Po 50-tce skończyła studia, rozwiodła się i pomaga innym. "Byłam w 100 proc. zależna od małżonka"

Halina Krawiec po 50. roku życia rozpoczęła nowy rozdział
Halina Krawiec po 50. roku życia rozpoczęła nowy rozdział
Źródło: Archiwum prywatne
Halina Krawiec po 50. postanowiła napisać własny scenariusz na swoje życie. Z gospodyni domowej zależnej od męża przeobraziła się w pewną siebie kobietę, która zawodowo pomaga m.in. osobom uzależnionym. Zrobiła prawo jazdy na motocykl, rozwiodła się, ukończyła studia. - Czas na zmiany jest dobry w każdym momencie życia – przekonuje w cyklu "Siła jest kobietą".

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.

Zobacz wideo: Trudne historie

Trudne historie

Źródło: Dzień Dobry TVN
Prawdziwa historia porwania trzech kobiet
Prawdziwa historia porwania trzech kobiet
Poruszająca historia afgańskiej rodziny
Poruszająca historia afgańskiej rodziny
Historia polskiej mafii
Historia polskiej mafii

Punkt kulminacyjny

Dominika Czerniszewska, dziendobry.tvn.pl: Co stało za decyzją tej wielkiej przemiany?

Halina Krawiec: Przez 25 lat pracowałam zawodowo, będąc z wykształcenia technikiem urządzeń sanitarnych, zajmowałam się ochroną środowiska. Potem wyprowadziłam się z dużego miasta na wieś i za namową małżonka zrezygnowałam z pracy. Przez 5 lat byłam gospodynią domową, dbającą o dom, ogród i potrzeby męża. Po tym czasie okazało się, że w moim małżeństwie nie jest tak, jak sądziłam. Uświadomiłam sobie, że w mojej rodzinie rozwijał się tylko mój małżonek. Miał czas na wszystko, ale nie dla mnie i naszego domu. Uważał, że jak zarabia pieniądze, to jest to wystarczający wkład w naszą rodzinę, a ja mam siedzieć cicho. Moje pomysły związane z podejmowaniem nowych działań już na wstępie były przez niego blokowane. Rezygnacja z pracy zawodowej była moim gwoździem do trumny. Byłam w takim stanie psychicznym, że uwierzyłam w to, że mąż zawsze ma rację. Przejęłam jego obowiązki domowe, a on chętnie z tego korzystał. Przestałam spotykać się ze znajomymi.

W 2010 roku uznałam, że sama sobie nie poradzę z tym, co się dzieje w moim życiu. Nie chciałam już tak bardzo cierpieć, chciałam odzyskać własną tożsamość. Dlatego zwróciłam się o pomoc do psychologa. Zaczęłam korzystać z psychoterapii i warsztatów rozwoju osobistego. I tak w wieku 53 lat zrobiłam nawet prawo jazdy na motocykl. Później założyłam własną firmę.

By stać się niezależną finansowo?

Tak, ale nie tylko. To już były dwa lata, jak pracowałam nad sobą, lecz ciągle byłam na utrzymaniu męża. Bez żadnych dochodów. Postanowiłam to zmienić. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby stworzyć miejsce, w którym kobiety będą mogły uzyskać wsparcie, chcące dokonać zmian w swoim życiu, tak jak ja to zrobiłam. Mieszkam na wsi, więc pomyślałam, żeby zaktywizować je tu, na miejscu. By nie musiały dojeżdżać do miasta. Szybko napisałam biznesplan i skorzystałam z programu dla niepracujących kobiet 50+. Miałam trening zawodowy na koszt UE. Dostałam środki, ale podczas rozmowy z doradcami usłyszałam, że brakuje mi odpowiedniego wykształcenia. Mimo to otworzyłam działalność Studio Rozwoju Osobistego Kobiet "Opal" i zorganizowałam warsztaty prowadzone przez psychologa. Niestety nie uzyskałam oczekiwanych efektów. Miałam swoją wizję i własny bagaż doświadczeń, z którego mogłam czerpać, więc postanowiłam zapisać się na studia, by w przyszłości sama móc je prowadzić.

Bliscy nie byli zaskoczeni Pani decyzjami?

Wywoływały wielkie zdziwienie. Patrzyli na mnie jak na jakiegoś dziwoląga. Jedna z sąsiadek powiedziała: "Ty nawiedzona jakaś jesteś". Moja rodzina też tego nie rozumiała. Mama powiedziała: "Zepsuli cię na tych terapiach". Mój mąż zmienił na chwilę swoje zachowania, ale szybko wrócił do tych, które mnie ranią. Usłyszałam od niego, że go terapeutyzuję, szufladkuję. Nigdy wcześniej nie mówiłam mu, jak się czuję i nie stawiałam mu granic.

A tu nagle zamiast "siedzenia cicho" zaczęła Pani rozkwitać…

Zdecydowanie. Byłam już po terapii, warsztatach, setki godzin poświęciłam rozwojowi, ale ciągle było mi mało. Pomyślałam, że życia mi zabraknie, żebym przeczytała wszystkie książki. Zawiesiłam więc działalność i poszłam się kształcić.

Jaki kierunek Pani wybrała?

Pedagogikę resocjalizacyjną, ponieważ była tam specjalizacja terapeuta uzależnień. Jeździłam z okolic Gliwic aż do Łodzi. Pomyślałam, że licencjat trwa 3 lata, więc jakoś to zleci i będę miała nowy zawód. Zdecydowałam się na studiowanie przede wszystkim, by zdobyć wiedzę, która pozwoli mi zrozumieć, dlaczego w swoim życiu tak, a nie inaczej się zachowywałam.

Nie bała się Pani poznać prawdy?

Oczywiście, że się bałam, ale nie prawdy, tylko nowej roli w życiu. Każda zmiana wywołuje lęk. Kiedy przyszłam na pierwsze zajęcia, byłam ja 50+ i młodzież. Było mi trudno. Natomiast trafiłam na niesamowitą kadrę pedagogiczną. Poza tym wiele zajęć było na temat rozwoju człowieka w średniej dorosłości, więc wyszło idealnie. Ukończyłam studia licencjackie z piątką na dyplomie. Przez ten czas nie pracowałam, a bardzo wnikliwie studiowałam. Nadal byłam więc na utrzymaniu męża. Postanowiłam pójść dalej i zapisałam się na magisterium na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. W trakcie trwania studiów po 40 latach rozwiodłam się z małżonkiem. Mieliśmy różne zdanie w sprawie tego, co to znaczy "dobrze". Nasze drogi się rozeszły w kulminacyjnym punkcie mojego życia. To było bardzo trudne. Miałam tak obniżony nastrój, że przyszło mi do głowy nie iść na egzamin. Targały mną emocje. Zmusiłam się jednak i zdałam. To było dla mnie znaczące, żeby nie zatrzymywać się, tylko iść dalej.

Nowy rozdział w życiu

I czym było to "dalej"?

Nowy rozdział w życiu. Musiałam mocno się pozbierać. Zacząć zarabiać. W końcu byłam niezależna. Obroniłam pracę magisterską w październiku 2018 roku, a w grudniu byłam już na zajęciach w szkole psychoterapii uzależnień. Po roku ją skończyłam i zostałam specjalistką psychoterapii uzależnień w trakcie certyfikacji. Mam jeszcze jeden egzamin do zdania. Natomiast od wielu lat pomagam osobom uzależnionym. Zaliczyłam ośrodek całodobowy dla narkomanów. Teraz pracuję w poradni dla osób uzależnionych głównie od alkoholu. Pracuję również z członkami rodzin, w których występuje problem z alkoholem, tj. osobami współuzależnionymi i DDA.

Wcześniej rozmawiałyśmy o aktywizacji kobiet. Dlaczego więc w swojej działalności skupiła się Pani na uzależnieniach?

Ponieważ były one obecne w moim życiu. Jestem rozwiedziona z małżonkiem, więc nie chcę go z tym wiązać, ale było trudno w naszej relacji. Wiele nieciekawych rzeczy się wydarzyło. Będąc jeszcze w zawiązku, zaczęłam poszukiwać przyczyn swoich i jego zachowań. Nie byłam osobą uzależnioną, a taką, która miała zaburzenia adaptacyjne, czyli zaspokajałam potrzeby mojego męża, nie troszcząc się o siebie. To spowodowało, że utraciłam swoją tożsamość. To, że skorzystałam z pomocy psychologa, było najlepszą decyzją w moim życiu. Później pomogły mi studia. Jestem specjalistką resocjalizacji i profilaktyki społecznej. Mam odpowiednie wykształcenie związane z tym wszystkim, co dotyczy zapobiegania chorobie alkoholowej.

Na co obecnie stawia Pani nacisk?

Na własnym rozwoju! (śmiech). Robię specjalizację. Podnoszę kompetencje w nurcie humanistycznym skupiającym się na podmiotowości klienta i jego zasobach. Sprawia mi to dużo radości. Jestem emerytką, pracuję czynnie zawodowo i mam nadzieję, że jeszcze długo tak będzie. Wznowiłam działalność mojej firmy i planuję otworzyć gabinet w miejscowości, gdzie mieszkam. Jestem pełna nadziei, że wiele osób będzie chciało - przy mojej pomocy - skorzystać z możliwości rozwoju osobistego. Psychoterapię prowadzę w poradni, a tutaj chciałabym wyjść przede wszystkim naprzeciw kobietom, które chcą coś zmienić w życiu, a nie bardzo im po drodze do tych, którzy mogą je w tym wesprzeć. Mam pomysły na różne zajęcia, dzięki którym uczestnicy pogłębią wiedzę o samych sobie i w sposób trwały ugruntują poczucie własnej wartości, co ułatwi im radzenie sobie ze stresem i budowanie zdrowego stylu życia. Wierzę, że zrealizuję swoje plany, pomimo trudnych czasów. Zawsze powtarzam, że jeśli zyska choć jedna osoba, to warto podjąć takie wyzwanie.

Czyli jednak obok uzależnień powracamy do zmian i kobiet.

To wszystko jest ze sobą powiązane. Czas na zmiany jest dobry w każdym momencie życia.

Pani to udowadnia.

Pacjentom nie przeszkadza mój wiek, wręcz przeciwnie - budzi zaufanie. Ponoć jestem przekonująca w tym, co mówię. Wielokrotnie dostawałam komunikaty, że nadaję się do zawodu terapeuty. Od jednej z osób uzależnionych usłyszałam: "Bardzo ci dziękuję za to, że zainteresowałaś się moją historią". Ten mężczyzna nie przypuszczał, że ktokolwiek go wysłucha, a to był trudny przypadek, pełne przemocy dzieciństwo, samobójstwo ojca. Do tej pory, jak wspominam jego słowa, to łza się kręci. Jego wdzięczność napędziła mnie do dalszego działania i umocniła mnie w tym, że podjęłam dobrą decyzję.

Zobacz wideo: Olga Kordys-Kozierowska udowadnia, że w każdym wieku można się przebranżowić

Olga Kordys-Kozierowska udowadnia, że w każdym wieku można się przebranżowić
Źródło: Dzień Dobry TVN Online

Na początku wspomniała Pani o motocyklu. Skąd to zamiłowanie do jednośladów?

Mój małżonek jeździł na motocyklu, a ja jako pasażerka. Wcześniej do głowy by mi nie przyszło, że mogłabym sama prowadzić. Natomiast gdy zaczęłam dokonywać zmian w swoim życiu, uświadomiłam sobie, że przecież tylu mężczyzn [na tamte czasy – red.] nauczyło się jeździć, to może ja też jestem w stanie? Postawiłam jednak warunek, że zapiszę się na kurs, jeśli znajdę instruktorkę. Pewnego dnia wychodząc ze sklepu, zobaczyłam, że kobieta uczy jeździć. Podeszłam i zapisałam się na kurs. To był 2012 rok. Mąż podszedł do tego z dużą rezerwą: "Po co ja to robię? Kolejna fanaberia".

Rozumiem, że podobne słowa słyszała Pani przez lata?

Tak. Mój stan utraty własnej tożsamości nieustannie się pogłębiał. Doszłam do takiego momentu, że nie mówiłam. Wolałam się nie odzywać dla świętego spokoju. Zresztą byłam w 100 proc. zależna od małżonka. Słyszałam, że sobie nie radzę, a udowodniłam samej sobie, że wcale tak nie jest. Ciągle siebie zadziwiam. Rok temu połamałam biodro. I to nie na motocyklu, a schodach. W tym pędzie tych mnóstwa zajęć, pracy w ośrodku, poradni, nagle bęc – i koniec. Po dwóch miesiącach, kiedy nauczyłam się chodzić o kulach, od razu zaczęłam przyjmować pacjentów w poradni. Teraz została rehabilitacja, ale już śmigam. I kto wie, może w przyszłym roku znów wsiądę na motocykl?

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

Autor: Dominika Czerniszewska

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne

podziel się:

Pozostałe wiadomości