Biebrzańska Wiedźma
Agnieszka Zach jest przewodniczką po Biebrzańskim Parku Narodowym, społeczniczką, zielarką, artystką, mamą czwórki dzieci, ale jest też wiedźmą.
- Kobietą na wiecznej służbie człowiekowi. Wiedźma to nie czarownica. My się nie zajmujemy czarami. My służymy człowiekowi wszystkim, co posiadamy, każdą wiedzą. I przede wszystkim dla dobra człowieka, czasami mimo jego chęci - wskazała Agnieszka Zach. - Wiedźma to jest opiekunka społeczności. Ta, która przekazuje pamięć pokoleń. Ta, która leczy, która pomaga. To jest ta, która jest w tej społeczności często osią, doradza, pomaga - dodała.
Skąd Agnieszka czerpie swoją wiedzę na temat natury, zielarstwa?
- Zarówno babcia, jak i prababcia zajmowały się pomocą człowiekowi. I pewne rzeczy są dla mnie naturalne. Dopiero jako dorosła kobieta dowiedziałam się, że to są rzeczy, których nie każdy używa i nie każdy szanuje. Jako dorosła kobieta zrozumiałam swoją drogę - powiedziała Zach.
Biebrzańska Wiedźma tworzy lalki-motanki. Czemu one służą?
- Motanka jest to lalka dobrych życzeń. To jest coś, co ma sprawić, że nasze marzenia się spełnią. Nie można np. przy niej prosić o coś dla kogoś. Motanka jest dla mnie. Proszę o sprawy dla siebie. Nie można prosić o krzywdę, bo motanka na to nie pozwoli. Były przypadki, gdy pogroziła palcem, bo ktoś chciał skrzywdzić innego człowieka. To jest, nazwijmy to "magia", ale to jest dobra magia. Motanką nie możemy kogoś uszkodzić - wyjaśniła gościni.
Połączenie z naturą i bliskość przyrody są dla Agnieszki Zach niezwykle ważne.
- Natura jest ponad wszystkim. Żadna wiara, żadne wierzenia nie mają absolutnie tutaj nic wspólnego. Człowiek jest składnikiem natury i w tej chwili nas bardzo daleko oderwano od natury. Wręcz w tych działaniach ekologicznych jest człowiek jako szkodnik. Nie, człowiek jest składnikiem natury. Jeżeli rozdzielimy człowieka od natury, to tak jakbyśmy drzewu odcięli korzenie, nie ma nas - podsumowała.
Największa zagadka polskich czarownic rozwiązana
W Dzień Dobry TVN pokazaliśmy również reportaż Radosława Męczykalskiego na temat tajemniczej sprawy z Doruchowa. Wsi nazywanej polskim Salem. W 1776 roku wprowadzono zakaz palenia czarownic. Prawdopodobnie przyczynił się do tego proces kobiet z Doruchowa na południu Wielkopolski. Proces, który jeszcze do niedawna był największą zagadką w historii polskich czarownic.
- Wiedziałam od lat, że z tym Doruchowem jest pewien problem - powiedziała Joanna Lubierska, genealożka, doktorantka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Była grupa naukowców, którzy mówili, że to była mistyfikacja. I nagle trafia mi się dokument, w którym jest wszystko napisane. No i mówię, otworzę księgi metrykalne i zobaczę, co tam jest - dodała.
W 1775 roku spalono czarownicę w Doruchowie. Przyjmuje się, że był to ostatni proces czarownic w historii państwa polskiego.
- Ci, którzy się tym tematem zajmowali, nie dotarli do dokumentów w archiwum archidiecezjalnym. Dlaczego? Dokumentów na procesy czarownic szuka się w archiwach państwowych. Wydaje mi się, że mało kto zakładał, że w archiwum kościelnym można znaleźć jakiekolwiek informacje ciekawe dotyczące procesów o czary - przyznała genealożka.
Cały reportaż można zobaczyć w materiale wideo.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Zobacz program na platformie VOD.pl. Wszystkie odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz też na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Październik miesiącem dobroci dla zwierząt. Jak można im pomagać?
- Horoskop na październik. Nadchodzi prawdziwa rewolucja
- Palo Santo – co to jest? Jakie ma właściwości?
Autor: Justyna Piąsta
Reporter: Radosław Męczykalski
Źródło zdjęcia głównego: Ola Skowron/East News