"Siniaki i cekiny", czyli nowy album Margaret
Na ten moment czekali nie tylko fani, ale i sama Margaret. 26 kwietnia 2024 roku premierę ma szósty album artystki pt. "Siniaki i cekiny". Tak intymnie jeszcze nie było. Tym razem gwiazda powraca do popu w nieco innej odsłonie i zaprasza słuchaczy do swojego świata, w którym miejsce jest nie tylko na sukcesy, ale także i porażki.
- Jest mega ekscytacja, która się powoli miesza ze zmęczeniem, co skutkuje zaskakującym poczuciem humoru. Bardzo się cieszę, ja na ten krążek czekałam chyba całe życie. Dojrzewałam do tego całe życie. W moim odczuciu ten pop teraz jest inny, dojrzalszy, głębszy – powiedziała.
Artystka wyjaśniła także, jak narodził się tytuł płyty. Jak przyznała, "Siniaki i cekiny" zbiegły się w czasie z 10-leciem, które obchodziła w zeszłym roku. Krążek ten zawiera więc opowieści z ostatniej dekady, przedstawiając wszystkie twarze Margaret.
- Druga sprawa też jest taka, że ja patrzę na swoje życie i na swoją karierę w kontekście procesu. [...] kariera to nie są tylko te momenty, w których osiąga się sukces, ale też te, w których popełnia się błędy i tak naprawdę to właśnie one najwięcej uczą i najbardziej nas rozwijają. Ten album jest właśnie o takiej dualności życia. Zabrzmiało to bardzo poważnie, ale to się sprawdza. Życie właśnie nie jest tylko o białym czy o czarnym, ale o całym spektrum tych kolorów. Te siniaki i cekiny są opowieścią o dualności w różnych kontekstach, w różnych odsłonach i myślę, że w tym sensie ta płyta też jest uniwersalna, każdy może skleić swoją historię do tych historii. Bez siniaków nie ma cekinów, bez cekinów nie ma siniaków i staram zawsze to sobie przypominać. Jak mam gorszy moment, to wiem, że jest on częścią tego dobrego i to zawsze mi pomaga – powiedziała.
A w jakim momencie jest obecnie? Jestem w momencie cekinowym, ale prawdopodobnie teraz nabijam sobie siniaki – dodała.
Margaret od 10 lat na scenie. "Chciałabym znowu po raz pierwszy stanąć na deskach sceny i zaśpiewać "Thank You Very Much""
Margaret, a właściwie Małgorzata Jamroży, zadebiutowała na rynku fonograficznym w 2013 mini albumem "All I Need". EP-ka promowana była przez singel "Thank You Very Much", który notowany był na oficjalnych listach sprzedaży w Austrii, Niemczech i we Włoszech. Choć trudno w to uwierzyć, zapewniamy, kalendarz nie kłamie, a artystka w zeszłym roku obchodziła 10-lecie kariery muzycznej. Przez dekadę na jej drodze pojawiały się momenty wzniesień i upadków. Które z nich zapamiętała najbardziej i które chciałaby przeżyć raz jeszcze?
- Myślę, że trasa koncertowa dziesięciolecia była jednym z tych momentów, bo była też mocno o wspomnieniach, o powrotach do starej muzyki i była w takim moim wymarzonym składzie. My to MTV Unplugged zrobiliśmy na kubańsko, więc miałam całą swoją kubańską rodzinę na scenie, 14 osób. Dla muzyka, takie wsparcie na scenie, to jest niesamowita dawka energii. Drugim wydarzeniem, daleko nie sięgając, to myślę, że bym mogła jeszcze raz nakręcić teledysk do "Miłego Lata", który kręciłam wczoraj, bo naprawdę było świetnie i świetnie się bawiliśmy. My kręciliśmy "yolo" teledysk, to znaczy pojechaliśmy do Hiszpanii grupą przyjaciół, z którymi razem pracujemy i po prostu świetnie się bawiliśmy. To są momenty, w których praca przestaje być pracą, a zaczyna być wyjazdem integracyjnym, robisz coś dla zajawy. Te momenty mocno pamiętam i chciałabym do nich jak najczęściej wracać. I chyba chciałabym jeszcze raz zacząć, myślę, że też jest taki ważny moment.
