Historie osób, które przeżyły śmierć kliniczną. "Czułam się tam bardzo bezpiecznie, jak nigdy wcześniej"

Szpital
Historie osób, które przeżyły śmierć kliniczną
Źródło: sudok1/Getty Images
Historie osób, które przeżyły śmierć kliniczną budzą skrajne emocje. W ich opowieściach często pojawia się podobny opis: czarny tunel, obecność bliskich zmarłych oraz uczucie błogości, jakiej nie zaznali nigdy wcześniej. "Czułam spokój i ciszę, zero strachu, ale ten spokój i cisza były tak inne od tych, które znałam" – opowiada Laura, która pięć lat temu na chwilę przeszła "na tamtą stronę".

"To było najpiękniejsze doznanie jakie przeżyłam kiedykolwiek"

Wiele osób nurtuje pytanie, co jest "po drugiej stronie", dlatego opowieści tych, którzy doświadczyli śmierci klinicznej wzbudzają wielkie emocje. Warto jednak pamiętać, że istnieje zasadnicza różnica między śmiercią biologiczną a śmiercią kliniczną.

- Śmierć kliniczna oznacza zanik oznak życia tj. akcji serca (ustaje tętno), a co za tym idzie, ustaje krążenie krwi oraz zatrzymuje się oddech. Śmierć kliniczna od biologicznej różni się tym, że nie ustaje praca mózgu. Jego aktywność bioelektryczną wciąż możemy stwierdzić badaniem EEG - powiedziała w rozmowie z Martyną Trębacz z dziendobry.tvn.pl dr Ałbena Grabowska, neurolog.

Wiele osób po wybudzeniu opowiada, że widziało czarny tunel, jasność czy swoich bliskich zmarłych. Podobne obrazy pamięta Maria, która kilkanaście lat temu przeżyła śmierć kliniczną.

- Pamiętam to doskonale, można mnie obudzić w środku nocy i jestem w stanie opowiedzieć wszystko, co do szczegółu. Weszłam do miejsca, gdzie było ciepło i jasno, czułam się tam bardzo bezpiecznie, jak nigdy wcześniej ani później. Nie widziałam żadnej bramy, ale naprzeciwko mnie po lewej i prawej stronie stało kilka postaci. Nie widziałam ich twarzy, dłoni czy nóg, a same sylwetki. Mieli na sobie jasne szaty. Zatrzymałam się, zaczęłam z nimi rozmawiać chociaż nie porozumiewałam się za pomocą słów, a myśli. Podziwiałam jasność i ciepło tego miejsca, choć nie da się tego opisać słowami. Po chwili po lewej stronie zauważyłam w oddali mojego tatę, zaczęłam go wołać. On się lekko odwrócił i kiedy chciałam zobaczyć jego twarz, cofnął się i poszedł dalej, a ja zaczęłam płakać. Te postacie, które stały po mojej prawej stronie powiedziały mi, że nie mogę do niego podejść ani on do mnie, bo to nie jest mój czas, że muszę wrócić na ziemię, bo mam tu jeszcze coś do zrobienia. Wiem, że niektóre osoby opowiadają, że widziały Jezusa czy Maryję, ja absolutnie nie. To, co pamiętam to uczucie nieprawdopodobnej błogości, której właściwie nie da się opisać. Każdemu życzę, żeby zaznał takiego spokoju wewnętrznego, jak ja wtedy. To był stan, w którym nie miało znaczenia żadne "mieć" czy "być" - opisuje Maria.

- Kiedy się obudziłam pamiętałam kobietę, która siedziała przy mnie w szpitalu i głaskała po ręce. Nie widziałam twarzy, ale miała blond włosy spięte w kok i czepek na głowie. Później dowiedziałam się, że rzeczywiście jedna z pielęgniarek siedziała przy mnie, ale skończyła zmianę zanim się wybudziłam, więc jest niemożliwe, żebym mogła ją pamiętać. Pierwsza myśl po przebudzeniu była taka, dlaczego musiałam wrócić do tego piekła? Przejście w ten inny wymiar to było najpiękniejsze doznanie, jakie przeżyłam kiedykolwiek - wyznaje Maria.

W 2016 roku śmierć kliniczną przeżyła także Laura, która w rozmowie z Martyną Trębacz z dziendobry.tvn.pl opowiedziała o okolicznościach tego zdarzenia.

- Pamiętam, że to był kwiecień. Szykowałam skład mojej drugiej książki dla drukarni. Osoba, która to robiła zadała mi pytanie, skąd pomysł, żeby napisać tak piękne podziękowanie w książce. Zwłaszcza, że w pierwszej tego nie zrobiłam. Odpowiedziałam, że czuję się taka pogodzona ze światem, że gdybym teraz miała odejść, to dzięki tym podziękowaniom mam wszystko załatwione. Następnego dnia miałam wykład na konferencji biznesowej o komunikacji interpersonalnej. W trakcie dostałam wiadomość, że mój syn miał wypadek na siłowni, guma do ćwiczeń zsunęła mu się z buta i nic nie widzi. Przerwałam wykład, zadzwoniłam do dziecka i umówiliśmy się, że dojedzie do mnie taksówką. Wiedziałam, że trzeba jechać kawałek za Poznań do Puszczykowa, bo jeśli odkleja się siatkówka to tam od razu syn zostanie zoperowany. Wtedy koleżanka zaproponowała, że nas oboje zawiezie. Wyszliśmy z budynku, koleżanka zmieniała obuwie, a ja poszłam zapłacić za parking. Wracając widziałam dwa szlabany podniesione do góry ale nikt nie wjeżdżał ani nie wyjeżdżał, więc pomyślałam, że są podniesione na stałe. Ruszyłam w stronę samochodu, bo śpieszyliśmy się z synem do szpitala. Kiedy przechodziłam, nagle spadł mi na głowę metalowy szlaban. Uderzył w sam koniec czaszki. Zamroczyło mnie, upadłam i poczułam ogromny ból. Kiedy podniosłam się z ziemi, miałam zaburzenia błędnika. Pojechaliśmy do szpitala około 40 km dalej. Z pomocą syna wyszłam z auta i ruszyliśmy na izbę przyjęć. Cały czas ratowałam syna. O sobie nie myślałam wcale. Przed windą czekała na nas pani doktor i wtedy mój film przeniósł się do innego miejsca. Zdążyłam powiedzieć, że syn nie widzi i upadłam. Potem z opowiadań innych wiem, że wylądowałam na OIOM-ie. Ja byłam gdzie indziej - wyznała Laura.

Sam moment przejścia, Laura wspomina jako wyjątkowe doświadczenie.

Najpierw zobaczyłam dużo światła, potem słyszałam jakieś głosy, być może ekipy zbierającej mnie z podłogi, a potem było szaro i ciemno. Daleko było widać małą białą kropkę, która się powiększała. Zauważyłam reflektor, jakby ktoś nim świecił jak lampką i to światło pokazywało mi drogę. Czułam spokój i ciszę - zero strachu.Ale to uczucie było inne od tego, które znałam. W tej ciszy było coś zapraszającego, taka ufność. Chciałam bardzo iść za tym światłem. I wtedy pojawiła się myśl: kto wychowa moje najmłodsze kilkuletnie dziecko? I jakby w głowie pojawiła się odpowiedź: spokojnie, Bóg wie co robi. I szłam dalej. Po chwili poczułam, że nie jestem sama, że ktoś trzyma mnie za rękę, to była mocna męska dłoń. Pomyślałam: kto to? Przecież mój Anioł Stróż jest kobietą, wiem to, słyszałam kilka razy jak mnie ostrzegał kobiecy głos. Chciałam zobaczyć kto to jest, ale obudziłam się na sali trzymając bardzo mocno pielęgniarza. Lekarze byli w szoku, pielęgniarki powiedziały, że zatrzymałam się, a potem wróciłam. Miałam obrzęk mózgu. Przez 2 tygodnie miałam ogromne problemy z pamięcią

- opowiedziała Laura.

Dla wielu osób doświadczenie śmierci klinicznej jest momentem przełomowym. Bardzo często towarzyszy mu potrzeba zmiany. Powrót do życia sprawia, że chcą naprawić dawne błędy, lepiej wykorzystać dany czas i bardziej skoncentrować się na tym, co najważniejsze. W przypadku Marii, doświadczenie śmierci klinicznej miało ogromny wpływ na jej dalsze życie. Dzięki temu odnalazła swoją życiową misję – pomaganie ludziom. Odkryła również nową pasję – malowanie obrazów.

- Myślę, że każdy człowiek, który pojawia się w moim życiu jest mi dany, żebym mogła wykonać jakieś zadanie. Dlatego każdej osobie pomagam, na tyle, na ile potrafię. Czasem ciężko to później przeżywam. Poczułam, że wróciłam, bo jeszcze muszę zmienić wiele rzeczy. Widzę, jak ludzie zagubili się w swojej pazerności, zatracili samych siebie. Chciałabym ludziom po prostu o tym mówić, żeby się zatrzymali, dbali o siebie, żeby przestali gonić za tym, co materialne i pobyli w ciszy sami ze sobą - powiedziała Maria.

Także w życiu Laury po śmierci klinicznej zaszły duże zmiany. - Od tamtego doświadczenia dużo więcej odczuwam i widzę. Dostrzegam to, bo umiem się zatrzymać i spojrzeć. Zmieniłam wszystko w swoim życiu, mieszkam po drugiej stronie Polski - w Puszczy Białowieskiej, jestem odważna i idę do przodu. W moim życiu zmieniły się priorytety, robię to, co kocham. Wybaczyłam wszystkim wszystko. Piszę i uczę ludzi, jak być dobrym człowiekiem. "Tam" zabieramy ze sobą tylko tyle miłości, ile się jej nauczyliśmy - wyznała.

Laura nie jest pierwszą osobą z rodziny, która przeżyła śmierć kliniczną. Podobne doświadczenie spotkało jej babcię. - W mojej rodzinie też moja babcia przeżyła śmierć kliniczną i po kilkunastu godzinach obudziła się w prosektorium. Żyła potem jeszcze wiele lat. Zawsze w oczach miała ten spokój, który mam i ja. Czy bez tego doświadczenia byłabym dzisiaj w miejscu, w którym jestem? Pewnie nie. Dlatego za wszystko jestem wdzięczna. Panu, który opuścił szlaban, który spadł mi na głowę wybaczyłam i nawet nie robiłam sprawy, bo to starszy człowiek. Nie zauważył mnie. Wszystko jest po coś - powiedziała Laura.

Co ciekawe, okazuje się, że śmierć kliniczna nie tylko pozwala nabrać dystansu do świata i spojrzeć na swoje życie z nowej perspektywy. Osoby, które mają za sobą takie doświadczenie nie boją się umierania. - Śmierci się nie boję. Ja uważam, że piekło jest na ziemi, a tam po drugiej stronie jest wyzwolenie. To jest przecudny stan wyzwolenia się ze wszystkiego – przyznała Maria.

Strachu przed śmiercią nie czuje także Laura. - Od czasu śmierci klinicznej nie boję się ciemności, nie boję się śmierci. Kiedy trzy lata temu mój tata opuścił swoje ciało, spokojnie to przyjęłam, bo wiem, gdzie jest jego dusza. Ten spokój wraca kiedy medytuję albo spaceruję po lesie - dodała Laura.

Śmierć kliniczna – co na to nauka?

Osoby, które przeżyły śmierć kliniczną nie mają wątpliwości, że dusza człowieka nie umiera, a ich relacje są żywym dowodem na istnienie życia po życiu. Mimo to, nauka zdaje się temu przeczyć. Co więc zdaniem lekarzy dzieje się wtedy z człowiekiem?

- Osoby w stanie śmierci klinicznej doświadczają obrazów, dźwięków, wrażeń, złożonych halucynacji, które pamiętają po powrocie funkcji życiowych. Dla nich naturalne jest, że pochodzą z "tamtej" strony. Stąd pewność, że istnieje życie po śmierci. Wydaje się, że obrazy, których doświadcza osoba w stanie śmierci klinicznej spowodowane są niedotlenieniem mózgu. Mózg potrzebuje dużej ilości tlenu do prawidłowego funkcjonowania i już niewielki jego brak powoduje neurotoksyczność. Podrażniona kora mózgu generuje wrażenia oraz obrazy. Trudno powiedzieć, czemu są to obrazy zmarłych, doświadczenia słuchowe, wzrokowe. Być może człowiek podświadomie (w pojęciu mózgowym) pragnie spokoju, dobra – wyjaśnia dr Ałbena Grabowska-Grzyb, neurolog.

Zdarza się, że osoby, które przeżyły śmierć kliniczną pamiętają, co działo się w trakcie, gdy były reanimowane. Jak z naukowego punktu widzenia można to wyjaśnić?

- Trudno to wytłumaczyć. Być może są to obrazy nasyłane, kreowane przez mózg. Podczas powrotu funkcji życiowych wraca świadomość, ale nie w sposób nagły, tylko powolny. Pacjent słyszy rozmowy lekarzy, dźwięki, które wydobywają się z aparatury medycznej, zaczyna czuć fizycznie dotyk rąk lekarzy, wkłucia igieł. Na tej podstawie może sobie wyobrazić siebie poddawanego tym procedurom – powiedziała dr Ałbena Grabowska-Grzyb.

Opowieści tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną są tematem wielu dyskusji, sporów i analiz. Trudno się temu dziwić, w końcu strach przed umieraniem sprawia, że wiele osób szuka potwierdzenia, że życie nie kończy się jedynie na Ziemi. Zwłaszcza, że odpowiedź na pytanie "co czeka człowieka po śmierci?" dla nas, żywych - wciąż pozostaje zagadką. Dla jednych historie osób, które przeżyły śmierć kliniczną będą dowodem na istnienie Boga, podczas gdy inni pozostaną wierni wyłącznie nauce.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

Zobacz wideo: Ada przeżyła śmierć kliniczną

Dzień Dobry TVN/x-news

Autor: Martyna Trębacz

podziel się:

Pozostałe wiadomości