Życie mieszkańców na polsko-białoruskim pograniczu
Niedawno dowiedzieliśmy się o śmierci żołnierza, który został ugodzony nożem na granicy polsko-białoruskiej. To tragiczne zdarzenie wywołało kolejną głośną debatę na temat obronności i bezpieczeństwa Polski. Jak mieszkańcy przygranicznych wsi i miast czują się w obliczu kryzysu migracyjnego?
- Wieś Cimania leży około 9 km od granicy. Dla mnie, jako dla mieszkańca, to nic się nie zmieniło w tej chwili. To, co zauważyłam, to częstsze przelatywanie wojskowych helikopterów. A tak naprawdę żyjemy tak, jak do tej pory. Jakieś słuchy są, że rozróby są na granicy, ale do nas to tak naprawdę nie dociera - powiedziała pani Krystyna.
Pan Mirosław, mieszkaniec Kuźnicy oddalonej 300 m od granicy z Białorusią, opowiedział o swoich doświadczeniach.
- Mieszka się spokojnie na razie. Niepokój był 2 lata temu, jak był szturm na tę granicę w Kuźnicy. Helikoptery latały nad domami. wtedy było przerażenie. Było słychać krzyki uchodźców, którzy stali na granicy. A teraz mamy spokój jako taki - przyznał uczestnik sondy.
Z kolei pani Anna, mieszkanka Krynek oddalonych 2 km od granicy, nie czuje się bezpiecznie. - Troszeczkę jest obaw, bo ludzie przechodzą, łamią tę granicę. Nie tak, że my widzimy w domach tych uchodźców, ale jest dużo u nas samochodów, jest dużo wojska. Pilnują tej sprawy. Jest po prostu niebezpiecznie, bo nigdy nie wiadomo, co pan Łukaszenka wymyśli w porozumieniu z panem Putinem - stwierdziła kobieta. - Chwała wszystkim żołnierzom, którzy tu pracują. W sumie to ich życie to jest takie koczownicze. Są narażeni na niebezpieczeństwo, ale niestety, ktoś musi służyć. Chwała im za to - podkreśliła.
Kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy
W studiu Dzień Dobry TVN kontynuowaliśmy temat związany z trudami pracy służb mundurowych. Co w tej chwili dzieje się przy naszej granicy?
- Mam wiedzę taką, jak z mediów i z relacji społeczników, działaczy organizacji pozarządowych, którzy próbują tam świadczyć pomoc ludziom, którym udało się przedostać granicę, rodzinom z dziećmi, kobietom, osobom starszym. Te rodziny i osoby starsze nadal tam są, więc nie da się powiedzieć, że to są wyłącznie szkoleni przez służby Łukaszenki jacyś dywersanci, czy goście, którzy mają wyłącznie siać zamęt. Jaki procent tych osób, które zachowują się agresywnie po drugiej stronie granicy, że są to jacyś wyszkoleni bojówkarze, to w tej chwili trudno powiedzieć, dlatego że te osoby są codziennie te same - wskazał Piotr Niemczyk, ekspert ds. bezpieczeństwa, były funkcjonariusz UOP.
Jak zdaniem Piotra Niemczyka można sprawdzić, kto dokładnie znajduje się na granicy polsko-białoruskiej?
- Moim zdaniem prawdziwym dowodem byłoby to, gdyby udało się taką grupę zatrzymać i przesłuchać, czy byli szkoleni, gdzie byli szkoleni, po co, w jaki sposób. Trzeba mieć świadomość, że w Polsce nadal obowiązuje art. 33. Konwencji Genewskiej z 1951 roku, który mówi o tym, że nie wolno uchodźców zatrzymywać i zawracać. Łamiemy wprost ten artykuł. Trzeba tę grupę uchodźców wpuścić i zweryfikować. To są przepisy, które są ogólnie w Europie stosowane, sprawdzają się w Grecji, we Włoszech, w Hiszpanii. To prawda, że wszyscy narzekają, że warunki w tych obozach są fatalne, że one angażują siły i środki, ale to jest, przepraszam, kryterium cywilizacyjne. To barbarzyńcy strzelają do osób, które przekraczają granicę. (...) Wiadomo, że jest jakaś grupa ludzi, która ma skłonność do agresji, łamania prawa, ale trzeba ich wyłapać na miejscu, tworząc ośrodki recepcyjne. Powinniśmy to robić wspólnie z Unią. Jesteśmy wschodnią granicą zewnętrzną Unii Europejskiej - powiedział Niemczyk.
Niedawno głośno było o sprawie dwóch żołnierzy, którzy usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień, gdy oddali strzały ostrzegawcze w stronę grupy migrantów próbujących przeprowadzić szturm na granicy polsko-białoruskiej. Jak w obliczu tych zdarzeń czują się inni funkcjonariusze?
- Nie chodzi tylko o użycie broni i tego konsekwencje, ale trzeba pamiętać, że niedawno zginął ich kolega w okolicznościach związanych z pełnieniem służby. Z jednej strony żołnierz myśli, że mam broń i powinienem się bronić, a z drugiej strony jest perspektywa, że jak użyję broni, to mogę ponieść konsekwencje. Jak jej nie użyję, mogę zginąć. Gdybyśmy to wszystko połączyli, to może się okazać, że podstawowym problemem jest lęk. U tego żołnierza jest po prostu zwyczajny lęk. On został wyznaczony do jakiegoś zadania. Każdy z nas, kto wykonuje jakieś profesjonalne zadanie, musi czuć się pewnie w tym, co robi. Jako lekarz nie mogę się zastanawiać, czy za drzwiami stoi prokurator, który czeka na mój błąd. Dostałem pewien sprzęt, mam pewien czas tu i teraz. Muszę wiedzieć, że to, co robię, robię dobrze. Muszę wiedzieć, że mam bezpieczeństwo w postaci mądrych przełożonych, mądrych przepisów, sprzętu profesjonalnego, który mogę używać, mam do tego prawo i wiem, jak go użyć. Nie muszę się zastanawiać, czy jak go użyję, to cokolwiek się wydarzy. Mam prawo się bronić i bronić swoich kolegów - podkreślił płk dr n. med. Radosław Tworus.
Dalszy ciąg rozmowy na ten niezwykle ważny temat można znaleźć w materiale wideo.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz też na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- To miasto stało się stolicą bezpieczeństwa Polski. "Zapadły tam ważne decyzje"
- Pożar na terenie fabryki w Świeciu. "Musieliśmy bardzo dynamicznie działać"
- Chwile grozy na pokładzie samolotu. Czym są turbulencje czystego nieba?
Autor: Justyna Piąsta
Reporter: Sylwia Witas
Źródło zdjęcia głównego: Michał Woźniak/East News