Przyjechała do Polski, żeby zarobić. Padła ofiarą niewolniczej pracy. "Pośrednik zabrał mi paszport"

Handel ludźmi i niewolnicza praca w Polsce - historia 22-letniej Wenezuelki
Źródło: Dzień Dobry TVN
18 października – Europejski Dzień Walki z Handlem Ludźmi
18 października – Europejski Dzień Walki z Handlem Ludźmi
Bądź bezpieczna!
Bądź bezpieczna!
"Projekt Lady". Dom uczestniczki ucierpiał w pożarze. Trwa zbiórka pieniędzy
"Projekt Lady". Dom uczestniczki ucierpiał w pożarze. Trwa zbiórka pieniędzy
Pożar domu jednorodzinnego w Kole. Zginęła 5-letnia dziewczynka
Pożar domu jednorodzinnego w Kole. Zginęła 5-letnia dziewczynka
Uwaga! TVN: Rodzice nie puszczali dzieci do szkoły. W trosce o bezpieczeństwo
Uwaga! TVN: Rodzice nie puszczali dzieci do szkoły. W trosce o bezpieczeństwo
Bezpieczny dom dla dzieci
Bezpieczny dom dla dzieci
Dayneris ma 22 lata i pochodzi z Wenezueli. Przyleciała do Polski w grudniu 2021 roku, by z pomocą pośredniczącej agencji podjąć pracę w hotelu. Miała zarabiać 13,5 zł na godzinę, co dla mieszkającej dotąd w Kolumbii kobiety było godnym wynagrodzeniem. Część wypłaty Wenezuelka zamierzała przesyłać potrzebującej pieniędzy rodzinie. W rzeczywistości 22-latka padła w naszym kraju ofiarą handlu ludźmi. - Na miejscu zobaczyłam, że wszystko było jednym wielkim oszustwem. Zostałam wykorzystana - wyznaje dziewczyna.

Niewolnicza praca w Polsce - dramat 22-letniej Wenezuelki

Pochodząca z Wenezueli Dayneris nie miała żadnych perspektyw na godne życie - ani w swoim rodzinnym kraju, ani w Kolumbii, gdzie przez ostatnie lata mieszkała i zarabiała na rodzinę. Pewnego dnia dziewczyna usłyszała od swojego kolegi o zapewniającej stosunkowo wysokie wynagrodzenie ofercie pracy w Polsce. Skontaktowała się wówczas z pośredniczącym między kandydatami a firmą rekruterem. Po konsultacjach z nim sprzedała część swojego majątku, by zorganizować transport do Europy, którego koszt w przeliczeniu na złotówki wynosił 9 tysięcy. Następnie pożegnała się z bliskimi i po długim locie wylądowała w Warszawie.

Dayneris miała pracować w hotelu 8 godzin dziennie i otrzymywać wypłatę do 10. dnia każdego miesiąca. Stawka wynagrodzenia to 13,5 zł za godzinę pracy. Dodatkowo wedle wstępnych ustaleń firma zapewniała jej zakwaterowanie oraz kurs języka polskiego.

- Pośrednik przedstawił w Kolumbii bardzo dobre warunki. Dlatego się zgodziłam. Na miejscu zobaczyłam, że wszystko było jednym wielkim oszustwem. Zostałam wykorzystana - opowiada z perspektywy czasu 22-latka.

Wenezuelka została powitana w Warszawie przez przedstawicielkę agencji pracy, która zabrała jej paszport. - Musimy zrobić kserokopię. Dostaniesz z powrotem, jak odpracujesz dług. Zaczynasz w poniedziałek - miała usłyszeć Dayneris. O jakim długu mowa? Rzekomo dotyczył on pokrycia kosztów transportu i noclegu.

Marząca o godnych warunkach zatrudnienia dziewczyna ostatecznie jednak została zakwaterowana w brudnym hostelu, a obowiązki służbowe, które musiała wypełniać, całkowicie odbiegały od tych ustalonych w Kolumbii. Czym się zajmowała? Pakowała do kartonów kołpaki na hali produkcyjnej, malowała ściany w magazynie, prasowała czy pracowała w ogrodzie szefa.

- Denerwował się [szef - przyp. red.], że nie mówię po polsku i że potrzebuję tłumacza. Czasami krzyczał, dlatego bałam się o cokolwiek pytać. Każda wymiana zdań kończyła się tak samo: "Powinnaś pracować więcej, dziesięć godzin to minimum". (...) Czułam się, jakby ktoś mnie uprowadził. Jakbym była czyjąś własnością, niewolnicą - relacjonuje Wenezuelka.

Dayneris pracowała kilkanaście godzin dziennie, również w soboty. Przez pierwsze dwa miesiące otrzymywała wypłatę w wysokości 500 zł. Reszta wynagrodzenia była potrącana z uwagi na uregulowanie rzekomego długu.

- Nie mogłam tego wytrzymać. Przez nerwy i nieregularne posiłki chudłam. Znikałam w oczach. Najgorsze zaczęło się w drugim miesiącu. Ciągle myślałam tylko, że nie chcę tu być. Miałam problemy z poczuciem własnej wartości. (...) Nie miałam na nic sił. W niedziele nie podnosiłam się z łóżka. (...) Dziś wiem, że to była forma depresji. Każdego dnia modliłam się o spłatę długu, by jak najszybciej stamtąd uciec - twierdzi 22-latka.

W trzecim miesiącu pracy kobieta zażądała wypłaty całego wynagrodzenia, jednak spotkała się z kategoryczną odmową. To wtedy podjęła decyzję o ucieczce. Pojechała na policję, stamtąd została przetransportowana przez straż graniczną do Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie w Chybach pod Poznaniem, gdzie po raz pierwszy usłyszała o działalności zwalczającej handel ludźmi fundacji La Strada, do której następnie się zgłosiła.

Dayneris została w Polsce. Pracuje jako opiekunka dzieci oraz nauczycielka języka hiszpańskiego. Do Warszawy sprowadziła swojego partnera, który znalazł posadę jako kucharz w jednej z restauracji. 22-latka przesyła swojej rodzinie około 300 dolarów miesięcznie. Teraz czeka na proces, bowiem prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie nielegalnych procederów, do których mogło dojść w zatrudniającej Wenezuelkę firmie.

Handel ludźmi z Ameryki Południowej - statystyki w Polsce

Jak podaje serwis wiadomosci.wp.pl, według danych Ministerstwa Sprawiedliwości w 2021 r. w Polsce skazano za handel ludźmi 31 osób. Ofiarą tego przestępstwa prawdopodobnie padła właśnie 22-letnia Dayneris. Mowa o "dzieleniu albo przejęciu korzyści majątkowej lub osobistej osobie sprawującej opiekę lub nadzór nad inną osobą - w celu wykorzystania, nawet za jej zgodą (...) w pracy lub usługach o charakterze przymusowym, w żebractwie, niewolnictwie lub innych formach wykorzystania poniżających godność człowieka".

- O fali ofiar z Ameryki Łacińskiej wiemy mniej więcej od półtora roku. Rekruterzy dostrzegli niszę. Mówimy o agencjach, które wcześniej sprowadzały pracowników m.in. z Azji. Ale oni nie wjadą do Polski bez wizy. Tymczasem obywatele krajów Ameryki Łacińskiej są na ruchu bezwizowym. To największa grupa potencjalnych ofiar, jeśli chodzi o toczące się w Polsce postępowania dotyczące handlu ludźmi. Wiem o pięciu takich śledztwach, w jednym będzie aż stu pokrzywdzonych - uświadamia Irena Dawid-Olczyk, prezeska fundacji La Strada.

- Kilkanaście lat temu ofiary pochodziły głównie z Europy Wschodniej i były werbowane w celu świadczenia usług seksualnych. Z biegiem czasu pojawiało się coraz więcej przypadków pracy przymusowej. Dziś proporcje wynoszą mniej więcej pół na pół, handel ludźmi w celu świadczenia usług seksualnych wcale nie jest dominujący - tłumaczy dr Łukasz Wieczorek z Ośrodka Badań Handlu Ludźmi Uniwersytetu Warszawskiego.

Polska to na mapie handlu ludźmi dość szczególny przypadek, ponieważ stanowimy zarówno kraj pochodzenia ofiar, kraj tranzytowy oraz docelowy dla ofiar handlu ludźmi
- dodaje ekspert.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości