Historie osób, które cudem uniknęły śmierci
Ze śmiercią jest tak jak z ogniem - nie warto z nimi igrać. Decydując się na ryzykowne dla zdrowia i życia zachowania czy aktywności, zawsze warto mieć świadomość, że kuszenie losu jeszcze nikomu nie wyszło na dobre, a czarny scenariusz może się w końcu ziścić.
Ale osoby, których historie poniżej przedstawimy, wcale nie były gotowe, by stanąć oko w oko z kostuchą. Ba, nawet jej do tego spotkania nie prowokowały. Posłusznie wypełniały swoje codzienne obowiązki, pracowały lub poddawały się niewinnym i całkowicie bezpiecznym przyjemnościom. Mimo tego przeżyły chwile grozy, które mogłyby zakończyć się tragicznie, gdyby nie cud, opatrzność lub szczęście. Michała uratował mały pieniążek oraz upór przyjaciela.
- Była mroźna zima. Przycupnęliśmy sobie z kolegą na ławce tuż pod blokiem, żeby zapalić papierosa. Siedzieliśmy tak kilka minut, żywo rozmawiając, ale Tomek nagle wstał i podbiegł do oddalonego o kilka metrów trzepaka. Zawołał: "Zobacz, piątaka znalazłem, chodź". Nie chciało mi się wstawać, a poza tym nie obchodziła mnie jakaś moneta, ale Tomek nie dawał za wygraną i dalej namawiał: "No chodź tu. To jakaś kolekcjonerska, a nie mogę jej wziąć i Ci pokazać, bo przymarzła". Wstałem, ale bardziej po to, żeby go wyzwać, niż zobaczyć znaleziony okaz. Zrobiłem dwa kroki, a na miejsce, w którym siedziałem, spadła z dachu bloku ogromna bryła lodu. Ławka złamała się na pół - wspomina w rozmowie z dziendobry.tvn.pl młody mężczyzna.
Rozmowy o śmierci
Dla Alicji oraz jej bliskich korzystny był natomiast czas. Nastolatka miała wiele szczęścia, bowiem znalazła się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.
- To była dość głośna sprawa, mówili o tym w mediach. Byłam z rodzicami i z rodzeństwem w Ojcowskim Parku Narodowym. Przed nami szły jakieś wycieczki szkolne, które miały swoich przewodników. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy jednej z grup, która zrobiła sobie postój, by przepuścić inne wycieczki i uniknąć tłumów. Po kilku minutach pojawiła się policja, karetka... Okazało się, że na grupę, która szła przed nami, spadło drzewo. Zginęła jedna dziewczynka - opowiada po latach nasza rozmówczyni.
Malwina podjęła decyzję, która w świetle prawa stwarzała zagrożenie, ale w rzeczywistości uratowała jej istnienie.
- Złamałam przepis drogowy, ale dzięki temu żyję. Stałam na pasie zieleni oddzielającym dwie jezdnie i czekałam na zielone światło dla pieszych, by przejść przez tzw. zebrę. Ale światło się nie zapalało. Ciągle było czerwone, przez kilka minut. Nikt nie jechał, więc weszłam na pasy na czerwonym. Nie zdążyłam jeszcze dojść na drugą stronę jezdni, a już usłyszałam okropny pisk opon i huk. Samochód, który wyjechał z bocznej ulicy, koziołkował i zatrzymał się tam, gdzie kilka sekund wcześniej stałam. Nie zostałoby po mnie nic, bo sygnalizator wciąż pokazywał czerwone światło - wyjaśnia 32-latka.
Katarzyna do tej pory jest wstrząśnięta tym, co wydarzyło się 10 lat temu pod Szczekocinami. Bilans katastrofy kolejowej, w której zderzyły się dwa pociągi, był tragiczny: 61 osób rannych, 16 ofiar śmiertelnych. Jedną z nich mogła być właśnie ona.
- Pociąg zatrzymywał się zawsze o 19:07 na mojej stacji. To właśnie nim wracałam codziennie z pracy do domu. Tego dnia wsiadłam do przedziału kilka minut przed odjazdem, ale zorientowałam się, że nie kupiłam doładowania do telefonu, a musiałam zadzwonić do przyjaciółki. Wysiadłam, żeby pójść do kiosku, ale nie zdążyłam wrócić na peron na czas. Pamiętam, jak przeklinałam, że się spóźniłam. A potem dziękowałam za to Bogu - zaznacza bohaterka tej niezwykłej historii.
Oszukać przeznaczenie na autostradzie. Los ocalił ich życie
Gdyby nie przeczucie i wyobraźnia kierującej pojazdem Eweliny, zwykła przejażdżka samochodem zakończyłaby się dla niej i dla jej siostry śmiercią. Nic nie wskazywało na to, że zaraz może wydarzyć się coś złego. Młode kobiety zaufały jednak intuicji.
- Jechałam z siostrą autostradą. Przez 20 minut wlekłyśmy się za TIR-em, który przewoził gaz. Nie mogłam go wyprzedzić, bo moje auto nie było wtedy dość sprawne i nie miało dobrego przyspieszenia. Ta wizja poruszania się za ciężarówką, która podczas zderzenia może wybuchnąć, mocno mnie przerażała, więc zjechałam na pobocze, żeby chwilę odczekać. To był impuls, nie wiem, skąd się wziął. Skręciłam w jakąś leśną uliczkę i zrobiłyśmy sobie krótki piknik. Po 15 minutach usłyszałyśmy ryk syren. Wyjechałyśmy na autostradę, a tam korek i karetki. TIR wpadł w poślizg, przewrócił się, a gaz doprowadził do wybuchu. Byłoby po nas - opowiada Ewelina. Kobieta do tej pory twierdzi, że oszukała przeznaczenie.
Podobne spostrzeżenia ma 38-letni Marek. Mężczyzna wypełniał rutynowe obowiązki zawodowe, a pozornie bezpieczne miejsce jego pracy w mgnieniu oka zamieniło się w ruinę.
- To był cud. Pracowałem przy budowie nowej drogi i nadzorowałem wszystko z małego, blaszanego pomieszczenia. Zawsze w nim siedziałem, codziennie po 8 godzin. Akurat tego dnia przyjechał inspektor, żeby podpisać jakieś dokumenty. Gdy wychodził z mojej budki, poprosił mnie, bym zerknął na silnik jego samochodu, który stał kilka metrów dalej. Podeszliśmy do auta, a w pomieszczenie, w którym pracowałem, wjechała rozpędzona ciężarówka. Budka została zmiażdżona, ani jedna blacha nie przetrwała w całości - wspomina ocalony 38-latek.
Każdemu życzymy takiego szczęścia w nieszczęściu.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Zmarł David Warner. Gwiazdor "Titanica" i "Miasteczka Twin Peaks" miał 80 lat
- 15-latek skazany na dożywocie. Zadźgał nożem koleżankę, bo chciała usunąć filmik z sieci
- 6-latek zmarł podczas rodzinnych wakacji w Egipcie. Co było przyczyną tragedii?
Autor: Berenika Olesińska
Źródło zdjęcia głównego: Ralf Nau/Getty Images