Kłodzko i Głuchołazy zalane jak w 1997 roku. W miastach zawyły syreny. "Pierwszy stwierdzony zgon"

Powódź w Kłodzku i Głuchołazach
Deszcz ciągle pada, władze miast apelują o ewakuację
Źródło: Dzień Dobry TVN
Sytuacja na południu Polski jest dramatyczna. Spokojne dotąd rzeki zamieniły się w rwące potoki i zerwały wały przeciwpowodziowe. Zalane są miejscowości w Kotlinie Kłodzkiej i na Opolszczyźnie. Stan wody przekroczył ten, który odnotowano podczas powodzi w 1997 roku. Trwa ewakuacja. Premier Donald Tusk poinformował o pierwszym przypadku śmiertelnym. - Jesteśmy odcięci od świata - opowiadają rozmówcy reportera Dzień Dobry TVN.

- Mamy pierwszy stwierdzony zgon przez utonięcie w powiecie kłodzkim. (...) Apeluję, by wszędzie tam, gdzie pada wezwanie do ewakuacji, natychmiast te rekomendacje wykonywać - zaznaczył szef rządu tuż po odprawie ze służbami w Kłodzku.

Dalsza część tekstu poniżej.

DD_20221213_Powodz_REP
Największa błotna powódź w Polsce
Źródło: Dzień Dobry TVN

Powódź w Kłodzku

Sytuację w Kłodzku na bieżąco monitorują reporterzy TVN24. W nocy z 14 na 15 września relację zdawał obecny na miejscu dziennikarz Paweł Łukasik.

- Ta fala, która miała tutaj się pojawić, pojawiła się około godziny drugiej. Stało się najgorsze. To jest ta restauracja, którą wczoraj jeszcze odwiedzaliśmy, którą wczoraj ratowano, którą próbowano zabezpieczyć. (...) Możemy tylko obserwować w tej chwili już właściwie bezradnie. Wcześniej i strażacy, i mieszkańcy w takim trochę pospolitym ruszeniu próbowali tutaj w jakiś sposób zabezpieczyć to miejsce, jeszcze także obronić przynajmniej ten fragment miasta przed wodą. (...) I raz jeszcze te skojarzenia i sytuacje, o czym mówią sami mieszkańcy, bardzo podobne z 1997 rokiem, poza - odpukać przynajmniej jak na razie - skalą tego, co się tutaj dzieje - zaznaczał wówczas reporter.

W niedzielę rano młodszy aspirant Natalia Przytarska, oficer prasowa Powiatowej Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Kłodzku poinformowała, że woda wdarła się do miasta i zalewa kamienice.

- Niestety, poziom Nysy Kłodzkiej jest bliski temu z powodzi w roku 1997 i wynosi prawie 6,5 metra. Zalewane są ulice te najniżej położone, między innymi ul. Skośna, Malczewskiego, Chełmońskiego. Mieszkańcy są zachęcani do ewakuacji - powiedziała w TVN24.

Sytuacja jest jednak bardzo dynamiczna, a w mediach pojawiają się najnowsze doniesienia, że wspomniany poziom wody z powodzi w 1997 roku jednak został już przekroczony. W Nysie Kłodzkiej ma wynosić 655,5 cm.

- W Kłodzku w nocy wyłączane było zasilanie w części domów i na ulicach, ale energetycy je przywracali. Wszyscy pracują z pełnym zaangażowaniem. Od wczorajszego ranka mieliśmy jako straż pożarna w powiecie 668 zgłoszeń z prośbami o interwencje - stwierdziła mł. asp. Natalia Przytarska.

- Przegraliśmy tę batalię - wyznał burmistrz Kłodzka, Michał Piszko. Władze miasta oraz Wodociągi Kłodzkie alarmują, że woda w kranach nadaje się już wyłącznie do celów gospodarczych i nie można jej spożywać.

Powódź w Głuchołazach

W Głuchołazach woda zaczęła przelewać się przez wały. - Przy moście burmistrz powiedział nam, że to jest ten moment, kiedy nie wiadomo, czy most wytrzyma, czy to nie jest kwestia minut, kiedy zostanie porwany przez rzekę. A jeżeli zostanie porwany przez rzekę, wtedy trzeba będzie ewakuować momentalnie. (...) Tam, gdzie jeszcze o godz. 6:15 woda sięgała po kolana, to teraz sięga już prawie po pas - relacjonuje w TVN24 reporter Maciej Warsiński.

- O godz. 6.25 mieszkańcy usłyszeli syreny alarmowe. To był jednoznaczny sygnał do koniecznego opuszczenia swoich domów, swoich mieszkań, bo jest niebezpiecznie - zaznaczyła na antenie dziennikarka Joanna Kryńska.

Głuchołazy. Relacja reportera Dzień Dobry TVN

- Stoi jeszcze most, ale burmistrz mówi, że to tak długo się nie ostanie, ponieważ z tą rzeką, którą państwo widzą tutaj, idzie bardzo dużo drewna, które zatrzymuje się na tym moście i najprawdopodobniej most się zawali - stwierdził obecny w Głuchołazach reporter Dzień Dobry TVN Piotr Wojtasik.

- Przyjechaliśmy tutaj w celach prywatnych. Okazało się wczoraj wieczorem, że nie mamy możliwości wyjazdu z tej miejscowości. Jesteśmy odcięci od świata. Jesteśmy z małym dzieckiem, które nam się przeziębiło. Nie mamy ciuchów dla dziecka, leków dla dziecka. Mamy samochód po drugiej stronie rzeki - oznajmił jeden z rozmówców Piotra Wojtasika, gość położonego nieopodal hotelu.

- Potrzebujemy lekarza dla dziecka, potrzebujemy dostać się do domu, bo mamy jeszcze małą córkę u mojej siostry i chcielibyśmy wrócić - wtórowała partnerka mężczyzny.

Więcej informacji na stronie tvn24.pl

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady. 

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości