Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.
Gabriela Kamińska ukończyła Wyższą Szkołę Inżynierii Dentystycznej i jest właścicielką patentu – Indywidualny implant zębowy. Prowadzi klinikę Dental Dialog i wykonuje epitezy twarzy, protezy: zębów, nóg, piersi, nosa, oka, ucha, palców, rąk, a nawet sutka. Prywatnie - mama siedmiorga dzieci.
Zobacz wideo: Nauka
Nauka
Od protetyki zębów do epitezy twarzy
Dominika Czerniszewska, dziendobry.tvn.pl: Swoje zdolności manualne przekuła Pani w pomoc potrzebującym. Co stało za tą decyzją?
Gabriela Kamińska: Jestem inżynierem dentystycznym zawód klasyfikowany jako specjalista ds. techniki dentystycznej. Ukończyłam kilka kierunków studiów: rachunkowość i finanse przedsiębiorstw, inżynierię dentystyczną oraz psychologię zarządzania. Już w trakcie studiów prowadziłam pracownię protetyczną, a po zdobyciu dyplomu - laboratorium protetyczne oraz placówkę stomatologiczną, do której w 2015 roku trafiła pani Jadzia. Pacjentka nie miała podniebienia i nosa. Była bardzo zmęczona, szczupła, a mimo to widać było w niej chęć życia. Lekarze nie byli w stanie stwierdzić, co jej dolega. Nowotwór został wykluczony. Stwierdziłam, że muszę zrobić wszystko, by pomóc tej kobiecie. Konsultowałam przypadek pani Jadwigi z prof. Iwoną Niedzielską. I udało się. Stworzyłam nos i podniebienie. Wykonałam wtedy pierwszą epitezę twarzy. Później zaczęły do mnie trafiać kolejne osoby, które potrzebowały mojej pomocy.
Z jakimi problemami zgłaszali się pacjenci?
Przeróżnymi. Pan prof. Łukasz Krakowczyk z Instytutu Onkologii w Gliwicach skierował do mnie pana Mariusza, który przeszedł nowotwór i nie miał nosa. Później była pani Aneta. Miała toczeń, protezy rąk i nóg. Funkcjonowała bez części nosa. Natomiast przypadek pani Haliny z Częstochowy najbardziej utkwił w mej pamięci. Przyszła do mnie i powiedziała: "Chcę dobrze wyglądać w trumnie". Miała nowotwór oka z przerzutem do drugiego. Rak zaczął zajmować jej mózg. Zobowiązałam się, że wykonam "nową twarz". Podobała jej się, ale przed ostatnią przymiarką - umarła. Strasznie przeżyłam tę śmierć. To było dla mnie bardzo traumatyczne przeżycie. Nie potrafiłam się odnaleźć po tej informacji. Podchodziłam do swojej pracy bardzo emocjonalnie, dbając o każdy detal.
Stała się Pani powierniczką pacjentów.
W tamtym okresie miałam wielu pacjentów, którzy wołali o pomoc. Przyjeżdżali i opowiadali historie swojego życia. Zajmowałam się osobami cierpiącymi z widocznymi ubytkami, np. w okolicach twarzy. Trudno jest wówczas wyzbyć się emocji i uczuć. Z czasem nauczyłam się tego. Musiałam, ale to nie było proste. Stwierdziłam: "Słuchaj Gabi, jest pacjent/ka masz zrobić wszystko, żeby wyglądał/a jak najlepiej". Zaczęłam podchodzić do tego zadaniowo, starając się wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Tworzę cyfrowo. Skanuję twarz pacjenta i pokazuję, jak dana część ciała będzie wyglądała, po czym wykonuję protezę. Efekt jest dla mnie najważniejszy. Chodzi o to, żeby pacjenci byli zadowoleni. Wtedy zawsze płyną łzy szczęścia. To jest dla mnie najlepsza nagroda.
Na polskim podwórku jest Pani pionierką w tej dziedzinie. Zapytam wprost – jak Pani tego dokonała?
Prowadząc placówkę stomatologiczną, zostałam rzucona na głęboką wodę. Sama sobie to zadanie ustaliłam. Już jako licealistka uczęszczałam na rzeźbę w celu doskonalenia umiejętności. Wtedy jeszcze nie miałam w planach wykonywać epitez. Nie wiedziałam wówczas, z jakimi chorobami borykają się ludzie. By doskonalić swoje umiejętności, pojechałam na konferencję do Austrii. Na miejscu pokazywali przykłady protez twarzy i powiem szczerze, że przeżyłam wtedy szok. Mówili, że cyfryzacja, czyli skanowanie i wizualizacje są przyszłością, a przecież ja to już robiłam. Wówczas zdałam sobie sprawę, że wykonuję coś na tyle wyjątkowego, że należałoby to wdrożyć dalej. Do wykonywania mojego zawodu potrzebne są konkretne umiejętności: zdolności manualne, wiedza, jak barwić silikon pod kolor skóry pacjenta itp. Twarz jest najbardziej wymagająca. Musi być idealna. Nie da się wizualnie oszukać koloru jak w przypadku ucha. Epitezami zajmowałam się po godzinach. Kiedy ukazały się pierwsze publikacje w prasie branżowej, rozdzwoniły się telefony lekarzy. Cieszę się, że medycy zobaczyli szansę na przywrócenie w miarę normalnego życia pacjentowi ze zdeformowaną twarzą.
Rozważała Pani porzucenie protetyki zębów, by w 100 proc. zająć się epitezą twarzy?
Stało się odwrotnie. Na pewien czas zajęłam się tylko zębami. Byłam wykończona psychicznie. Wiele firm zgłaszało się do mnie w celu kupienia informacji, jak wykonuję protezy ciała. Wiedziałam, że widzą w tym tylko biznes, a nie chęć pomocy drugiemu człowiekowi. Całe życie udzielałam się charytatywnie, więc to się kłóciło z moją naturą. Mam taką zasadę, że 12 osobom w ciągu roku po trudnych, traumatycznych przeżyciach wykonuję metamorfozę uśmiechu za darmo. Zazwyczaj są to pacjenci po nowotworach, wypadkach. Nie stać ich na zrobienie sobie pięknych hollywoodzkich uśmiechów. Takie prace są bardzo drogie, a wiem, że mogę im pomóc i przywrócić komfort życia. Tak kiedyś ustaliłam i tego się trzymam. Mam nadzieję, że w przyszłości podobnie będzie z protezami. Wielu pacjentów wyszukuje mnie na Facebooku i po latach pamięta, że zrobiłam dla nich coś dobrego. Kiedyś dostałam karton czereśni. To było wzruszające. Nigdy nie liczyłam na zapłatę czy wdzięczność. Postanowiłam tę akcję kontynuować w mojej placówce w Tarnowskich Górach. Podjęłam też próbę otwarcia placówki w Rybniku, ale napotykałam na mur. Wiele osób z branży medycznej nie potrafiła pogodzić się z tym, że robię coś niestandardowego, pomagając ludziom za darmo. Dziwne, że dzieje się tak w świecie stomatologii i protetyki. Jest i druga strona medalu. Na swojej drodze spotkałam też wiele cudownych osób. Są i trwają. Mimo mojej codziennej walki o przetrwanie w tym trudnym środowisku nie poddaję się. Dużo nauczyła mnie choroba. Zachorowałam bowiem będąc dyrektorem dużej sieci stomatologicznej. Wtedy uświadomiłam sobie, że dla korporacji nie liczy się jednostka a ogół. Zobaczyłam, że jestem nic niewarta dla najbliższych współpracowników. To bardzo mnie poruszyło i załamało. Całe życie pomagam i nie zaprzestanę tego. W tej chwili jestem na etapie rejestracji fundacji. Uważam, że dobro wraca.
Przywrócić kobiecość
Wspomniała Pani o chorobie. Jaka była diagnoza?
W 2019 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór jajników. W mojej rodzinie jest historia mutacji genu BRCA1. Moja kuzynka zmarła na raka, ciocia i druga kuzynka przeszły operacje amputacji piersi. I pomimo że chodziłam na kontrolę raz na pół roku, usłyszałam, że mam guzy na jajnikach. Przez 7 miesięcy patrzyłam w sufit i zastanawiałam się, co będzie dalej. Samotnie wychowuję siedmioro dzieci, w tym sześcioro po życiowych przejściach. Bałam się o nie. Badanie rezonansu nie wyglądało za ciekawie. Modliłam się w oczekiwaniu na cud. Przeszłam operację usunięcia jajników i jajowodów. Natomiast lekarz od razu mi przekazał, że miałam dużo szczęścia, bo guz przytwierdzony był do tętnicy udowej, co oznaczało, że miałam 50% szans na przeżycie. Wszystko jednak się udało. Polecono, żebym do trzech miesięcy zrobiła mastektomię piersi, bo niestety moje hormony nie będą współgrały. Postanowiłam zgłębić temat implantów. Sama miałam mieć zapewnione, ale zainteresowałam się kobietami, które nie mają takiej możliwości. Zaczęłam wówczas szukać, jakie protezy piersi są dostępne na rynku. Byłam w szoku. Okazało się, że państwo dotuje protezy, które nie spełniają oczekiwań pacjentek. One chciałyby mieć coś bardziej realistycznego. To zmotywowało mnie do stworzenia protezy piersi, bo implanty można uzyskać od NFZ-u jedynie przy rekonstrukcji z własnej tkanki.
Co było dalej?
Wyszły na tyle fajnie i realistycznie, że dałam na grupie Amazonek informację, że wykonam piersi za darmo. Zgłosiło się do mnie kilka kobiet, w tym jedna pani z Warszawy, która przeszła wiele w swoim życiu. Zdecydowałam, że zrobię jej i piersi, i zęby. Była zachwycona. Powiedziała, że przywróciłam jej kobiecość. Po usunięciu piersi większość - jak nie wszystkie pacjentki - przestają czuć się kobietami. Nie akceptują własnego ciała. To jest dla nich dramat i straszna trauma. Dlatego postanowiłam im pomagać. Ostatnio wpadłam na pomysł stworzenia kampanii społecznej informującej kobiety o możliwościach rekonstrukcji piersi. Postęp technologiczny idzie tak do przodu, że jestem w stanie wykonać idealną pierś, włącznie z kolorytem. Zrobić taką nakładkę, by pacjentka mogła swobodnie pójść na basen, zdjąć biustonosz i mieć piersi.
Jak one się trzymają?
Zazwyczaj są podklejane. Natomiast jeśli nie ma reemisji choroby, to są przymocowane chirurgicznie na magnes. Ponadto nie mogę publikować zdjęć protez piersi, ponieważ są tak realistyczne, że jestem blokowana. Dlatego, by dotrzeć do większej grupy kobiet, zaczęłam szukać znanej osoby, która zaangażuje się w moją kampanię. Udało mi się nawiązać współpracę z Edzią z "Królowych życia". Działamy społecznie i chcemy podnieść świadomość kobietom. Jako nieliczna zgodziła się bez wahania, za co bardzo jej dziękuję. Za nami już pierwszy live. Wybrałyśmy trzy osoby, które przejdą metamorfozy uśmiechu. Wstępnie poinformowałyśmy też o konieczności podniesienia świadomości kobiet, które muszą poddać się mastektomii, by zabezpieczyły kształt swoich piersi. Kto wie, czy za dwa lata nie będzie można drukować skóry? Skóra na protezy jest zupełną innowacją. Jest przełomem.
Słyszałam, że pomaga też Pani Ukraińcom uciekającym przed wojną.
To prawda. Doszłam do wniosku, że moje umiejętności poszły tak daleko, że potrafię zrobić skórę na protezę nogi, ręki, ucha, że muszę pomóc ludziom okaleczonym przez wojnę. Zwróciła się do mnie Tetiana (skrzypaczka z Ukrainy – przyp. red.). Opowiedziała mi o dziewczynce, która straciła rękę. Obecnie jest ona w szpitalu we Włoszech. Jesteśmy na etapie szukania sponsora, który pokryje, chociażby materiały. Wcześniej wykonałam jednej pacjentce z Ukrainy piersi. Miała nowotwór. Była zrozpaczona. Tych przypadków jest naprawdę wiele. Ponadto obok mojej placówki stomatologicznej w Tarnowskich Górach mieści się hotel, który przyjął kobiety z dziećmi z Ukrainy. Na początku marca zwróciła się do mnie właścicielka: "Pani Gabrysiu, niech pani mi pomoże". Dzieci płakały, zęby je bolały, więc zaczęłam je leczyć. Zatrudniłam dwóch lekarzy, którzy uciekli przed wojną. Przyjechali bez środków do życia. Wynajęłam im mieszkanie i powiedziałam, że mogą tutaj leczyć swoich rodaków. W pewnym momencie to była masarka. Mieliśmy bardzo dużo pacjentów. Na szczęście trafiłam na życzliwych ludzi.
Medycy zdecydowali się na powrót do swojego kraju?
Nie, cały czas są u mnie. Szkolą się z nowych technik w stomatologii - cyfryzacji. Jestem bardzo z nich zadowolona. Przychodzi też do mnie Ukrainka na praktyki. Przed wojną rozpoczęła studia w swoim kraju i chce się dalej kształcić w Polsce. Zajmuję się głównie protetyką, więc Ukraińcy bardzo chętnie przychodzą i obserwują. Ostatnio zgłosiła się do mnie kolejna Ukrainka z pytaniem, czy szukam technika dentystycznego. Przyjęłam ją.
Mówiła Pani o poszukiwaniu sponsora. Ile kosztuje taka proteza?
Ostatnio robiłam mężczyźnie palce u stóp. Za sam skan firma wzięła 1500 zł. Do tego dochodzi procedura przygotowawcza, czyli ok. 5000 złotych plus materiał. Łącznie kawałek nogi kosztuje ok. 10 000 złotych. Od pacjentów po przejściach, wypadkach, niemających środków na leczenie nie wzięłam nawet złamanego grosza. Natomiast materiały medyczne, silikony są bardzo drogie i niestety, nie mogę całe życie pracować bez wynagrodzenia. Dlatego fajnie byłoby zrobić o tym program w telewizji, by pomóc pokrzywdzonym. Nikt na całym świecie nie wykonuje czegoś takiego jak obudowa skóry protezy. Robią tzw. rękawy, pończochy. Natomiast ja mogę stworzyć piękną nogę, która nie będzie się niczym różniła od drugiej. Niestety taka proteza z elementami mocującymi kosztuje niebotyczne pieniądze.
Do tego samotnie wychowuje Pani siedmioro dzieci.
No właśnie. Musimy mieć, za co żyć. Szóstka z nich jest adoptowana. Są w różnym wieku. Działałam charytatywnie na rzecz domów dziecka i z racji trwającej wojny postanowiłam założyć kanał na TikToku "Adoptuj Ich". Wiele ukraińskich dzieci straciło rodziców, a obecnie częściej mówi się o adoptowaniu zwierząt. Dlatego chcę opowiedzieć o procedurach adopcyjnych. To jest dopiero wstęp, ale zamierzam rozwijać ten profil. Opowiedzieć naszą historię. Nie zapomnę, jak musieliśmy zorganizować pogrzeb biologicznej matce syna. Została pobita i zmarła. Było naprawdę ciężko, ale czułam się w obowiązku pochować ją godnie, bo dzięki niej mam cudowne dziecko.
Chcę podnosić świadomość ludzi, jak wygląda adopcja i z czym się wiąże. Jeśli nie mamy w sobie gotowości, to możemy zostać rodziną zastępczą. Gdy damy dziecku miłość, to zobaczymy, jak ono rozkwita. Będę chciała poruszyć temat adopcji zarówno dzieci z Ukrainy, jak i z Polski. Jesteśmy naprawdę bardzo wrażliwym narodem, ale często pod swój dach przyjmujemy tylko na chwilę. Musimy pomagać sobie nawzajem i nie odwracać się od potrzebujących z innych krajów.
Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com
Zobacz wideo: Metamorfoza Anny
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Zbrodnie wojenne w Ukrainie. "Rosjanie nie przewidzieli, że dowiemy się dużo na temat ich okrucieństw"
- "Siła jest kobietą". Pomaga w hali dla uchodźców wojennych. "Sytuacja była nie do opanowania"
- "Siła jest kobietą". Ukraińska lekarka z Siedlec zapewnia rodaków: "Postaram się zrobić wszystko"
Autor: Dominika Czerniszewska
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne/Gabriela Kamińska