Maciej Musiałowski organizuje zimowy bal. "Mam nadzieję, że ktoś się tam nawet zakocha"

Maciej Musiałowski
Off the record: Maciej Musiałowski
Maciej Musiałowski, artysta, człowiek wielu talentów, ale i marzyciel, który, śmiało można powiedzieć, marzenia spełnia. Gra, śpiewa i obcuje ze sztuką, która towarzyszy mu od najmłodszych lat. Teraz pasją dzieli się z innymi, m.in. organizując w swojej posiadłości Festiwal Sztuk Zjednoczonych. Nam zdradził, jak będzie wyglądać zimowy bal w zamku, jakie danie znalazłoby się w jego restauracji, dlaczego tęskni za analogowymi czasami oraz o istocie odpoczynku, który nie jest obarczony wyrzutami sumienia. "Miałem kilka lat temu marzenie, że chciałbym położyć się pod kocem na kanapie i nie czuć się źle" - przyznał.

Maciej Musiałowski zaprasza na zimową edycję Festiwalu Sztuk Zjednoczonych

Maciej Musiałowski po zakupie wymarzonego Zamku w Domanicach postanowił wykorzystać wnętrza do szerzenia sztuki. Wraz z Fundacją Rodziny Musiałowskich zorganizował już w posiadłości dwie edycje Festiwalu Sztuk Zjednoczonych. Wkrótce szykuje się trzecia odsłona, tym razem – zimowy bal. Już w lutym zamkowe wnętrza wypełnią goście, na których czekają nie lada atrakcje.

- Są to spektakularne wydarzenia, nie da się tego ukryć, ponieważ są po prostu stworzone przez fantastycznych ludzi. Naprawdę team, który pomaga mi realizować te wszystkie fantasmagoryczne marzenia. Jest po prostu godny, żeby go nazwać, że to są właśnie ludzie dwudziestolecia XXI wieku. Otwarci, ciepli, marzący o wielkich ideach, więc ten festiwal właśnie taki jest. Festiwal Sztuk Zjednoczonych jednoczy, jak sama nazwa wskazuje, wszystkie sztuki. Możemy tam spotkać i malarzy, i rzeźbiarzy, tancerzy, aktorów, muzyków. Każdego, kogo sobie możesz wyobrazić, że można go nazwać artystą, to tam spotkasz. I powiem szczerze, że ta magia, która się tam dzieje mnie napędza. Dowiedziałem się w tym roku przy drugiej edycji, że nie tylko mnie, ale też festiwalowiczów, którzy się tam pojawiają – powiedział Maciej.

Aktor zaznaczył również, że nie jest to typowy festiwal, a miejsce rodzinne, współtworzone przez przyjaciół i artystów występujących w danej edycji.

- Są też najwspanialsi wolontariusze na świecie, razem jemy, razem sobie gotujemy, razem sprzątamy zamek. Sprawiamy, że to miejsce staje się otwarte dla tych ludzi, którzy decydują się przyjechać. Więc ten festiwal to jest jakieś naprawdę najwspanialsze, co się mi ostatnio przydarzyło. Szykuje się jeszcze nowy pomysł, nowe marzenie, a mianowicie zimowy bal. Z małą orkiestrą, taką w stylu Nowego Orleanu, z fajnymi spotkaniami. Później następnego dnia jest piżama party dla połowy gości, ponieważ uważam, że to powinno być jeszcze trochę bardziej kameralne wydarzenie. Z bitwą na poduszki w klubie, z kinem, z fantastycznym repertuarem. Będą warsztaty z dobrego snu, z Olgą Gref, więc również zapraszam na to wydarzenie, bo będzie dosyć mała pula biletów – powiedział.

Sam Maciej nie może się już doczekać magicznej, zimowej edycji.

- Będzie świetna kuchnia, będzie świetny DJ, będą zabawy, będą rzeźby lodowe, będzie pięknie przystrojony zamek, no i będzie to też możliwość poznania super ludzi. Mam nadzieję, że ktoś się tam nawet zakocha. Nie wiem, a może ja? - podsumował.

Maciej Musiałowski: "Proces pisania piosenki zaczyna się od złamanego serca"

Maciej Musiałowski sztuką otaczał się od najmłodszych lat. Wychowywał się w rodzinie artystycznej, gdzie muzyka, malarstwo czy rozmowy o literaturze były codziennością. Sam wkrótce również zaraził się pasją do muzyki i rozpoczął edukację w szkole muzycznej.

- Od dzieciaka dosyć szybko zacząłem występować przed babcią, mamą, tatą, wujkami, dziadkami i całą rodziną. Byłem całkiem dużym fanem tego - powiedział. Zapytany o kolejność, aktorstwo czy śpiew, dodał: - Jako dziecko byłem też głodomorem i myślałem, żeby być kucharzem, pisarzem, muzykiem, aktorem. Raczej w takiej kolejności o tym myślałem.

Kolejny krokiem na edukacyjnej ścieżce Macieja było liceum muzyczne imienia Jana III Sobieskiego w Warszawie przy ulicy Czerniakowskiej. Po maturze młody artysta wyjechał jednak do Norwegii, gdzie próbował podejmować się różnych prac. Ostatecznie i tak to muzyka wygrała i pozwoliła mu się utrzymać. Gdy prace budowlane okazały się chybionym pomysłem, pojawiła się propozycja występowania na statku wycieczkowym.

- To jest dosyć śmieszna anegdota z mojego życia. Większość kolegów mojej młodości wybierała się co sezon letni do Norwegii pracować fizycznie na różnych budowach czy przy remontach. Ja również postanowiłem wyjechać. Skończyło się tak, że rzeczywiście znalazłem jedną pracę, ale dosyć szybko zorientowałem się, że nie jest to coś, w czym się odnajdę. Dobrze się złożyło, że właściciele tego domu, którego ścianę obskrobywałem na rusztowaniu, też byli muzykami czy aspirującymi artystami. Usłyszeli, jak śpiewam i powiedzieli, że jest tutaj niedaleko taki festiwal Łodzi Drewnianych. I tak nieśmiało zaproponowali, że może lepiej, żebym tam zarabiał. No i tak się stało. Poszliśmy z moim przyjacielem Wiktorem na ten festiwal, zaczęliśmy śpiewać i tak po pół godziny znaleźliśmy się na jednym z największych statków w porcie. I razem z tym statkiem i jego wspaniałą norweską załogą, starszych panów przepłynęliśmy całe wybrzeże Norwegii. My staliśmy się trubadurami. Dostaliśmy taką ksywę. Bardzo dobrze to wspominam. To była jedna z lepszych wakacyjnych przygód, jakie przeżyłem - powiedział Maciej.

Po powrocie do Polski Maciej rozpoczął naukę w szkole aktorskiej. Potem przyszły pierwsze sukcesy, role w serialach, filmie. Mimo wszystko muzyka na zawsze została w sercu aktora, który na swoim koncie ma kilka singli. Obecnie, jak przyznaje, poczynił duże kroki ku temu, by w końcu przedstawić światu swoje dzieło. Na razie jednak nie chce o tym mówić, energię poświęca na działania.

- Jestem wciąż w notorycznym procesie pracy nad moją muzyczną twórczością. Niemniej jednak na ten moment postanowiłem trochę mniej o niej mówić, a więcej robić. Dzisiaj przyjechałem tutaj do studia, prosto ze studia nagrań. Wczoraj również tam byłem i zawsze, jak jestem w Warszawie to raczej po to, żeby nagrywać. Jestem w procesie – powiedział.

Na pytanie, jak u Macieja wygląda proces twórczy, powiedział:

- Proces pisania piosenki zaczyna się od złamanego serca, chociaż nie zawsze. Czasami jest to po prostu moment jakiejś wielkiej ekstazy i szczęścia z przyjaciółmi, że nagle znowu się widzimy. Czasami jest to złamane serce, a czasami jest to jakiś egzystencjonalny dylemat, który noszę w sobie i po prostu nie ma innej możliwości na poradzenie sobie z nim niż wyśpiewanie go. To zależy od miejsca, w którym jestem, od ludzi, którzy mnie otaczają i od stanu psychicznego, w którym się znajduję i każdy proces jest jakiś inny. Niemniej jednak to teraz mam fajny lot, bo dobrze się ze sobą czuję i jakoś tak się poukładały burze życiowe – powiedział.

Maciej Musiałowski przez lata zapisywał swoje myśli w dzienniku. Jak przyznaje, był to jego sposób na wyrzucenie z siebie emocji.

- Prowadziłem bardzo intensywnie dziennik przez wiele, wiele, wiele lat, a teraz są to raczej sporadyczne wpisy, w których opisuję co lepsze dni lub co gorsze. Ostatnio nawet przeczytałem spisane elektronicznie moje myśli i rozważam wydanie tomiku poezji albo zbioru opowiadań. Przeczytałem kilka swoich opowiadań z młodości i zaskoczyłem się, ile tam jest ciekawych myśli, którymi chciałbym się podzielić. Te dzienniki zawsze były też jakąś formą ulgi i takiego wydobywania z siebie wszystkiego, co się czuje. Generalnie polecam dzienniki wszystkim, którzy szukają albo chcą sobie jakoś tam ułożyć w głowie rzeczy, zwłaszcza ludziom z ADHD, bo jako człowiek, który ma ADHD od bardzo dawna, zauważyłem, że jak spisuję sobie rzeczy, to mi się ta głowa trochę czyści i mam więcej spokoju w niej – powiedział.

Maciej Musiałowski o Męskim Graniu: "Trudno się uspokoić, mknąc w nocy i uciekając"

Maciej Musiałowski przyznaje, że muzyczne plany ma dopiero przed sobą. Warto jednak dodać, że artysta zdążył już m.in. wystąpić na jednym z najpopularniejszych festiwali, jakim jest Męskie Granie. Jak wspomina ten wielki i ekscytujący dzień?

- Pośpiech, bo biegłem do helikoptera, żeby wrócić na premierę filmu, który miał miejsce w zamku u mnie w parku. Zbiegłem z tej sceny Męskiego Grania, była ta ekstaza, te wszystkie emocje, które wiązały się z występowaniem przed tak dużą publiką. Zdjąłem słuchawki, odpiąłem bodypacka i pobiegłem do helikoptera, tam się uspokajałem. Chociaż trudno się uspokoić, mknąc w nocy i uciekając. Kiedy skończyłem granie, była burza nadciągająca z dwóch stron, stąd też był ten pośpiech. My musieliśmy mknąć przez jakiś klin pogodowy i nam się to udało. A później odwołano od tego dnia koncerty na Męskim Graniu, ponieważ pojawiła się trąba powietrza po moim koncercie. Tych emocji było dużo – powiedział.

Mimo pośpiechu Maciej dotarł na czas na spotkanie z widzami.

- Śmieszne to było, bo wylądowaliśmy i skończył się film. Były brawa, podałem mojemu bratu torbę, wbiegłem na tę scenę i się zaczęło spotkanie z publicznością, Q&A. Często się zdarza tak, że to życie jest bardzo intensywne, że nawet nie masz czasu za bardzo zastanowić się, co ty czujesz, musisz raczej uspokoić te emocje i nie zastanawiać się, ile one ważą i co znaczą, trzeba rzucić się już w następne wiry. Ale lubię takie życie, więc później, jak już się wszystko uspokajało, to było o czym pisać w dzienniku – powiedział.

Maciej Musiałowski kupił zamek. "Gotuję tu z moją panią gosposią Tereską"

Jakiś czas temu Maciej spełnił jedno ze swoich dziecięcych marzeń i kupił XVIII-wieczny Pałac w Domanicach. Posiadłość znajdująca się pod Wrocławiem dziś jest nie tylko jego domem, ale i miejscem otwartym dla rodziny, przyjaciół i miłośników sztuki.

- Jest to mój pierwszy i mam wrażenie oraz nadzieję, że taki jedyny dom na zawsze, w którym będę mieszkał. Czuję tam wielki spokój, czuję tam jedność ze sobą, z tym miejscem, z moim życiem, z moimi planami. Ostatnio się właśnie zastanawiałem, że dużo jest tam takiego głębokiego spokoju. Od dziesięciu już lat prowadzę taki rozpędzony tryb życia. Codziennie jestem w innym mieście w Polsce, a jak jestem w Warszawie, to mam czasami po dwanaście spotkań dziennie. Kiedy trafiam tam do domu, to po prostu spełniam takie marzenie, które miałem kilka lat temu, że chciałbym położyć się pod kocem na kanapie i nie czuć się źle, nie czuć, że muszę gdzieś biec, że coś jest nie tak z tym leżeniem pod kocem. I jakieś kilka tygodni temu właśnie odkryłem to, że to się dzieje, to marzenie się spełniło. Zdarzają się dni, że na przykład przez dwa dni nie wychodzę z domu, nawet do ogrodu. Po prostu siedzę w wannie albo robię te wszystkie rzeczy, za którymi tęskniłem przez te rozpędzone lata i zamieniam się w taką kurę domową. Gotuję tu z moją panią gosposią Tereską, którą kocham i pozdrawiam. Śmiejemy się, śpiewamy do siebie. Tam w tym domu jest taka magia, nie wiem, jak to opisać – powiedział.

Maciej przyznał także, że błogosławieństwem jest ograniczony zasięg łącza internetowego. Na pytanie, czy tęskni za analogowymi czasami, gdy zamiast lajków w social mediach kolekcjonowało się albumy ze zdjęciami, opowiedział:

- Dokładnie. Tęsknię i w zasadzie w perspektywie najbliższych lat zamierzam wprowadzić takie zmiany do mojego życia. Takie jak na przykład wycofanie ze swojego życia smartfona. Zacząłem dyskutować o tym z ludźmi, z którymi pracuję nad swoim charakterem, czy z panią psycholog, że jestem uzależniony od telefonu. Zwróciłem uwagę ostatnio, że w każdym środku transportu, czy to czasami jak jadę pociągiem, czy jak jadę z jakimś teamem busem przez Polskę gdzieś pracować, to w większość czasu ludzie siedzą w telefonach. I ja też. A kiedyś siedziałem, i pamiętam, to nie było tak dawno temu, raptem 5 lat temu. Patrzyłem sobie w okno i te moje myśli jakoś dryfowały. Pisałem wiersze, spisywałem sobie to, co czuję. Myślałem o rzeczach, które się wydarzyły, prowadziłem takie analizy. A teraz taka bezmyślna papka z tego telefonu wsiąka mi w głowę i czuję, że jestem jeszcze bardziej zmęczony - powiedział.

Zamek podobnie jak rodzinny dom aktora wypełniony jest ludźmi. Maciej podkreśla jednak, że ceni sobie prywatność i w momentach rodzinnych razi go fakt, gdy wycieczki tłumnie napierają do ogrodu i zwiedzają jego prywatny teren.

- Tak samo jak w moim rodzinnym domu, mój dom jest wypełniony przyjaciółmi. Bardzo często są ze mną znajomi z całego świata, przyjeżdżają i cieszę się tym, bo stworzyłem miejsce, w którym moi najbliżsi, moje grupy przyjaciół czują się dobrze i jakby zaznaczyli to miejsce na mapie. Niemniej jednak też bardzo cenię sobie prywatność. Nie da się ukryć, że to jest jakieś tam święte miejsce, dom. Czasami zdarza się, że po prostu wychodzę z siebie, kiedy, ludzie przekraczają pewne granice. Więc staram się zachować w tym wszystkim balans i udostępniać dom i dzielić się tym domem tylko, że na moich zasadach. Dlatego powstał konspekt festiwalu, czy warsztaty jogowe lub spotkania z artystami, które prowadzimy czasem w zamku.

Mimo otwartości Maciej przyznał, że docenia, gdy ludzie potrafią uszanować jego przestrzeń i prywatność. Niestety miał już te "przyjemność" doświadczyć nachodzenia tłumów wycieczek na jego teren.

- Nie przychodzi ludziom do głowy, że takich pomysłów ma dziewięćdziesiąt osób dziennie. I kończy się to tak, że czasami czuję naruszanie prywatności. Trudno jest odpocząć, trudno jest, zaznać jakiejś prywatności. W święta są moi rodzice, są moi bracia i ich żony. I chciałoby się tak właśnie spędzić ten dzień w gronie rodzinnym, a niekoniecznie będąc obserwowanym. A w tym roku bywało już tak, że ludzie przychodzili z lornetkami. Bywało, że ludzie przyjeżdżali autokarem, że ktoś latał nade mną dronem przez pół dnia. To nie są dobre pomysły - zaznaczył.

Maciej Musiałowski o pasji do dobrego jedzenia. "To też jest jakiś rodzaj sztuki"

Mimo wszystko Maciej udostępnia wnętrza Pałacu dla gości nie tylko podczas Festiwalu Sztuk Zjednoczonych, ale i pojedynczych wydarzeń. Jak przyznaje, ma jeszcze wiele planów związanych z posiadłością.

- Myślę też, że będzie miejsce na wystawy i dużo takich przestrzeni artystycznych. Tam będzie galeria, która już działa na takich otwartych dniach. Sala aukcyjna, ponieważ chciałbym bardzo wesprzeć polskich młodych artystów. Sam będąc bratem rzeźbiarza, czy synem malarko-rysowniczki, wiem, że jest tak mało takich inicjatyw, żeby wspierać debiutantów. Ludzi po szkole Akademii Sztuk Pięknych, a uważam, że to jest strasznie przykre, że nie ma takiego marketu w Polsce, żeby młodzi artyści mogli zarabiać na swojej pracy, bo jednak poświęcili całe życie na bycie artystami. Jest tylu fantastycznych, oddanych sztuce artystów w Polsce, którzy nie mają pola, albo jakiejś możliwości dostania się do mainstreamu, albo do jakiegoś zaprezentowania swojej sztuki. Chciałbym, żeby zamek był taką platformą poznawania ludzi z różnych dziedzin, branż, żeby wspierać te światy kultury, więc na pewno będzie taka i już jest taka przestrzeń – wyjaśnił.

Maciej jako fan dobrego jedzenia przyznał, że chciałbym także, aby w przyszłości w zamku powstała restauracja.

- Lubię, jak już jest pyszne jedzonko, to też jest jakiś rodzaj sztuki. Kiedyś jako dzieciak powiedziałem mojej koleżance, że chciałbym mieć bankietową kanapkę, czyli biały chleb, masło z solą i kawior. Taka bankietowa kanapka z szampanem to jest taki lot, że na pewno tam się znajdzie w menu, ta jedna pozycja to jestem pewien – powiedział.

Ponadto w zamku w przyszłości powstaną pracownie artystyczne, studio nagrań.

- To wszystko się jakoś powoli zaczyna dziać. Też nie wszystko może się wydarzyć naraz. Ważne jest szczególnie w takim miejscu, żeby te zmiany i decyzje podejmować z rozwagą i z szacunkiem do tych historycznych ścian i historycznych obiektów, których tam mamy pełno. Naprawdę takiego miejsca tak nacechowanego wszelką historią, bo tam mamy freski od renesansu po klasycyzm. To jest kilkaset lat historii i warstw pod ścianą. Fascynuje mnie to. Myślę, że może następnym jakimś kierunkiem edukacji to powinna być konserwatorska i uczenie się o tym wszystkim – powiedział.

Maciej Musiałowski o doktoracie: "Nie chciałbym, żeby to było coś łatwego"

Maciej Musiałowski tuż po studiach obiecał sobie, że wróci na ścieżkę edukacyjną i zrobi doktorat. Jak przyznał, od lat ma już wybrane dwa uniwersytety. Podejmował nawet próby łączenia nauki w Stanach z karierą. Ostatecznie podjął decyzję, że pracę naukową napisze w nieco późniejszym czasie.

- Doktorat odłożyłem jako nagrodę za coś, z czego będę zadowolony i co da mi taką przestrzeń w karierze, że będę mógł na chwilę się zająć czymś innym. I nie chciałbym, żeby to było coś łatwego, tylko żeby to zajęło mnie tak całkowicie, żebym musiał zakuwać. Strasznie bym chciał, żeby to było wyzwanie – powiedział.

Maciej dodał także, że niezależnie od tego, jak potoczy się jego życie, będzie zadowolony. Najważniejsze jest dla niego zdrowie. Gdy to będzie mu dopisywać, zdziała jeszcze wiele. A skąd czerpie siłę i inspirację do podejmowania się nowych wyzwań?

- Najważniejsza lekcja, którą mi dano w życiu i to byli moi rodzice, to było to, żebym się nie bał. Strach to jest najgorsza, najmniej potrzebna emocja, ona nic nie daje, tylko wstrzymuje. Myślę, że takie decyzje, czy strach przed porażką killują marzenia. Ważnym procesem jest też chyba takie zrozumienie czasu. Daj sobie czas, nie masz po co gnać. Ta chwila tu jest ważna i te decyzje, które podejmujesz i zgoda na to, jakim człowiekiem się stajesz, to jest ważne – powiedział.

Dobre rady Maciej usłyszał także od swojego przyjaciela.

- To, co mnie w tym roku tak najbardziej poruszyło, a był to wybitnie ciężki rok dla mnie, najcięższy, jaki przeżyłem w życiu. Mój przyjaciel powiedział Maciej, panta rhei, wszystko płynie. Daj się ponieść rzece, bo jak będziesz z nią walczyć, to utoniesz. I rzeczywiście w tym panta rhei tyle się mieści. Każdego dnia trzeba wstawać na nowo i uśmiechać się do tego życia, że jest spoko - podsumował.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:
Prowadzący:

Pozostałe wiadomości