Koszmar podróżnika uwięzionego w Kongo
Mariusz Majewski to zapalony podróżnik. Był pierwszym Polakiem, który postawił stopę na terytorium wszystkich 193 krajów członkowskich ONZ (i Watykanu) przed ukończeniem 40. roku życia. Przeżył też najdłuższą dobę trwającą 49 godzin, co zostało uznane za oficjalny rekord Guinnessa.
Niestety, chęć odkrywania świata mogła się skończyć dla Mariusza tragicznie. 13 lutego 2024 roku wyjechał do Afryki, a dwa dni później znalazł się w Demokratycznej Republice Konga. Jego podróż zbiegła się z wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w Rwandzie, co wywołało falę antypolskich protestów w DRK. Przypomnijmy, że oba kraje prowadzą konflikt zbrojny.
- Podróżowałem po DRK samochodem z wynajętym kierowcą. Nagle zatrzymała nas gwardia prezydencka, na zwykłą kontrolę drogową. Oni sprawdzili mój paszport i jak zobaczyli, że jestem Polakiem, to mnie aresztowali - powiedział Mariusz w Dzień Dobry TVN.
Podróżnik początkowo był przekonany, że wszystko to stało się dlatego, że nie zaproponował im żadnej łapówki. - Potem, kiedy sprawy zaczęły przybierać niespodziewany dla mnie obrót, to dowiedziałem się, że sprawa jest bardzo poważna. Gdy wtrącono mnie do więzienia i poprosiłem o kontakt z adwokatem, z rodziną, to powiedzieli mi, że nie mam żadnych praw - zrelacjonował nasz gość.
Mariusz początkowo spędził pięć tygodni w odizolowanym więzieniu w DRK. - Byłem pozbawiony kontaktu ze światem zewnętrznym, nie mogłem mieć nawet długopisu, papieru. Potem rozpoczął się proces publiczny. Sąd był stroną, która zapewniała tłumacza. Jednak on bardzo słabo znał angielski. Moja rodzina wynajęła adwokata, jednak przez to, że zajmował się moją sprawą, grożono mu śmiercią. To wszystko było farsą, sprawa była pokazowa i transmitowana przez telewizję. A społeczeństwo chciało dla mnie kary śmierci, ze względu na antypolskie nastroje w Kongo - powiedział.
Nasz gość do tej pory nie otrzymał oficjalnego wyroku z uzasadnieniem. - W ostatniej chwili kara śmierci została zamieniona na dożywocie, które nadal jest obowiązujące. W tej chwili taką informację otrzymałem - zdradził.
Podróżnik nie ukrywa, że w momencie tych dramatycznych wydarzeń był przekonany, że "długo tak nie pociągnie". - Utraciłem kontakt z rodziną (...). Wiedziałem, że jestem w stanie wytrzymać jakiś czas, ale atmosfera w więzieniu, brak kontaktu i sam fakt, że byłem niewinny, powodowało, że moje morale z dnia na dzień bardzo spadały. Myślę, że mogłoby to się skończyć różnie - wyznał.
Mariusz po pewnym czasie został przewieziony do drugiego więzienia. - W tym pierwszym więzieniu głodowaliśmy i nie mieliśmy kontaktu ze światem zewnętrznym. Ja się szybko załamałem, nie chciałem jeść i chciałem ze sobą skończyć. Oni się szybko zorientowali, dlatego pozbyli się mnie i przenieśli do więzienia cywilnego, które było bardzo niebezpieczne. W budynkach, które były przeznaczone dla 1,5 tysiąca więźniów, przebywało 15 tysięcy. To było miasteczko więzienne. Więźniowie w środku rządzili, a administracja była na zewnątrz. Według tamtejszych władz lepiej to wpływa na resocjalizację więźniów - wyjaśnił pozdróżnik.
Uwolniony z więzienia w Kongo
Ostatni raz Mariusz skontaktował się z rodziną 16 lutego 2024 roku. Po miesiącu ciszy, jego partnerka Mariola Ciach dowiedziała się, że został aresztowany. - Przez pięć tygodni nie wiedziałam zupełnie co się dzieje z Mariuszem. Nagle telefon i słyszę głos Mariusza. On powiedział wtedy, że przenieśli go do innego więzienia i że potrzebuje pieniędzy na łóżko - powiedziała Mariola.
Podczas rozmowy z partnerką podróżnik poprosił, żeby sprawdziła, czy w Kinszasie znajduje się polska ambasada. - To mnie nawet trochę rozbawiło, bo przez ten czas razem z naszymi przyjaciółmi próbowaliśmy poruszyć niebo i ziemię, wszystkie możliwe ambasady były poinformowane o tym, że Mariusz zaginął, a my go poszukujemy - dodała.
Mariusz w rozmowie z nami przyznał, że w więzieniu widział i przeżył koszmar. - Teraz wszyscy jesteśmy na terapii. Są takie rzeczy o których nie mówiłem nawet Marioli, omawiam je tylko z psychologiem. Poza tym są też takie rzeczy, o których nie mogę powiedzieć nawet wam, bo boję się o bezpieczeństwo moich bliskich - powiedział.
Teraz z perspektywy czasu Mariusz przyznał, że na fakt jego aresztowania wpłynęło kilka czynników. - Przede wszystkim podjąłem ryzykowną i tragiczną w skutkach decyzję o wyjeździe. Wiem, że nie wziąłem pod uwagę wszystkich okoliczności, zabiła mnie rutyna. Do tej pory nie miałem przykrych przygód i coraz mniej przygotowywałem się do podróży. Zabrakło też informacji w kontekście czasu, w którym tam jechałem - wyjaśnił Mariusz.
W uwolnienie Mariusza zaangażowała się dyplomacja polska, a Mariola była w stałym kontakcie z przedstawicielami MSZ. Teraz na podróżniku ciąży wyrok. Do tego ma do zapłacenia karę 10 mln dolarów. Nie tylko nie może wrócić już do DRK, ale także do innych krajów, z których groziłaby mu deportacja. - Wciąż czekam na listę tych krajów. Zależy mi na tym, żebym został uniewinniony. Chcę być niewinnym człowiekiem - powiedział.
- Są dwie możliwości. Oficjalna droga, czyli przez pomoc naszych władz oraz mniej oficjalna, czyli pomoc organizacji pozarządowych. Te dwie drogi mogą niezależnie od siebie działać - dodał Mariusz.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz też na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Jak działa służba zdrowia w długie weekendy? Przed wizytą u lekarza musi nastąpić triaż
- Światowy Dzień Grilla. Sprawdź wszystko, co powinieneś wiedzieć o grillowaniu
- Polskie truskawki pojawiły się na bazarkach. Czasami cena tych owoców "jest nierealna"
Autor: Anna Gondecka
Źródło zdjęcia głównego: Michał Woźniak/East News