Leczą dzikie zwierzęta i oddają je naturze. "Tracimy gatunki, których już jest bardzo mało"

Na ratunek dzikim zwierzętom
Leczą dzikie zwierzęta i oddają je naturze
Źródło: Dzień Dobry TVN
Dzikie zwierzęta coraz częściej pojawiają się tam, gdzie mieszkają ludzie, bo ci sukcesywnie zabierają im miejsce do życia. W Dzień Dobry TVN rozmawialiśmy o ratowaniu i leczeniu pokrzywdzonych przez naszą działalność istot. Lekarz weterynarii Wojciech Wójcik przybliżył temat widzom.

Dzikie zwierzęta i ich los

Jak przekonywał ekspert, który prowadzi azyl Fundacja Dziki Projekt, 95 procent zwierząt trafia tam z winy człowieka, pośredniej lub bezpośredniej. 60-70 procent rezydentów to ptaki, a te w większości podlegają ochronie. Ssaki też są dość powszechnie ratowane w azylu. Zdarzają się nawet żbiki, których w całej Polsce jest 200.

- Tych zwierząt trafia do nas coraz więcej, dlatego że mamy rozproszoną zabudowę, że ludzie pojawiają się w miejscach, które wcześniej były zarezerwowane tylko dla dzikiej przyrody. Mamy mało obszarów ścisłej ochrony. Dlatego tych pacjentów jest coraz więcej, bo oni trafiają w wyniku poszkodowania przez człowieka. 95 procent zwierzaków, które leczymy, to są zwierzęta, które doznały uszczerbku na zdrowiu w wyniku pośredniej bądź bezpośredniej działalności człowieka - powiedział Wojciech Wójcik.

- Taka naczelna idea, która nam przyświeca, to jest to, że to, co jest dzikie, ma pozostać dzikie. Koniec, kropka. Nie oswajamy tych zwierząt, ograniczamy z nimi kontakt, nie ma mówienia obniżonym głosikiem takim, prawda, nie ma głaskania. Naczelna definicja w ogóle ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt, to są miejsca, które mają przywracać zdrowie i wolność. Jeśli zwierzę jest oswojone, ono na wolność nie trafi. Stanowi potem problem i jest niebezpieczne dla człowieka. Oswojony lis pogryzie człowieka, przy kontakcie dziki ucieknie - podsumował.

Na pomoc dzikim zwierzętom

Założyciel Fundacji Dziki Projekt ma w sobie ogromne pokłady misji, ale i empatii, która potrzebna jest w tej pracy. Jak podkreśla, na pierwszym miejscu musi być zdrowy rozsądek.

- Nie nauczymy sarny tego wszystkiego, czego nauczyłaby jej matka. Natomiast jest jeszcze jedno zjawisko, bo na przykład oswojony kozioł sarny, odchowany na butelce, po tym jak wejdzie w ten okres rozrodczy, jak pojawią się już te wszystkie hormony, może zacząć traktować człowieka jako rywala do samicy i go zaatakować. No a wiemy, jak one walczą o samicę, prawda? Wbijając sobie nawzajem parostki. Oczywiście, jeśli dwa kozły się zetrą, to parostek się oprze o parostek. Jeśli taki kozioł zetrze się z człowiekiem, to może się skończyć tragicznie - tłumaczył Wojciech Wójcik.

- Tracimy gatunki, których już jest bardzo mało. Generalnie nie chciałbym, żeby moje wnuki nie miały możliwości wyjścia do lasu i oglądania tych zwierząt w naturze. I nie chciałbym, żeby doszło do tego, że one żbika czy rysia zobaczą w książce do historii naturalnej. (...) Najciekawszy przypadek, taki najbardziej spektakularny to był żbik. w Polsce jest ich 200. Jednego uratowaliśmy, więc uratowaliśmy 0,5% polskiej populacji żbika - podsumował.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości