Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.
Zobacz wideo: Wyprawy w góry
Wyprawy w góry
Zobaczyć Himalaje
Dominika Czerniszewska, dziendobry.tvn.pl: Pamiętasz moment, kiedy połknęłaś górskiego bakcyla?
Magdalena Madej, pasjonatka Himalajów (odnosząc się do słów Reinholda Messnera "A tourist follows a trail; a mountaineer finds one", co można tłumaczyć na "Człowiek, który podąża gotową ścieżką jest turystą, himalaistą jest ten, który wyznacza nowe drogi"): To było za czasów dzieciństwa. Wychowywałam się w Zakopanem, a Tatry były moim domem i zarazem najbliższym podwórkiem. Każdą wolną chwilę spędzałam w górach. Mając 7-8 lat przeszłam z mamą większość turystycznych tras po polskiej stronie Tatr. Dorastałam na opowieściach mojej cioci o wyprawach na Mont Blanc, Großglockner czy Elbrus. W domu zawsze tematem przewodnim były wyprawy polskich himalaistów.
I tak sama postanowiłaś zapisać się w historii polskiego himalaizmu.
Nigdy w zasadzie nie miałam tego w planach, ale niespełna rok temu wraz z mężem otrzymaliśmy możliwość przeprowadzki do Katmandu, stolicy Nepalu. Wcześniej przez 3 lata mieszkaliśmy na tropikalnej wyspie Malezji – Langkawi. Pewnego dnia mąż wrócił z pracy i powiedział spokojnym tonem: "Magda, możemy pojechać na kontrakt do Katmandu". Zapadła cisza. Zaczęłam analizować w głowie: "Katmandu? Nepal? Himalaje! Przecież moim marzeniem jest, by choć raz na własne oczy zobaczyć najwyższe góry świata". Spojrzałam na męża i odparłam: "Zróbmy to! Nie mamy zobowiązań, więc czemu by nie spróbować? Nie jedziemy tam na całe życie, tylko na kontrakt. 2-3 lata szybko mijają, a możemy skorzystać z tego i pochodzić po górach". Decyzja zapadła. Szybko się przeprowadziliśmy. Postanowiłam nie tracić czasu i w pełni wykorzystać ten moment na spełnienie swoich marzeń z dzieciństwa. Uważam, że to dar od losu lub po prostu szczęście. Jeszcze tego samego miesiąca wyruszyłam na swoją pierwszą ekspedycję.
Wybrałaś Ama Dablam. Jak wspominasz swój himalajski debiut?
Ama Dablam (6856 m n.p.m) to jeden z najbardziej technicznych szczytów w Himalajach. Pierwszy raz byłam w górach wysokich, pierwszy raz na tak długiej wyprawie, pierwszy raz od dawna w tak niskiej temperaturze. To była dla mnie sroga lekcja. Miałam duże problemy z aklimatyzacją. Przez prawie tydzień bolała mnie głowa, do tego brak apetytu i pojawiły się zawroty głowy. Dość poważnie się rozchorowałam. Głęboki mokry kaszel z płuc nasilał się z każdym dniem. Musiałam przyjąć antybiotyki. Po kilku dniach postawiły mnie na nogi, ale również osłabiły organizm. Każdy krok to była walka. Zwyciężyłam tę bitwę z własnymi słabościami i weszłam na szczyt. Było warto.
Długo nie trzeba było czekać i wyznaczyłaś sobie kolejny cel - Lhotse. Mogę zaryzykować stwierdzeniem, że to bardziej ekscytująca wyprawa?
Nie potrafię powiedzieć, która z wypraw - Ama Dablam czy Lhotse - była dla mnie bardziej ekscytująca. Każda tak samo i na różne sposoby! Cieszyłam się tak samo, a ekscytacja opadła dopiero po kilku dniach trekkingu, kiedy dopadło zmęczenie. Idąc na Lhotse, liczyłam się z tym, że całość wyprawy może potrwać nawet dwa miesiące, a wysokość powyżej 8000 metrów jest już poważnym wyzwaniem. Dlatego przygotowania do niej trwały znacznie dłużej.
Skoro o przygotowaniach mowa, jakie trzeba mieć predyspozycje do wspinaczki?
Kiedyś Bill Bowermann, współzałożyciel firmy Nike powiedział: "Jeśli masz ciało, jesteś sportowcem". Jednak nie zmienia to faktu, że przygotowanie fizyczne oraz kondycyjne ma ogromny wpływ na bezpieczeństwo podczas wyprawy. Kiedy dochodzi do niespodziewanej zmiany planu, liczy się każda kropla wylanego wcześniej potu. Im jesteś silniejsza i sprawniejsza, tym łatwiej będzie poradzić sobie z przeciwnościami na trasie. To moment, kiedy każdy z nas powinien być w stanie realnie ocenić swoje możliwości. Bardzo ważnym elementem jest również determinacja oraz wewnętrzna siła, która w ostatecznym rozliczeniu może zdecydować o tym, czy wejdziesz na szczyt, czy zawrócisz, czy na nim zostaniesz… Wejście na ośmiotysięcznik nie jest wyjściem do parku. Myślę, że najważniejsze jest to, aby zrozumieć siebie, swoje możliwości i nie narażać postronnych ludzi na niebezpieczeństwo. Dlatego przygotowując się do ekspedycji, poważnie podchodzę do treningów. Trenuję wytrzymałość (bieg, podejścia na schodach, jazda na rowerze), siłę (trening na siłowni z obciążeniem, z uwzględnieniem nóg, ale również obręczy barkowej i ramion), długie spacery z obciążeniem na plecach oraz jogę i rozciąganie.
Powiedziałaś, że "wejście na ośmiotysięcznik nie jest wyjściem do parku". Jednak obecnie coraz więcej niedoświadczonych (i majętnych) turystów chce odhaczyć najwyższe szczyty.
Świat się komercjalizuje w każdej branży. Dużo się zmieniło od pierwszych wypraw w Himalaje, ale i w XX wieku była to kwestia pieniędzy. Warto przypomnieć porównanie wypraw Messnera i tych organizowanych przez Kukuczkę. Budżety zawsze miały znaczenie. Ułatwiona logistyka, lepsza technologia ubrań i sprzętu górskiego, wiedza czy przewidywalność warunków pogodowych - to wszystko zachęca ludzi do realizowania swoich marzeń. Każdy odpowiada za siebie i na własną rękę podejmuje ryzyko. Nie czuje się upoważniona do osądzania kogokolwiek. Kocham góry i skupiam się na swoich marzeniach.
Realizując je, możesz liczyć na wsparcie najbliższych?
Mam ogromne wsparcie, przede wszystkim mojego męża. Każdego dnia motywuje mnie i dopinguje podczas treningów. Zachęca i namawia, abym spełniała siebie i swoje marzenia. Czasami brakuje mi wiary we własne możliwości. Tak było w przypadku Ama Dablam. Dużo wątpliwości i pytań, czy się uda… Pamiętam, kiedy mąż powiedział: "Magda, idź, spróbuj. Przeżyj tę przygodę. Nic nie musisz. W każdej chwili, jeśli będziesz chciała, możesz zawrócić. Zabierzesz ze sobą piękne wspomnienia i doświadczenia". Taka forma wsparcia od najbliższej osoby przynosi spokój i pozwala jeszcze bardziej cieszyć się z tych przygód.
A przyjaciele przyzwyczaili się do Twojego stylu życia?
Z jednej strony tak, bo wejście na Ama Dablam czy Lhotse nie było dla nich dużym zaskoczeniem. Znają mnie i wiedzą, że za długo nie posiedzę w jednym miejscu. Ale z drugiej strony, jeżeli chodzi o przeprowadzkę do innego kraju podczas rozmowy pytają: "Kiedy wrócę?", "Czy bardzo tęsknię?". Zawsze tłumaczę, że dla mnie DOM to nie budynek, a miejsce, które kochamy, i w którym czujemy się kochani. Sposób, w jaki teraz żyję jest spełnieniem marzeń podróżniczych. Mam możliwość mieszkania w różnych zakątkach świata, poznawania i doświadczania nowej kultury, religii, ludzi, obyczajów i jedzenia. Z otwartym nastawieniem do zmian, elastycznością i szybką adaptacją, to zupełnie jak rozpoczęcie życia od nowa. Uważam, że jest to coś wspaniałego, ale rozumiem, że nie każdemu będzie odpowiadać taki styl życia. Trzeba być na to przygotowanym i przede wszystkim tego chcieć.
Z miłości do gór
Obok wspinaczki, czym na co dzień się zajmujesz?
Obecnie związana jestem z mediami społecznościowymi, m.in. tworzę kontent dla firm. Takie rozwiązanie pozwala mi pracować z każdego miejsca na Ziemi. Ponadto współpracuję z Nimsdai Foundation należącej do Nimsdai Purja, który w 2019 roku pobił rekord i wspiął się na wszystkie 14 szczytów w 6 miesięcy i 6 dni. W tym roku pracowaliśmy nad projektem Big Mountain Cleanup, co można tłumaczyć zarówno jako "wielkie sprzątanie gór", jak i "sprzątanie wielkich gór". Udało nam się ściągnąć z Everestu 500 kg śmieci! Teraz myślimy o recyklingu w Nepalu. Szukamy możliwości i zbieramy informacje. Nepal to niestety bardzo biedny kraj i słabo rozwinięty, jest tu wiele możliwości, aby pomagać. Staram się jak najwięcej dawać od siebie. Opiekuję się domem dziecka i rodziną z trójką dzieci. To zapełnia mi czas i wypełnia radością serducho.
Zdobywanie szczytów, działalność charytatywna - udowadniasz, że warto pomagać i walczyć o marzenia.
Zdecydowanie warto! Warto realizować siebie, ale zawsze należy pamiętać, aby starać się pozostawić coś po sobie. Ważne, aby realizując swoje marzenia pomagać ludziom, których spotkamy na swojej drodze. Karma wraca, a tu w Nepalu nabiera to jeszcze większego znaczenia. Nawet z pozoru niewielka pomoc może wiele zmienić.
Spełnianie marzeń to budowanie wspomnień, które zapisują się w naszej historii. Wiele dziewczyn do mnie pisze na Instagramie z wątpliwościami, czy się uda, czy warto spróbować. To są podobne pytania, które sama sobie stawiałam przed wejściem na Ama Dablam. Odpowiedź jest tylko jedna: "Jeśli nie podejmiesz próby, to tak naprawdę sama zamykasz sobie drogę do możliwości zrealizowania marzeń". W przypadku wyprawy w Himalaje już sam trekking jest niesamowitym doświadczeniem, podróżą i nauką samego siebie. Naprawdę warto przeżyć tę przygodę. Wejście na szczyt jest wtedy dla nas uhonorowaniem, a nie cyfrą na liście czy odhaczonym zadaniem.
Chodzenie po górach to świetny sprawdzian. Musisz przełamać własne bariery. Opadasz z sił, a mimo to postawisz jeszcze ten jeden krok, by być bliżej celu.
To powód, dla którego się wspinam. W życiu codziennym nie mamy sytuacji, by się sprawdzić, czy jesteśmy w stanie poradzić sobie w tak ekstremalnych warunkach. Musimy wyjść spoza naszej strefy komfortu, by doświadczyć tego. Wcześniej nie wyobrażałam sobie nie myć się 6 dni z rzędu (śmiech), czy spać przy -25 stopniach, a tam na wysokości takie przyziemne rzeczy nie mają znaczenia. Okazuje się, że jesteśmy w stanie żyć naprawdę bez wielu udogodnień i cieszyć się chwilą. Samo przeżycie ekspedycji, która przeważnie trwa dwa miesiące, daje ogromną siłę.
Zatem góry zmieniają podejście do życia?
Na pewno. Jeśli uda się przetrwać wyprawę i odnajdziesz przyjemność, a do tego pokonasz swoje słabości i docenisz podstawowe rzeczy, możesz być pewna, że w codziennym życiu poradzisz sobie w zasadzie w każdej sytuacji. Gdy wracam z gór, doceniam dach nad głową, ciepło, wygodne łóżko, dostęp do bieżącej wody. To są niesamowite odczucia, których na co dzień nie dostrzegamy. Pamiętajmy, że na wysokości nawet oddychanie jest wyzwaniem. Ponadto widzę po sobie, że nabrałam zdrowej pewności siebie, respektu do życia i dużego szacunku do natury. Wiem, że tak naprawdę niezależnie od tego, jak byłabym mocno przygotowana fizycznie, jak bardzo zdeterminowana, to wszystko nie ma znaczenia, jeśli warunki pogodowe nie sprzyjają. Można przygotowywać się latami do wejścia na szczyt, a pogoda i natura mogą na to nie pozwolić. Ten czas, który spędzamy tam w górach, zmienia człowieka. Uwrażliwia i wzmacnia.
Himalaizm uczy też cierpliwości i pokory.
Cierpliwość i podatność na zmiany to podstawa. Trzeba być elastycznym. Mamy przygotowany plan wyjścia, a może się okazać, że w ciągu godziny, ze względu chociażby na wiatr, ulegnie zmianie. To uczy dostosowywania i z pewnością pokory.
Miewasz w drodze na szczyt chwile zwątpienia: "Koniec, nie dam rady. Zawracam"?
Dobre pytanie. Nigdy, nawet w myślach nie powiedziałam do samej siebie: "Koniec, zawracam", ale często zdarzają się wątpliwości i rozterki typu: "Chyba nie dam rady", "Ile jeszcze?", "Ta droga chyba się nigdy nie skończy", "Jeśli już teraz jestem zmęczona, to jak mam iść przez kolejne 10 godzin?". Na trasie chyba każdy ma lekki kryzys. Ważne, żeby wiedzieć, jak sobie z nim poradzić. Tylko my sami jesteśmy w stanie przełamać swoje bariery, a także zrozumieć ciało i potrafić zmotywować się do dalszej walki o marzenia. Dla mnie zawsze pierwsza godzina podejścia jest bardzo ciężka, wręcz bolesna. Serce wali jak opętane, oddech szaleje, łapię łapczywie powietrze, a mimo to mam wrażenie, że się duszę. To moment, w którym moje ciało adaptuje się do nowych obciążeń, regulując pracę serca, oddech i tempo wchodzenia. Wiedząc o tym, jestem na to przygotowana. W końcu nikt nie mówił, że w drodze na szczyt będzie łatwo.
Podczas wspinaczki miałaś do czynienia z niebezpiecznymi sytuacjami?
Nie. Natomiast na Ama Dablam warunki były naprawdę ciężkie. Wiatr wiał z prędkością nawet do 50 km/h pomiędzy trzecim obozem a szczytem. To ostatni odcinek, więc ciało jest już bardzo wyczerpane. Czuć ten żywioł. Walczyłam ze swoimi słabościami i naturą. Natomiast w Bazie Głównej zmagałam się z codziennymi niedogodnościami. Mnie najbardziej doskwiera zimno, przed którym nie ma gdzie uciec. W nocy i w ciągu dnia, gdy nie ma słońca, zimno przeszywa wszystko - ubrania, poduszkę, bidon, herbata w kubku stygnie w ciągu 2 minut, bateria w telefonie pada po kilkudziesięciu minutach. W nocy jedynym ogrzewaczem jest butelka z gorącą wodą, która utrzymuje ciepło do ok. 2 w nocy i twoje własne ciało.
Często słyszymy o wypadkach w górach. Zapytam wprost – nie boisz się?
Każdego dnia wychodząc z domu jesteśmy narażeni na wypadki. Każdego dnia słyszymy również w wiadomościach o wypadkach samochodowych na drogach. Nie jestem osobą, która pozwala, by moim życiem zarządzał strach. Każdy z nas ustala swoją granicę ryzyka i decyduje się na to, co jest dla niego szczęściem. W górach czuję, że żyję.
To pasja czy niedosyt adrenaliny?
Po części na pewno pasja, ale przede wszystkim to ekscytacja życiem i chęć wykorzystywania każdej chwili. Będąc w górach, odnajduję spokój. Adrenalina jest dodatkiem.
Kobiety w wysokogórskim świecie
Czy w świecie alpinizmu można mówić o równouprawnieniu?
W ostatnich latach bardzo się to zmieniło. Uważam, że jest pełne równouprawnienie. My kobiety jesteśmy tak samo mocne. Potwierdzają to przykłady z tego sezonu. Moja koleżanka Adriana Brownlee ma 21 lat i kilka dni temu weszła na K2. To jest jej dziesiąty z czternastu ośmiotysięczników. Jest również Norweżka Kristin Harila, która w tym roku weszła na dziewięć ośmiotysięczników. Ustanowiła nowy rekord w szybkości wejścia na Everest oraz Lhotse – 8,5 godziny. Walczy również z pobiciem rekordu Nimsa. W naszej grupie na Lhotse było 7 dziewczyn i każda zdobyła szczyt. Niektóre podczas jednej ekspedycji weszły i na Lhotse, i na Everest. Myślę, że z każdym sezonem kobiety coraz bardziej udowadniają, że są silne i istnieją w świecie wysokogórskim, ale przede wszystkim inspirują. Część z nich jest mojej postury – 160 cm i niecałe 50 kg. Te liczby uświadamiają mi, jak silna jest moja determinacja. Dodają również wiary we własne możliwości. Inaczej jest, kiedy obserwujemy sukces zawodowego sportowca, który trenuje całe życie, a inaczej, kiedy widzimy amatora z pasją.
Masz już wyznaczony kolejny cel?
Tak. Chcę wykorzystać nadchodzący sezon i wejść na kolejny ośmiotysięcznik. Chciałabym to zrobić upamiętniając naszą najlepszą polską himalaistkę Wandę Rutkiewicz, która jako pierwsza na świecie w 1986 zdobyła K2. W tym roku mija 30 lat od jej śmierci na Kanczendzondze. Wciąż w moich marzeniach pozostaje Everest. Droga z Bazy Głównej do obozu czwartego jest tą samą dla Lhotse i Everestu. Przez kilkanaście godzin podczas wejścia i zejścia z Lhotse miałam przed sobą Everest. Tego obrazu nie wymarzę już ze swoich myśli… Wiem, że mogę to zrobić, ale najwyższa góra świata jest również tą najbardziej wymagającą pod wieloma względami.
Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com
Zobacz wideo: "Solo. Moje samotne wspinaczki"
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Założyła hospicjum perinatalne. Okrzyknięto ją "zielonogórskim aniołem"
- "Siła jest kobietą". Skrzypaczka z Ukrainy wspiera rodaków: "Tutaj biegasz, by zorganizować zapasy, a tam ludzie giną"
- Dramat dziewczynek w Dolinie Omo. "Cierpią od pokoleń i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić"
Autor: Dominika Czerniszewska
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne