polsce jest około 20 zawodniczek. Ciągle nas przybywa, z czego bardzo się cieszę. Aczkolwiek za granicą poziom jest znacznie wyższy. To się odczuwa.

Który z trenerów zauważył w Tobie potencjał?

Wojtek Tomasiak, który zaopiekował się mną, gdy poszłam do SMS-u. Byłam początkującą zawodniczką, więc wzmacniał mnie wszechstronnie. Później przejął mnie Sławek Hankus, któremu zawdzięczam już wszystko.

Baletnice często muszą przestrzegać rygorystycznych diet w celu utrzymania smukłej sylwetki. Czy u Was jest podobnie?

Niektórzy stosują restrykcyjne diety, ale nie zawsze jest to potrzebne. Bo co z tego, że będziemy chude, jeśli nie będziemy miały siły? Wiadomo, że im mniejsza waga, tym lepiej, ale musi być zachowana równowaga. Na świecie skaczą przeróżne dziewczyny. Nie ma złotej zasady. W kadrze mamy dietetyczkę, panią Olę. Jednak na wyjazdach nie zawsze mamy dostęp do składników, które zostaną rozpisane w diecie. Dlatego same się pilnujemy. Musimy jeść zdrowo i dostarczyć sobie energii. Ze względu na choroby muszę pewne składniki wyłączać, a inne wdrażać.

Dodatkowo w środku sezonu musimy bardzo na siebie uważać, by sobie nic nie zrobić i później nie pluć w twarz. Na przestrzeni lat miałam upadki, ale chyba jestem dobrze przygotowana, bo na szczęście obok podkręconych kostek czy naciągniętych mięśni nie miałam poważniejszej kontuzji.

Dziękuję za rozmowę. Trzymam kciuki za wspaniałe wyniki, zarówno te sportowe, jak i zdrowotne! 

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com

Skoki narciarskie w TVN, Player.pl i Eurosporcie 1

Od 20 listopada można oglądać skoki narciarskie na antenach TVN, Eurosportu 1 oraz w Player.pl. Sprawdź aktualny terminarz skoków.

Skoki na TVN
Źródło: Discovery

Zobacz też:

Autor: Dominika Czerniszewska

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne

podziel się:

Pozostałe wiadomości