Co dzieje się na wschodniej granicy? "Powiedziałam po polsku: Ja ciebie nie oddam"

Granice_1
Polscy aktorzy pomagają na wschodniej granicy
Źródło: Dzień Dobry TVN
Sytuacja na granicy Polsko-Białoruskiej z dnia na dzień staje się coraz bardziej dramatyczna. Uchodźcy potrzebują podstawowych produktów, które pozwoliłyby im przetrwać ten trudny czas. W pomoc zaangażowali się między innymi mieszkańcy przygranicznego Michałowa.

Ogromna pomoc z Michałowa

Jak opowiada pani Maria, wszystko zaczęło się od tego, jak zobaczyła na ekranie telewizora napis: "Co się stało z dziećmi z Michałowa?".

- Po prostu oniemiałam. Od razu postanowiliśmy działać. Tam była dziewczynka półtora roczku, trzyletnia, dwie starsze. Dzieci z Michałowa zostały z powrotem wywiezione za drut. Był to dla nas cios. Na wiosek burmistrza postanowiliśmy otworzyć punkt pomocy potrzebującym – wyjaśnia Maria Bożena Ancipiuk, przewodnicząca Rady Miejskiej w Michałowie.

Michałowo to niewielkie miasteczko położone 22 km od granicy z Białorusią. To do tutejszej remizy OSP codziennie zwożone są jedzenie i ubrania dla koczujących w przygranicznych lasach ludzi. W Michałowie powstał pierwszy punkt pomocy dla uchodźców, tzw. ogrzewalnia. Wszyscy uważają, że to, co wydarzyło się tam, to coś wielkiego, jednak jak wyjaśnia pani Maria – dla nich była to spontaniczna decyzja. Chcieli po prostu okazać dobre serce.

Małżonek Marii twierdzi, że ta jest odważna. Nie boi się, bo w okresie wojny za taką pomoc zostałaby rozstrzelana, a teraz "najwyżej zostanie ukarana grzywną lub posadzona do więzienia".

- Wyszła do mnie rodzina z maleńkim dzieckiem na rękach i dziewczynka, może pięć lat. Ja dałam tej dziewczynce batonika. Ona przytuliła się do mojej nogi i zaczęła mnie całować po rękach. Wzięłam ją na ręce, rozpłakałam się i przytuliłam ją. Powiedziałam polsku: "ja ciebie nie oddam" – wspomina pani Maria.

DD_20211113_Granice_REP
Jak na Białoruś trafiają migranci?
Źródło: Dzień Dobry TVN

Aktorzy, strażacy, lekarze i wolontariusze na pomoc uchodźcom

Do pomocy uchodźcom włączyły się setki ludzi – strażacy, wolontariusze, lekarze czy aktorzy, by wesprzeć wszystkich, którzy się tam znajdują. Kamil Syller, inicjator akcji "Zielone światło" twierdzi, że potrzebujący boją się pomagających i każdego, kto tutaj mieszka, dlatego trzeba wyjść do nich z odpowiednim sygnałem. Najprostszy sygnał to światło – zielone, czyli kolor nadziei, jak się później okazało – bliski Islamowi.

- Dostałem informację, że jest rodzina, w której jest dwójka małych dzieci i osoba z urazem nogi, po brutalnym pushbacku i trzeba będzie pomóc w każdy możliwy sposób. Trafili do nas. Trybunał praw człowieka wydał w ich sprawie środek zabezpieczający, w którym zagwarantował im bezczynność w zakresie ewentualnego pushbacku - opowiada Kamil Syller.

Aktor Jacek Braciak wyjaśnia, że dochodzą do niego głosy, że ludzie są niezadowoleni z tego, co tam się dzieje. Jednak jego zdaniem, oni nie zajmują się tam tym, że to muzułmanie, tylko osoby, które po prostu nie powinny umierać w lesie.

- Rozmawiałam dziś z francuską dziennikarką, która zobaczyła te zebrane rzeczy i żony strażaków, które sortują rzeczy. Stanęła i powiedziała, że we Francji to nie byłoby możliwe, takie poruszenie, taka solidarność – wyjaśnia aktorka, Agata Buzek.

Skąd uchodźcy biorą się na Białorusi?

Gościem programu był Zmicier Mickiewicz, dziennikarz białoruskiego Biełsatu. Jego zdaniem, część uchodców przewożona jest samolotami do Mińska, a druga część przedostaje się przez granicę lądową, przez Rosję.

- Ta operacja wymyślona jest przez dzisiejszego szefa KGB Białoruskiego, Iwana Tertela, który, jak mówią różne informacje, kiedyś miał na imię Jan i miał polskie pochodzenie. Ten mężczyzna studiował w Moskwie – bo wszyscy członkowie KGB pracujący dla Łukaszenki studiują w Moskwie, tak musi być, bo nie ma tej wyższej szkoły KGB w Mińsku, więc jadą do Moskwy. Tam poznają innych ludzi i agentów. On ze swoimi kolegami z FSB rosyjskiego zaczął ten temat - wyjaśnia dziennikarz.

Według wielu informacji, tygodniowo, do końca marca, ma przylatywać około czterdziestu samolotów. Według Mickiewicza, uchodźcy na początku są przywożeni do Mińska, czasami wpuszczani są do hoteli, potem wywożeni są pod granicę. Białorusini nie są z tego powodu zadowoleni, ponieważ ilość uchodźców jest duża, nie można się z nimi porozumieć, nie zachowują się także w znany im sposób.

Zmicier Mickiewicz twierdzi, że uchodźcom na miejscu ich zamieszkania mówione jest, że przedostaną się do Niemiec. Część z tych ludzi nie zdaje sobie sprawy, że Białoruś nie jest w Unii Europejskiej i nie ma granicy z Niemcami. Dziennikarz nie dowierza jednak, że ludzie, którzy sprzedają dom i cały swój dobytek nie sprawdzają, dokąd się wybierają.

Na miejscu znajduje się straż graniczna i służby. Mężczyzna zwraca uwagę, że na filmikach z granicy nie znajdują się żadne karetki ani służby medyczne. Jego zdaniem widać, że rząd Białorusi chce, by sytuacja tam wyglądała jak katastrofa humanitarna. Część uchodźców została już przerzucona pod granicę z Litwą, która jednak ogłosiła stan wyjątkowy.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości