Gdynia to nasz kluczowy port na Bałtyku, a także strategiczny węzeł NATO, gdzie cumują transporty ze sprzętem wojskowym. Ale w samym sercu portu działa chińska korporacja – Hutchison. Firma ta przez lata umacniała swoją pozycję na polskim wybrzeżu. Czy polskie władze i nasze służby są w stanie odzyskać pełną kontrolę nad portem? Reportaż programu "Uwaga! TVN".
Strategiczny węzeł NATO na Bałtyku to port w Gdyni. Właśnie tam doszło do międzynarodowego skandalu, kiedy firma kontrolowana przez Chińczyków sprawiała problemy przy przeładunku amerykańskiego uzbrojenia. Spotykaliśmy się z informatorką, która od lat analizuje sytuację w gdyńskim porcie i alarmuje, że obecność Chińczyków wpływa na nasze bezpieczeństwo.
- Gdynia jest portem podwójnego zastosowania. Jest naszym głównym portem wojennym, jednym z najważniejszych portów natowskich na Bałtyku i zwykłym portem handlowym – wskazuje nasza rozmówczyni.
Chińska enklawa w polskim porcie
Pojechaliśmy do Gdyni, żeby poznać kulisy funkcjonowania chińskiej enklawy w polskim porcie.
- Wszystko znajduje się obok siebie, więc fakt, że Chińczycy mają tam właściwie własną enklawę, 20 hektarów, dostęp do ponad pół kilometra nabrzeża, z którego korzystają, budzi niepokój, jeśli chodzi o kwestie swobody działania Chińczyków – mówi nasza rozmówczyni.
Gdynia Container Terminal - to polska spółka i terminal kontenerowy, który kontrolują Chińczycy poprzez firmę Hutchison Ports.
GCT zajmuje 20 hektarów w kluczowym miejscu portu. W sąsiedztwie niespełna 300 metrów od chińskiej firmy amerykański Departament Obrony wykorzystuje nabrzeże innego komercyjnego operatora, do rozładunku sprzętu wojskowego NATO, w tym USA – który ma trafić na wschodnią flankę Sojuszu, jak i na Ukrainę. Dodatkowo chiński operator znajduje się niespełna półtora kilometra od stoczni Marynarki Wojennej, która buduje fregaty rakietowe oraz polskiej Bazy Sił Specjalnych.
Uwaga! TVN. Incydent w gdyńskim porcie
W sierpniu 2023 roku doszło w gdyńskim porcie do skandalicznego incydentu. Uwypuklił on wątpliwości dotyczące strategicznego bezpieczeństwa w obliczu działalności firmy Hutchison.
- Mieliśmy dziwną sytuację – były próby blokowania wyładunku i to dla Polski i całego świata w momencie newralgicznym – wojny w Ukrainie – mówi Marek Biernacki, były minister koordynator ds. służb specjalnych.
- Duży transport, potężny okręt typu ro-ro, musi zaparkować w Gdyni – opowiada o sprawie nasza rozmówczyni. I kontynuuje: - Ze względu na remonty był problem z zaparkowaniem przy terminalu Filipińczyków. Port Gdynia oferuje wówczas Amerykanom fragment nabrzeża, które jest w ich władaniu, który graniczy bezpośrednio z terminalem chińskim. Jest tylko jeden problem. Okręt jest potężny, jest dość długi, jego dziób by wystawał trochę na teren chiński, oczywiście w linii wody i byłoby wymagane przycumowanie do polera na terenie terminala chińskiego. I Chińczycy odmawiają. Początkowo bardzo ostro, po konsultacji z centralą chińską. Ewidentnie jest to pokaz siły wobec NATO. Chińczycy nie zgadzają się na użyczenie, tak naprawdę, nawet nie swojego terenu.
Spotkaliśmy się z Mirosławem Czapiewskim - wiceprezesem Portu Gdynia, żeby porozmawiać o tym skandalicznym incydencie.
- W naszych dokumentach nie ma żadnych zgłoszeń dotyczących jakichkolwiek incydentów. Nie mogę się wypowiedzieć, bo z formalnego punktu widzenia taki incydent w ogóle nie został zgłoszony – stwierdza Mirosław Czapniewski.
- Później, po pewnych naciskach, po pewnych próbach podejmowanych przez zarząd portu, ponieważ oczywiście Amerykanie nie rozumieją, co się dzieje, Chińczycy dają ofertę zaporową, za bardzo duże pieniądze. Kończy się tak, że okręt cumuje przy nabrzeżu Filipińczyków – opowiada nasza rozmówczyni.
- Amerykanie zobaczyli, że zarząd portu nie ma żadnego władztwa nad terenem użytkowanym przez Chińczyków. Chińczycy pokazali ostro, że nie współpracują i traktują ten teren jako swój wyłączny – dodaje kobieta.
Amerykański transport ostatecznie został przeładowany przy innym terminalu. Sprawą zainteresowały się polskie służby, wzbudziła ona też niepokój amerykańskiego dowództwa i podważyła wiarygodność Polski jako kluczowego partnera NATO.
O tym, jak groźny był to incydent mówi Tony Housh, były przewodniczący Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce.
- To był dla niektórych ludzi sygnał ostrzegawczy, który pokazał potencjalne wyzwania i ryzyka związane z tym, że operatorem portu jest podmiot, który może nie myśleć o najlepszym interesie Ukrainy, Polski, sił Stanów Zjednoczonych czy NATO. Od tamtej pory ta sprawa zaczęła przyciągać znacznie więcej uwagi – zaznacza Tony Housh.
Jak chiński podmiot wszedł do gdyńskiego portu?
Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się o ponad 20 lat. W 2005 roku, zaraz po wejściu Polski do Unii Europejskiej, firma Hutchison Ports przejęła zadłużone tereny stoczni od banków za około 20 milionów złotych. Transakcja opierała się na luce prawnej, która pozwalała uniknąć zgody Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
- Założyli spółkę dedykowaną, celową, wnosząc kapitał naprawdę symboliczny, 12 tys. euro w 100 proc., należącą do firmy Hutchinson Port. Ponieważ 1 maja 2004 roku Polska weszła do Unii Europejskiej i zaczęło obowiązywać prawo, że jeżeli przejmuje to podmiot, obywatel Unii Europejskiej, to nie musi być zgody Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – mówi nasza rozmówczyni.
Obawy związane z obecnością Hutchisona trafiły do Sejmu i komisji do spraw służb specjalnych.
Polskie władze wpisały teren portu kontrolowany przez Chińczyków na listę infrastruktury krytycznej. Oznacza to, że operator terminalu powinien współpracować z rządem w zakresie bezpieczeństwa oraz raportować wszelkie działania mogące mieć wpływ na interesy państwa.
Opłata za część portu
Duże kontrowersje wywołuje wysokość opłaty, którą firma kontrolowana przez Chińczyków płaci miastu za użytkowanie terenu w porcie. Chiński operator do 2089 roku ma płacić niespełna 300 tysięcy złotych rocznie - kilkadziesiąt razy mniej w porównaniu do cen rynkowych.
- Wiadomo mniej więcej, ile płacą konkurenci. Według mojej wiedzy i zdobytych informacji wynika, że za ten teren Chińczycy musieliby płacić minimum 20 mln zł rocznie – mówi nasza rozmówczyni.
W jaki sposób Chińczycy uzyskali tak preferencyjne warunki finansowe? To rodzi pytania do byłego prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka, który rządził miastem przez 26 lat. W przesłanym do nas stanowisku Wojciech Szczurek twierdzi, że wszelkie decyzje dotyczące portu zapadały w urzędzie i tam nas odsyła. Okazuje się, że w 2015 roku próbował podnieść opłatę za użytkowanie wieczyste, co również próbuje teraz zrobić nowa prezydentka Gdyni.
- W 2024 roku też podjęłam decyzję o podniesieniu kwoty za użytkowanie wieczyste. Jesteśmy w toku postępowania sądowego, które długo trwa – mówi Aleksandra Kosiorek, prezydent Gdyni.
Gdynia Container Terminal stanowczo odrzuca zarzuty o prowadzenie działalności wywiadowczej na terenie Portu Gdynia. Spółka podkreśla, że jest podmiotem prawa polskiego, w pełni podlegającym polskiemu prawu. Jakiekolwiek sugestie o powiązaniach z Chińską Republiką Ludową są – zdaniem zarządu – fałszywe i bezpodstawne. Co do braku zgody na cumowanie statku z amerykańskim uzbrojeniem - Gdynia Container Terminal informuje, że nie była stroną umowy handlowej dotyczącej obsługi tego statku. Spółka podkreśla również, że zakres jej polis ubezpieczeniowych nie obejmował obsługi tego typu operacji. Należy jednak zaznaczyć, że prezesem GCT w Polsce, według KRS-u, jest doświadczony chiński menadżer.
- W Gdyni mamy sytuację, w której zderzyła nam się wielka geopolityka, w której nasze państwo przez ponad 20 lat właściwie nie robiło nic, żeby mieć większą kontrolę nad tym terenem – mówi nasza rozmówczyni.
Reportaże "Uwagi!" można oglądać na Player.pl.
Zobacz także:
- Co się dzieje w hali przy Modlińskiej? "Ludzie mieszkają w kaźni"
- Stosowała przemoc wobec własnej matki: "Popychała i wyzywała". Stanowcza reakcja policji
- 13-latek zabił dziewięcioro dzieci. Sąd skazał jego rodziców
Autor: wg/AM
Reporter: Łukasz Ruciński/Maciej Duda
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN