Wiodą luksusowe życie, ich pracownicy nie dostają pensji? "Gdyby nie pomoc rodziny, to nie miałbym za co żyć"

Pracowali w firmie, która strzeże państwowych instytucji, nie dostali pieniędzy
Pracowali w firmie, która strzeże państwowych instytucji, nie dostali pieniędzy
Źródło: Uwaga! TVN

Firma ochroniarska zarządzana przez 42-letniego dziś Piotra K. obsługuje państwowe instytucje. Osoby w niej pracujące twierdzą, że nie dostają wynagrodzenia. - On czerpał z takich ludzi czysty zysk, bo ludzie po miesiącu jeszcze mieli cierpliwość, żeby pracować drugi miesiąc, te godziny się kumulowały, kwota rosła, a później taki człowiek mniej cierpliwy rezygnował, a on miał na czysto te pieniądze – mówi pan Marcin. Reportaż programu "Uwaga! TVN".

Bohaterowie dzisiejszego reportażu, do skromnych emerytur lub rent, dorabiali pracując w firmie ochroniarskiej, zarządzanej przez 42-letniego dziś Piotra K. W firmie, która prócz zamkniętych osiedli strzeże też m.in. poważnych państwowych instytucji, takich jak Centrum Obsługi Administracji Rządowej czy też Agencja Mienia Wojskowego.

Uwaga! TVN: Firma ochroniarska nie wypłaca wynagrodzeń?

- Parę miesięcy było OK, problemy zaczęły się od marca. W marcu nie zapłacili, w kwietniu zapłacili. Tłumaczyli, że mają problemy, że się wyrówna. Uwierzyliśmy w to, bo każdemu na tej pracy zależało – mówi pani Elżbieta.

- Płacił z dwumiesięcznym opóźnieniem. W grupie, w której pracowałem ten kto odszedł z pracy mógł zapomnieć o zaległym wynagrodzeniu. Zaległości przywiązywały nas do dalszej pracy – tłumaczy pan Zbigniew.

Choć firma, o której mówią nasi rozmówcy, była dla nich jedną całością, formalnie to sieć ponad 20 odrębnych spółek z ograniczoną odpowiedzialnością o najczęściej bliźniaczo podobnych nazwach. Oficjalnie większościowym udziałowcem i prezesem w większości spółek jest Karolina L., partnerka Piotra K. Pan Piotr, wskazywany przez pracowników jako faktyczny mózg i szef firmy, oficjalnie ma władze tylko w kilku spółkach.

 - Jeździłem na dodatkowe dyżury na inne obiekty i jak z tymi ludźmi rozmawiałem to słyszałem, że trzy miesiące nie dostali pieniędzy – opowiada pan Marcin.

- On czerpał z takich ludzi czysty zysk. Po miesiącu ludzie mieli cierpliwość, żeby pracować drugi miesiąc, godziny się kumulowały, kwota rosła, a później taki człowiek mniej cierpliwy rezygnował, a on miał pieniądze na czysto – dodaje pan Marcin.

Duża rotacja pracowników

Skutkiem takiego zarządzania firmą była duża rotacja pracowników, w większości emerytów, którzy szukali innych sposobów dorobienia do niskich świadczeń. Pozostali pracownicy, pracowali za to często ponad siły, czasem niemalże non-stop.

- W sierpniu pracowałem na trzech obiektach. Miałem wypracowane prawie 700 godzin i za sierpień nie dostałem złotówki, a jeszcze za lipiec mi wisiał. Na poczekaniu wymyślał różne bajki. W końcu zostałem na lodzie. Gdyby nie pomoc rodziny to przez dwa miesiące nie miałbym za co żyć. Nie zapłacił mi 21 tys. zł – wylicza pan Marcin.

- W marcu, kiedy zadłużenie w stosunku do mnie wynosiło już dwa miesiące, zadzwoniłem i poinformowałem administrację osiedla, na którym pracowałem, żeby przyjechali i odebrali klucze, bo schodzę z obiektu. Czułem się jak wolontariusz, pracując bez wynagrodzenia. Wówczas zadzwonił do mnie… zapewniając, że jeszcze dzisiaj dostanę pieniądze. I rzeczywiście wieczorem przywiózł mi w kopercie zaległe pieniądze za poprzedni miesiąc – przywołuje pan Zbigniew.

Z naszych ustaleń wynika, że państwowej instytucje, które zlecały ochronę swoich obiektów doskonale wiedziały, że Piotr K. nie płaci swoim pracownikom. Dlaczego nie reagowały? Chcieliśmy o tym porozmawiać m.in. z przedstawicielami Agencji Mienia Wojskowego osoba odpowiedzialna za kontakty z mediami odmówiła jakiejkolwiek wypowiedzi w tej sprawie.