Chciałabyś jeszcze raz poczuć się debiutantką? – zapytała dziennikarka.
- Tak, chciałabym znowu po raz pierwszy stanąć na deskach sceny i zaśpiewać "Thank You Very Much" z taką myślą, że wow, śpiewam to pierwszy raz - potwierdziła.
Podczas ostatniej dekady nie zabrakło także trudniejszych chwil, które stały się dla Margaret najlepszą lekcją życia i nauką pokory.
- Miłe chwile mnie niczego nie uczą, wręcz przeciwnie. Ego zaczyna mi tam nagle rosnąć, nagle mi się zaczyna wydawać, że "o Jezus, jesteś taka Gosia genialna". Szczerze mówiąc, sukcesy niedobrze na mnie działają w kontekście nauki i rozwoju. Moja praca jest nie tylko o tym, jak ja śpiewam, jaką zrobiłam piosenkę, ale to jest mocna praca psychologiczna, praca samemu ze sobą, ze swoimi myślami, ze swoimi demonami. No i faktycznie momenty, które mnie wznoszą, to są te momenty, w których mi się nie udaje.
W jednym z utworów, który znalazł się na nowej płycie, padają słowa: "Czuję, że powstanę na nowe rozdanie, tyle lat mam już pod wiatr". Nowe rozdanie i poczucie wewnętrznego spokoju faktycznie przyszło, jednak jak przyznaje Gosia, dopiero rok temu.
- Myślę, że to się pojawiło razem z "Tańcz głupia", czyli rok temu. Faktycznie poczułam wiatr w żagle, poczułam, że dużo rzeczy już przerobiłam, dużo rzeczy w swojej głowie poukładałam i że to jest ten moment, w którym już nie do końca chce mi się żalić, ale chcę tę energię przetransformować na tę drugą stronę, właśnie tym tańcem, tym szczęściem, tą euforią. Jestem w czasie cekinowym i korzystam z niego – dodała.
Margaret nauczyła się być niegrzeczna. "Odpaliłam się w tym buncie tuż przed trzydziestką"
Zanim przyszła era cekinowa Margaret odrobiła swoją "lekcję". Dziś patrzy na dawną siebie z podziwem, ale i troską. Po 30. roku życia nauczyła się w końcu wyznaczać granice i dbać o swoje dobro. Jeszcze kilka lat temu było zupełnie inaczej. Najlepszym przykładem była chociażby sytuacja na planie teledysku, kiedy to artystka z przemęczenia zemdlała i trafiła do szpitala. Jak przyznaje, nawet to nie było dla niej jasnym sygnałem, by powiedzieć stop.
- Wtedy pomyślałam sobie, że nie dałam rady, że wszyscy będą na mnie źli. Te słuszne wnioski przyszły później, dużo później. Ale to poczucie winy dużo mi powiedziało też o mnie samej i o tym, gdzie ja stawiam siebie i swoje zdrowie, na jakim miejscu. I to też była ważna lekcja dla mnie – powiedziała.
Dziś 32-letnia Margaret otwarcie mówi, że nauczyła się być niegrzeczna. Potrzebowała na to jednak sporo czasu. - Powiem ci, że ja swoją erę buntu mam za sobą i odpaliłam się w tym buncie tuż przed trzydziestką. Faktycznie do mnie to przyszło dosyć późno, ale przyszło mocno. Jak już przyszło to bez kompromisów.
Margaret dba o life balance. "To była mocna lekcja życia, fajnie, że się skończyła"
Kilka lat temu Margaret wraz z mężem podjęła decyzję o przeprowadzce do domu w lesie. Zanim dom powstał, małżeństwo spontanicznie zamieszkało w holenderce. Choć plan był zacny, rzeczywistość okazała się brutalna.
- Myślę, że my po prostu byliśmy nieświadomi, na co się piszemy i tylko dlatego to się wydarzyło. Mieszkać w holenderce przez dwa miesiące w lesie latem, spoko, mega przygoda. Ale jak zaczęła się robić zima i zaczęły nam zamarzać rury… Nie chcę chyba nawet do tego wracać (śmiech) Była to mocna lekcja życia, życia od podstaw. Dla dziewczyny, która mieszka w centrum miasta, nagle przeniesienie się do lasu i taka konfrontacja z rzeczami pod tytułem prąd. To mnie mocno sprowadziło na ziemię. To była mocna lekcja życia, fajnie, że się skończyła. Już się nauczyłam – powiedziała.
Obecnie ten "właściwy" dom w lesie jest oazą, w której Margaret odnajduje ukojenie i spokój. To także miejsce, gdzie tworzy oraz przyjmuje w studiu młodych artystów, z którymi współpracuje. Choć posiadłość oddalona jest kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, jest tym miejscem, którego Margaret długo szukała. Do życia w zgodzie z naturą i praktykowania idei life balance artystka nawiązała w utworze "Wyłącz internet”.
- W jakimś stopniu nadal się zmagam nieraz z technologią i z tym że ona jest tak atrakcyjna, że nas uzależnia od siebie. Więc to jest jakiś etap znowu, ale na pewno dużo mniej korzystam z internetu, dużo mniej sprawdzam, dużo mniej się przejmuję. Jestem bliżej siebie, bliżej natury i to ma taki wpływ jeden do jeden na moje życie i na moją twórczość, na to jak pracuję, na to jak wyglądam.
Margaret nie tylko śpiewa. "Prostuję się, jak zaczynamy rozmawiać o aktorstwie"
Margaret poznaliśmy jako wokalistkę, ale to nie jedyny talent, jaki posiada Małgorzata. Warto podkreślić, że gwiazda z wykształcenia jest projektantką mody, zaś w wolnym czasie korzysta z propozycji filmowych. Na swoim koncie ma m.in. rolę w filmie "Zadra". Artystka spróbowała swoich sił także w dubbingu, podkładając głos do filmu przyrodniczego "Pieśni wielorybów"
- Zazwyczaj jak robię płytę i teledyski, to jest to zawsze taka praca z autentycznością. Chcę pokazać tym, kim ja jestem. Na planie filmowym w ogóle nikogo nie obchodzi, kim ja jestem, tylko ja mam odegrać jakąś rolę i to było dla mnie faktycznie czymś zupełnie nowym. To było ciekawe doświadczenie. Nauczyłam się też zupełnie inaczej używać swojego głosu. Otworzyło mi to dużo nowych ścieżek i jestem chętna na tego typu projekty. Ja tak się prostuję, jak zaczynamy rozmawiać o aktorstwie – śmieje się Margaret.
Artystka w żartach opowiedziała także o pomyśle na nowy program. Inspirując się show: "The Traitors. Zdrajcy", zaproponowała wersję "The Returners, powracacze". - Powracacze są dużo szerszym formatem, bo wszyscy zawsze gdzieś powracamy, prawda? Ja powróciłam po dobrej imprezie z hip-hopu i wracam do popu i czuję się teraz jak w domu - przyznała.
Margaret pomaga młodym. "Artyści, wychodząc na scenę, sprzedają jakąś kreację o pewności siebie"
Margaret od jakiegoś czasu pomaga młodszym artystom. Do swojego domowego studia zaprasza młode pokolenie i daje przestrzeń na tworzenie autorskich rzeczy. Na pytanie, czy widzi w nich trochę siebie sprzed lat, odpowiedziała:
- Każdy jest inny i też każdy będzie miał inną drogę. Spotykamy się w innych czasach, więc te czasy też mają swoją specyfikę i są inne i te kariery będą inne. Ja staram się po prostu z takiego tylnego siedzenia powiedzieć to, co ja chciałabym usłyszeć, a czego nie usłyszałam. Artyści, wychodząc na scenę, sprzedają jakąś kreację o pewności siebie. My karmimy się tą kreacją, bo bardzo często tak naprawdę artystka czy artysta wstydzi się, a ta persona sceniczna jest czymś, co dodaje mocy. I w sumie tak też trochę jest ze mną. Bardzo często staram się nieraz nawet na przekór sobie być jakaś taka "bardziej", żeby wyjść z tej strefy komfortu, ale też, żeby poczuć tę moc. To jest wizja, którą my sprzedajemy na scenie, żeby dać ludziom emocje i energię, ale też chcemy ją dać samym sobie, bo gdzieś tam w środku też bardzo często jesteśmy krusi i bardzo można nas łatwo zdmuchnąć - wyjaśniła.
Z pewnego rodzaju kreacji Margaret skorzystała także przy ostatniej płycie.
- Tam jest dużo o tańcu. Taniec dla mnie przynajmniej mocno wiąże gdzieś z moją seksualnością, z odkrywaniem jej, z tym że się nieraz jej wstydzę sama przed sobą i np. do piosenki "Hot Like Summer" chciałam dla siebie samej nauczyć się takiego tańca, który jest mocno seksualny, mocno o kobiecości, mocno podkreślający moje wszystkie kobiece atuty, po to, żebym ja jako kobieta mogła też poczuć tę energię. Bo często ktoś np. pochodzi i mówi, a Ty to tak się świetnie ruszasz, tak się świetnie czujesz, a to bardzo często jest też o tym, że ja to robię po to, żeby tak się właśnie poczuć. (…) My artyści zazwyczaj po koncercie wracamy na chatę i w ogóle nie chcemy wychodzić przez pięć dni, z nikim się nie widzieć, z nikim nie rozmawiać. Później wychodzimy na scenę i sprzedajemy taką personę, która w jakimś sensie może jest odklejona od tej persony domowej, ale daje mi przynajmniej siłę i moc. Nawet bym powiedziała, że Margaret dla mnie jest nieraz taką inspiracją, że wow, ale laska - zdradziła.
Margaret chce podbić Europę
Margaret nie ukrywa, że jej cichą nadzieją jej kariera międzynarodowa.
- Zawsze miałam jakieś takie ciągoty, bo też mi się dobrze pisze muzykę po angielsku i tak sobie myślę, że jak już ją piszę, to może też ją wydam, może ktoś ją polubi. Na płycie jest wspaniały gość, Alvaro Soler. Cieszę się, że Alvaro dograł się do tej piosenki, to po pierwsze, a po drugie jeszcze zaśpiewał po polsku, więc musiał się uczyć polskiego, co uważam, że jest super cute. On jest na tej płycie takim marzeniem, takim rzuceniem w kosmos marzenia pod tytułem "Hej, Europa, to ja, Margaret, lat 32, ale wyglądam na mniej, jestem gotowa na podbicie was".
I tego właśnie życzymy Margaret. Zanim jednak wyruszy na międzynarodowe sceny, zobaczymy ją na polskich trasach koncertowych.
- Tak, ten czas jest bardzo intensywny, przede wszystkim płyta i promowanie płyty, ale też trasy koncertowe. Zagram w kilku wspaniałych miejscach. Nie mogę jeszcze powiedzieć gdzie, ale jestem bardzo podekscytowana. Pracuję teraz nad złożeniem całego koncertu. Oprócz tego jeszcze Babie Lato, czyli skład dziewczyński Brodka i Rosalie, z którym też będę koncertować.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Jak powstawał najnowszy hit Margaret? "Ten numer został nagrany po prostu w szafie"
- Margaret i Alvaro Soler wydali wspólny singiel. To nie koniec niespodzianek
- Ubiera Margaret, Ralpha Kaminskiego i Matę. "Jest jedną z najjaśniejszych osób, jeśli chodzi o modę"
Autor: Nastazja Bloch
Reporter: Nastazja Bloch
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN