Książka na dzień dobry. "Wizjer", czyli jak chronić swoje dane w sieci: "Kto ma informację, ten ma władzę"

komputer, monitor, internet
Cecilie_Arcurs/Getty Images
Manipulacja, socjotechnika, wykorzystywanie danych - z tym coraz częściej mamy do czynienia w Internecie. Zdarza się, że sami na to pozwalamy, bezrefleksyjnie udostępniając dane na swój temat w mediach społecznościowych. Czym to może grozić? Jakie niebezpieczeństwa czyhają na nas w sieci? O tym w ramach cyklu "Książka na dzień dobry" opowiada Magdalena Witkiewicz, autorka thrillera pt. "Wizjer".

"Wizjer" - nowa książka Magdaleny Witkiewicz

Luiza Bebłot, dziendobry.tvn.pl: Po serii książek dla dzieci, obyczajowych i o miłości, ze szczęśliwym zakończeniem, postanowiła pani napisać kryminał. Czyżby była Pani zmęczona pisaniem o dobru? Skąd taka zmiana tematyki, na zdecydowanie bardziej mroczną?

Magdalena Witkiewicz, autorka książki "Wizjer": Ja bardzo lubię dobro, ale czasami - żeby było dobro - trzeba wszystkich uświadomić, co nam zagraża, żeby nie wmanewrować się w trudną sytuację. Bardziej chodziło mi o to, że lubię wyzwania i w literaturze obyczajowej poczułam się już trochę pewnie, więc chciałam się sprawdzić, podjąć wyzwanie, napisać thriller i zobaczyć, jak to zostanie przyjęte. Ale trochę miłości w nim też jest. Może nie ma klasycznego happy endu, ale jest nadzieja, że będzie dobrze.

Miłość, o której pani wspomniała - i jej poszukiwanie - to naturalna potrzeba człowieka. W dzisiejszych czasach coraz częściej szukamy jej w Internecie, pandemia jeszcze bardziej temu sprzyjała, cały czas praktycznie byliśmy przy komputerze. Czy szukanie uczucia w sieci to dobry pomysł? Bo po przeczytaniu "Wizjera" można nabrać poważnych wątpliwości.

Każdy czas rządzi się swoimi prawami. Kiedyś nasi rodzice umawiali się na randki w kawiarni. Gdy ja szukałam miłości, zaczęły powstawać portale randkowe i coraz więcej moich znajomych się na nich spotykało, a teraz podejrzewam, że już większość osób poznaje się wirtualnie. Czasami z tego bardzo fajne i trwałe małżeństwa wychodzą, więc każde miejsce jest dobre, żeby znaleźć miłość, tylko trzeba po prostu do tego podchodzić odpowiedzialnie. Nie tak, jak w mojej książce, sprzedawać wszystkie dane na swój temat, tylko mieć z tyłu głowy myśl, że - jeżeli ktoś nam coś oferuje za darmo - to tak naprawdę za darmo nic nigdy nie jest.

"Kto ma informację, ten ma władzę"

Aplikacje, nie tylko randkowe, a także wyszukiwarki internetowe, zbierają mnóstwo informacji na nasz temat. Jak i w jakim celu je wykorzystują – nad tym nie mamy jednak kontroli. W którym momencie powinna się nam zapalić czerwona lampka?

Podam jeden z przykładów, który pokazałam w książce, kiedy jedna z moich znajomych chciała zagrać w pasjansa. Ściągnęła więc aplikację, a ta poprosiła o dostęp do każdego kliknięcia klawiatury, czyli dostęp do wszystkich haseł, mejli i tego, co kiedykolwiek napisze, czyli tak naprawdę do wszystkiego. Oczywiście znajoma nie zainstalowała sobie tego pasjansa, ale wystarczy chwila nieuwagi i aplikacja ma dostęp do całej naszej prywatności. Nie bez przyczyny mówi się, że Google wie o nas więcej, niż nasza rodzina i przed nim jesteśmy prawdomówni, bo wyszukujemy tam tego, czego faktycznie potrzebujemy.

Jeden z bohaterów "Wizjera" tłumaczy, że ten ma władzę, kto ma informację i potrafi ją wykorzystać. Niekiedy sami się tej władzy dobrowolnie poddajemy, chętnie udostępniając dane o sobie. Jak się nie dać wykorzystać? Czy jedynym rozwiązaniem jest niekorzystanie z mediów społecznościowych?

To nie jest wyjście. Żyjemy w takich czasach, że bez tego nie umiemy funkcjonować. Patrzę na moje dzieci, które są ostrożne i nie publikują w sieci swojego wizerunku, uważam, że jest to bardzo mądre. Współczesna młodzież do tego podchodzi już trochę inaczej, jest bardziej nauczona, niż my czy nasi rodzice, którzy myślą, że w sieci wszystko można klikać i na wszystko się zgadzać, nie czytając. Ale nie możemy absolutnie się gdzieś zamknąć w buszu bez Internetu. Podejrzewam, że nasi przodkowie też się bali, jak samochody zaczęły jeździć czy samoloty latać, ale się przyzwyczaili do myśli, że to im nie zagraża. My też się kiedyś nauczymy żyć z Internetem, a firmy, które zbierają dane, wykorzystują ten moment, kiedy jeszcze się nie nauczyliśmy i wciąż dajemy im bardzo dużo.

Jak chronić swoje dane w sieci

Czy według Pani czyhające w sieci pułapki są takie same dla obu płci? Czy kobietami, powszechnie uważanymi za bardziej romantyczne i empatyczne, łatwiej jest manipulować? Często słyszymy przecież o kolejnych ofiarach matrymonialnych oszustów, np. "na amerykańskiego żołnierza". Czy jednak na socjotechniczne sztuczki jesteśmy narażeni tak samo?

Nie znam badań na ten temat, ale jeżeli chodzi o aferę Cambrigde Analytica, gdzie w Stanach Zjednoczonych kierowano odbiorcami tak, by głosowali na Donalda Trumpa, a w Wielkiej Brytanii za Brexitem, podejrzewam, że manipulacja przebiegała w takim samym stopniu, jeżeli chodzi o kobiety i mężczyzn. Być może inne treści były skierowane, być może w inny sposób, ale myślę, że jest to równie łatwe wobec obu płci, tylko trzeba znaleźć odpowiednią metodę socjotechniki, żeby wpływać na dane osoby.

Bohaterka pani książki, Laura, jest specjalistką, zawodowo zajmuje się zbieraniem danych i ich analizowaniem, a mimo wszystko była obserwowana i tego nie zauważyła. Czy to znaczy, że naprawdę nie ma przed tym ucieczki i permanentna inwigilacja dotyczy wszystkich, niezależne od naszych komputerowych kompetencji?

Myślę, że tak. Niedawno ktoś się śmiał, że razem ze szczepionką wszczepią nam chip. Tak naprawdę nikt z nas nie potrzebuje chipa, bo każdy nosi go przy sobie, mając telefon komórkowy, który tak naprawdę jest doskonałym narzędziem do sprawdzenia wielu rzeczy o nas, np. gdzie jesteśmy. Karta kredytowa pokazuje natomiast, co kupujemy. Tak więc każdy, kto żyje we współczesnym świecie i korzysta z jakichkolwiek technologii, w jakiś sposób jest narażony na to, że zostanie przez kogoś znaleziony.

Podsumowując - media społecznościowe przyniosły nam więcej złego czy dobrego?

To trzeba wypośrodkować, bo przyniosły i jedno, i drugie. To tak, jak ze wspomnianym już wcześniej samochodem, który dał nam wiele korzyści, ale z drugiej strony ludzie przestali się ruszać i zaczęli więcej chorować. Tak samo z mediami społecznościowymi, trzeba z nich korzystać z umiarem i zdawać sobie sprawę, że przekazy, które są do nas kierowane w Internecie, są specjalnie tak zaprojektowane, żebyśmy się w to wciągnęli, żeby to był nas kolejny nałóg. Myślę, że jeżeli będziemy mieli tę wiedzę, to nie grozi nam zbyt wiele. Musimy po prostu zdawać sobie sprawę, że jeżeli klikamy na Facebooku w quiz typu: "czy jestem aniołem czy diabłem", to jest to po to, żeby ktoś coś od nas dostał. Jest w tym konkretny cel i prawdopodobnie jest nim pozyskiwanie danych - naszych, ale też naszych znajomych.

Czyli, tak jak wszędzie, także w social mediach należy zachować złoty środek i zdrowy rozsądek.

Zdecydowanie tak. Czasem warto się trochę odciąć od Facebooka, Instagrama czy komputera i poczytać książkę, np. "Wizjera".

"Książka na dzień dobry"

Czytanie rozwija wyobraźnię, pozwala nam na chwilę zapomnieć o otaczającej rzeczywistości, stać się kimś innym, przenieść w odległe epoki i nieznane regiony. To dla wielu osób ulubiony i najprzyjemniejszy sposób spędzania czasu. Niektórzy nie wyobrażają sobie dnia bez przeczytania choćby kilku stron.

Na rynku wydawniczym codziennie pojawia się mnóstwo nowych książek. Które warto czytać? Po jakie tytuły sięgnąć? Do których lektur z sentymentem wrócić po latach? Na których autorów zwrócić uwagę? Rozmowy z pisarzami - o książkach i nie tylko - pojawiają się na stronie Dzień Dobry TVN w każdą sobotę. Autorką cyklu "Książka na dzień dobry" jest Luiza Bebłot

Cyfrowe ślady, po których można nas odnaleźć w realu. Jak zachować bezpieczeństwo? Zobacz wideo:

Dzień Dobry TVN

Zobacz też:

Kuchnia dyktatorów, czyli książka, która zdobyła kulinarnego Oscara. "Iran podobno planuje serial na jej podstawie"

Magda Femme pokazała córkę. Nel bardzo wyrosła. "Jesteś do mnie podobna, tylko tego nie widzisz"

Hanna Zborowska o rozwodzie i nowym życiu: "Nadal mnie to boli"

Autor: Luiza Bebłot

podziel się:

Pozostałe wiadomości