Sprawa została zgłoszona do Państwowej Inspekcji Pracy

Piotra K. próżno szukać w mediach społecznościowych. Z profili jego partnerki, Karoliny L., oficjalnej szefowej firm, emanuje okazały styl życia. Sportowe samochody, egzotyczne wycieczki, czas nad drobiazgową dbałość o wygląd.

- Napisałam do nich pismo na adres, który jest w umowie o pracę. Dałam im dwa tygodnie na uregulowanie wszystkich zaległości. Ale przyszedł zwrot, nie odebrali tego pisma, a chodzi o ponad 39 tys. zł – mówi pani Elżbieta.

Pani Elżbieta była jednym z wielu poszkodowanych pracowników, którzy zgłosili sprawę biznesu Piotra K. do Państwowej Inspekcji Pracy. Odpowiedź była zaskakująca.

- Wiedziałem, że poczta od nich wraca, więc Państwowej Inspekcji Pracy podałam telefon kontaktowy do koordynatora i właściciela. Mieli namiary, ale dostałam pismo z inspekcji, w którym napisali, że z uwagi na brak kontaktu z przedstawicielami firmy, inspektor pracy nie ma możliwości przeprowadzenia czynności kontrolnych – przytacza pani Elżbieta.

Wszystkie firmy, o których mowa, to spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Ich wspólnicy nie odpowiadają za długi własnym majątkiem, lecz do wysokości kapitału zakładowego, który w przypadku wszystkich badanych przez nas spółek wynosi zaledwie 5 tysięcy złotych. W praktyce oznacza to, że dochodzenie roszczeń przez pracowników może być skazane na niepowodzenie.

- Nawet jak ktoś pozwie daną spółkę do sądu, to nie odzyska pieniędzy, bo jeden miesiąc pracy człowieka na obiekcie to jest jakieś 5 tys. zł do ręki. A jak kapitał zakładowy to 5 tys. zł, a zatrudnia 3 ludzi w jednym miesiącu, bo są trzy zmiany to jest 15 tys. zł długu – mówi pan Marcin.

- Trwają czynności kontrolne. Składane było już zawiadomienie o przestępstwie z powodu udaremnienia czynności kontrolnych – mówi Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy. I dodaje: - W związku z brakiem dostępu do danych zawartych w bazie ZUS, PESEL, biorąc pod uwagę te ograniczone wiadomości, te działania inspektora mogą trwać.

- Jedyną bronią jaką ma inspektor pracy, to jest złożenie zawiadomienia o przestępstwie do prokuratury – stwierdza Marcin Stanecki.

- Państwo jest bezradne na takich złodziei. Nie wiadomo, gdzie on mieszka, numer telefonu może sobie zmienił – mówi pani Elżbieta.

Doniesienie Inspekcji do prokuratury nic nie dało. Śledczy uznali, że w tym wypadku do przestępstwa nie doszło.

Śledztwo prokuratury

Warszawska prokuratura prowadzi jednak inne śledztwo dotyczące jednej z interesujących nas firm i zawieranych przez spółkę kontraktów.

- Z uwagi na zaawansowany tok tego postępowania prokurator referent nie udzielił zobowiązania do udzielania jakichkolwiek informacji. Wiem, że dotyczy to pewnych nieprawidłowości przy przetargach na usługi ochroniarskie i nieprawidłowościach w składanych dokumentacjach, pozwalających na wzięcie udziału w tych przetargach – mówi Piotr Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

W przeciwieństwie do Państwowej Inspekcji Pracy Piotra K. znaleźliśmy bez trudu.

- To spółka nie płaci, a nie ja. Proszę zadać oficjalne pytanie do spółki. Nie mam sobie nic do zarzucenia - stwierdził mężczyzna.

Skoro Piotr K. odesłał nas do oficjalnych władz firmy, postanowiliśmy porozmawiać z Karoliną L. Ale ta też nie chciała rozmawiać.

- Chciałam dorobić do emerytury i tak właśnie dorobiłam. Odchorowałam to depresją. Śpię po trzy, cztery godziny. Cały czas myślę o tym, jak mnie skrzywdzono. Firma się bogaci na emerytach, na rencistach, naszymi pieniędzmi. Myślę, że już ich nie odzyskam, ale jest szansa, żeby on nie świadczył usług i nie oszukiwał innych – kwituje pani Elżbieta.

Reportaże "Uwagi!" można oglądać na Player.pl.

Zobacz także:

Jak przekazać 1,5% na Fundację TVN? Kliknij w obraz
Jak przekazać 1,5% na Fundację TVN? Kliknij w obraz
podziel się:

Pozostałe wiadomości