Sołtysikowie nie poddają się w walce o drugie dziecko. Czy rozważali adopcję?

SOLTYSIK_INVITROSYN
Patrycja i Andrzej Sołtysikowie tworzą jedną z najbardziej zgranych par. Są szczęśliwymi rodzicami sześcioletniego syna, Stasia, który jest dla nich całym światem. Jednak droga, którą musieli przejść nie była usłana różami. W cyklu Karoliny Kalatzi "Intymne rozmowy na dziendobry.tvn.pl" wyznali, że starania o dziecko mogą nazwać "walką".

Patrycja i Andrzej Sołtysik o in vitro

O Patrycji Sołtysik bez zastanowienia można powiedzieć, że jest bardzo silną kobietą. Jakiś czas temu na swoim blogu, wyznała, że wraz za Andrzejem zostali rodzicami dzięki in vitro. - Mój syn urodził się z miłości oraz dzięki leczeniu i procedurze in vitro. Jest naszym prywatnym cudem. Nie istnieją "dzieci z in vitro", mimo rozwoju nauki żadna probówka jeszcze dziecka nie urodziła, dzieci rodzą kobiety, mamy. Natomiast rodzice w procedurze leczenia niepłodności pokonują znacznie dłuższą i krętą drogę, aby spełnić swoje rodzicielskie marzenia niż zdrowe pary - napisała Patrycja Sołtysik.

To właśnie o tej drodze porozmawiali z redaktorką serwisu Dzień Dobry TVN. Patrycja wyznała, że dziś już ma odwagę o tym mówić, ale kiedy z mężem zaczynali leczenie niepłodności, chowała się przed samą sobą i ludźmi. Teraz swoimi wpisami i mówieniem o tym, jak jest pomaga innym kobietom.

W szczerej rozmowie wyznała, że bardzo trudne jest dla niej to, że w ich domu są dwa pokoje, które są przeznaczone dla dzieci. W jednym mieszka Staś, a drugi stoi pusty. Przypomina o braku kolejnej pociechy. Nie pomaga też myśl, że ich synek marzy o rodzeństwie, o czym bardzo często przypomina rodzicom.

- W tym naszym idealnym domku są dwa pokoje dziecięce: jest pokój Staszka i jest drugi pokój (...) jest czarna dziurą, w sercu, w tym domu. Staś bardzo chciałby mieć rodzeństwo, a my też wiemy jako świadomi rodzice, jaka jest waga posiadania rodzeństwa w przypadku Staszka, a poza tym jego chęć jest taka szczera.

Rodzice nie ukrywają przed swoim synem, że spełnienie jego prośby wcale nie będzie tak łatwe. Tłumaczą mu, że w ich przypadku muszą pomóc lekarze.

- Powiedział, że chce poznać tego pana doktora, więc pan doktor wyszedł do niego i się z nim przywitał i Stasiek później mówi tak, że "to jest bardzo dobry człowiek i najważniejszy lekarz na świecie". A ja mówię, 'Staszek ostatnio to samo mówiłeś o dentyście', bo on ma znajomego dentystę i to był jego idol, a Staszek na to, "Mamo, ale bez zębów można żyć, a bez dzieci nie". Jest w tym świadomy. (...) Ja już mam taki moment, że czuję, że trzeba się pogodzić, że jestem mamą jednego cudownego syna.

Żałoba po utraconych marzeniach

Dotychczasowe próby kończyły się niepowodzeniem, frustracja rosła, ale ani Andrzej ani Patrycja wiedzą, że nie mają na to żadnego wpływu. Mogą jedynie mieć nadzieję, że kolejna raz skończy się powodzeniem.

Psychoterapeuta Michał Pozdał nie boi się nazwać nieudanych prób "żałobą". Jego zdaniem każdy z rodziców musi dać sobie czas na pogodzenie się z tą stratą. - Moim zdaniem jest to żałoba po wieloletnich oczekiwaniach, wyobrażeniach, marzeniach o zostaniu matką. Nagle trzeba dopuścić do siebie świadomość, że nigdy tak się nie stanie. To nie jest kwestia tego, że kobieta przeżywa śmierć zarodka. Za każdym razem, gdy podawany jest jej nowy transfer in vitro, w niej na nowo rodzi się nadzieja - mówi Michał Pozdał.

Patrycja wyznała, że często myśli o tym, co by było gdyby... - Są takie momenty, że (...) przychodzi jakaś data i mówię sobie, że tego dnia mógłby być poród, albo w te święta bylibyśmy we czwórkę. (...) Każde niepowodzenie to jest trudne doświadczenie, bo chcąc nie chcąc już obliczyłaś sobie, w którym tygodniu byłabyś już za chwilę. Był też taki moment: dowiedziałam się, że bliska koleżanka ze studiów urodziła dziecko i nie chciałam się z nią zobaczyć, bo nie byłam w stanie zobaczyć się z małym dzieckiem.

Andrzej uznał, że właśnie to pokazuje, jak bardzo in vitro dotyczy kobiety, jej umysłu i ciała.

Czy nie zastanawiają się nad adopcją? Zastanawiają, ale niestety w ich sytuacji jest to niemożliwe. Okazało się, że Andrzej nie spełnia wymogów wiekowych. - Jest, mówiąc wprost, za stary. To nie jest kwestia naszego uprzedzenia, że nie chcielibyśmy, bo biorąc do swojego domu i serca takiego kilkulatka, to byłoby super, ale nie mamy takiej szansy (...) Myślę, że więzy krwi to jedno, ale bylibyśmy w stanie je kochać i Staszek. Byłoby fajnie.

Zobacz także:

Autor: Karolina Kalatzi

Reporter: Karolina Kalatzi

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Serowe arcydzieła na talerzu Andrzeja Polana
Materiał promocyjny

Serowe arcydzieła na talerzu Andrzeja Polana