Lekarz Kamila o stanie chłopca
Śmierć 8-letniego Kamila z Częstochowy wstrząsnęła całą Polską. Chłopiec był maltretowany przez ojczyma. Mężczyzna bił, kopał i oblewał dziecko wrzątkiem. Ponadto umieszczał 8-latka na rozgrzanym piecu węglowym. Niestety Kamilek zmarł po 35 dniach walki o życie.
- Bezpośrednią przyczyną śmierci była postępująca niewydolność wielonarządowa. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi - pisano w komunikacie Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II.
Lekarz Kamila, dr Andrzej Bulandra w rozmowie z dziennikarką TVN24 Małgorzatą Goślinską opowiedział o stanie zdrowia chłopca w dniu przyjęcia do szpitala, czyli 3 kwietnia. - Moją uwagę zwróciło to, że to nie były oparzenia świeże, ale takie, które powstały jakiś czas wcześniej i nie były w sposób fachowy leczone - powiedział.
- Były brudne, zakażone, pokryte strupami. Nie widziałem żadnego efektu wcześniejszego leczenia - dodał.
Cierpienie 8-letniego Kamila
Chłopiec otrzymał fachową pomoc dopiero po pięciu dniach od momentu, kiedy został skatowany przez ojczyma. - Na pewno tego typu oparzenia związane są z bardzo dużymi dolegliwościami bólowymi. Przez te parę dni od momentu oparzenia do przybycia do szpitala musiało to być duże cierpienie - zaznaczył dr Andrzej Bulandra.
W oficjalnych komunikatach szpitala podkreślano, że największym problemem była choroba oparzeniowa, czyli "uogólniona reakcja zapalna organizmu na uraz, jakim jest oparzenie".
- Proces zapalny nie dotyczy wtedy tylko rany, ale "atakuje" inne narządy, [...] dochodzi do niewydolności narządów i wielu układów w organizmie. Leczenie polega na jak najszybszym przerwaniu tej kaskady zapaleń - podkreślił lekarz. - Natomiast jeśli zaczynamy leczyć późno, to jest czas na to, żeby pogłębiła się niewydolność wielonarządowa. Poza tym dochodzi do zakażenia. W momencie oparzenia rana jest czysta. W ciągu dwóch-trzech dni dostają się do niej bakterie - dodał.
Tego samego dnia chłopiec został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Po czterech tygodniach podjęto decyzję o wybudzeniu dziecka. - Pojawiła się kolejna infekcja, która spowodowała, że proces wybudzenia został wstrzymany - zaznaczył dr Bulandra.
Najstarsze obrażenia Kamila miały miesiąc od daty przyjęcia do szpitala. 8-latek miał złamane dwie ręce i nogę, a mimo to wciąż chodził do szkoły.
Czy często zdarza się, że do szpitala trafiają skatowane dzieci? - Mniej więcej kilkanaście rocznie. Liczba maltretowanych dzieci niestety nie jest rzadka i boję się, że niedoszacowana. Tych dzieci jest dużo więcej niż to widzimy. Większość z nich po prostu nie trafia do szpitala - podsumował lekarz w rozmowie z dziennikarką TVN24.
Cały wywiad przeczytasz w TVN24.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- "Były ogromne, sięgały do pępka". Magda zmniejszyła biust. Czy zabieg można wykonać na NFZ?
- Gdy zaszła w kolejną ciążę, bliscy nie oszczędzili jej uszczypliwości. "Z 500+ zrobi się druga wypłata"
- Surogatka ujawnia swoje zarobki. "Za tanio. Ceny powinny być wyższe"
Autor: Aleksandra Matczuk
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne/TVN UWAGA