Ostatnie Pokolenie - kontrowersyjna działalność
Do Ostatniego Pokolenia należą emeryci, prawnicy, programiści czy studenci. Działają od pół roku. Po raz pierwszy usłyszeliśmy o nich, gdy przerwali koncert w filharmonii. Ich protesty budzą kontrowersje - szczególnie te, które są aktami wandalizmu. Czyszczenie pomnika Syrenki z farby kosztowało około 5000 zł, co najmniej drugie tyle trzeba było zapłacić za czyszczenie elewacji centrum handlowego w Warszawie.
Jak działalność Ostatniego Pokolenia wygląda z bliska? Aktywistom przyjrzał się reporter Dzień Dobry TVN Bartek Dajnowski. Akcje tego ruchu są ponoć świetnie zorganizowane. Część uczestników protestu wkłada pomarańczowe kamizelki i siada na ulicy, natomiast osoby w białych kamizelkach to tzw. moderatorzy, których zadaniem jest próba wytłumaczenia ludziom dookoła, dlaczego wybrali tak radykalną formę buntu.
- W kwietniu, kiedy zaczynaliśmy blokady na mostach w Warszawie, powiedziałem tacie, że może się czegoś takiego spodziewać, że może być nieprzejezdny któryś z mostów. Wtedy był na mnie zły. Natomiast teraz [rodzice - przyp. red.] są w porządku z tym, co robię - wspomina Krzysztof.
- W pewnym momencie uznałem, że nie mogę dalej żyć ze świadomością, że w kluczowych latach, w których jeszcze jesteśmy w stanie zapobiec najgorszym skutkom kryzysu klimatycznego, nasze rządy nie robią nic. Jeśli nie zrobimy tego my, zwykli obywatele, to nic się nie uda - uświadamia w materiale Dzień Dobry TVN Stanisław.
- Moja pierwsza akcja, w której brałam udział, była na Czerniakowskiej, kiedy spotkaliśmy się z ogromną agresją. Jedna osoba dostała gazem pieprzowym w twarz od kierowcy. My naprawdę utrudniamy ludziom życie, ale robimy to w jakiejś desperacji, w lęku, czując, że to jest jedyne, co możemy zrobić - wyjaśnia Alina.
- Czasu jest coraz mniej. Planeta ogrzewa się w takim tempie, że mamy dosłownie ostatnie lata, żeby można było jeszcze zatrzymać najgorsze - wskazuje Julia.
Po drugiej stronie barykady stoją natomiast zdenerwowani mieszkańcy miast, dla których utrudnienia w ruchu drogowym wiążą się z dezorganizacją dnia i problemami w życiu codziennym.
- Wezwałam już policję. Za chwilę tutaj będą, więc zejdźcie. I tak was ostatnio zdjęli z Pięknej. (...) Do przedszkola się spieszę, mam niepełnosprawne dziecko, które potrzebuje rehabilitacji. I tylko w tym jednym przedszkolu mam wszystko zapewnione. Jak się spóźnię, to dziecko nie pójdzie do przedszkola. Bo jacyś ludzie sobie blokują ulice - żali się przechodząca nieopodal protestujących kobieta.
- To zawsze bardzo trudny wybór. Wiemy, że ludzie, którzy stoją w korku, nie mogą dotrzeć. Jest mi ogromnie źle z tym - reaguje na tę sytuację siedząca na jezdni Julia. Dziewczyna nie schodzi jednak z drogi. Wraz z pozostałymi uczestnikami protestu czeka na przyjazd policji. Dopiero po interwencji służb opuszcza miejsce. Aktywiści nie przyjmują mandatów, więc ich sprawami zajmie się sąd. Nikt nie trafia do aresztu.
- To nie powinno być organizowane w ten sposób. Akurat ten protest nie dociera do tych, do których powinien. Ja w tej chwili jadę, jestem wkurzona, bo się śpieszę. Ja tego [sytuacji klimatycznej - przyp. red.] nie zmienię, choćbym nie wiem jak popierała te postulaty - komentuje jedna z kierowczyń.
Co czują rodzice młodych aktywistów?
W studiu Dzień Dobry TVN gościliśmy m.in. rodziców, których dzieci aktywnie uczestniczą w różnorakich protestach. Bianka, córka Lidii Nwolisy, po raz pierwszy wzięła udział w takim zgromadzeniu, gdy miała 10 lat.
- Byliśmy całą rodziną, czyli ja, mąż i czwórka dzieci. Bianka stanęła z przodu z tym swoim transparentem "Stop calling me Murzyn". Jej zdjęcie trafiło do mediów i w ten sposób stała się tak bardzo widoczna. Ale ona jest wyposażona, jeśli chodzi o osobowość, do tej roli i mam jakieś takie zaufanie, że robi to, do czego została stworzona - zaznacza matka dziewczynki.
Maja od 14. roku życia zajmuje się natomiast ochroną klimatu. - Pierwszy raz się popłakała w wieku 10 lat, kiedy usłyszała o jakiejś większej wycince drzew. I to w niej siedziało - opowiada mama młodej aktywistki, Agata Kawicka. - Moje dziecko brało udział w strajkach i w Amsterdamie, i w Madrycie, i w Warszawie. Jest to trudne dla rodzica, zwłaszcza jak kiedyś tam się umawiamy: "Słuchaj, Maja, proszę, nie idź", a włączam telewizję i na ekranie jest twarz mojego dziecka centralnie - dodaje rodzicielka.
Dlaczego młodzież posuwa się do tak skrajnych form prezentowania swojego buntu wobec zła tego świata? - Ten radykalizm wynika troszkę z tego, że młodzież ma przesunięty bezpiecznik, jeżeli chodzi o działanie w sposób bezpieczny. My, dorośli, bardzo zwracamy na to uwagę i to jest w zasadzie bardzo kluczowe. Cały czas patrzymy, czy coś jest bezpieczne. Młodzież tego nie ma. Młodzież dzięki temu doświadcza, uczy się dorosłości. Ryzykuje czasem - wytłumaczył w Dzień Dobry TVN socjoterapeuta Bartłomiej Widawski.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz też na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Mona Lisa oblana zupą pomidorową. "Co jest ważniejsze?"
- Realia wychowywania dzieci z niepełnosprawnością. Padły konkretne kwoty. "To jest nieludzkie"
- Artystka przerobiła stary kiosk na dom. Tak protestuje przeciwko wysokim cenom najmu
Autor: Berenika Olesińska
Reporter: Bartek Dajnowski
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN