Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyku udowadniają, że siła jest kobietą.
"Macierzyństwo to moja pasja"
Dominika Czerniszewska, dziendobry.tvn.pl: Po raz pierwszy zostałaś mamą w wieku 20 lat. Czy już wtedy zapragnęłaś mieć dużą rodzinę?
Gosia Dokowicz: Mam sporo wielodzietnych koleżanek, ale nie każda z nich planowała mieć dużą rodzinę. Oczywiście są też takie kobiety, które od razu wiedzą, że chcą mieć kilkoro dzieci, ale zazwyczaj z wielodzietnością jest tak, że z każdym dzieckiem otwierasz się na nowe. Przynajmniej u mnie tak było. Kiedy urodziłam pierwsze dziecko, pomyślałam, że macierzyństwo jest super i zapragnęłam kolejnego. Z każdym porodem uzmysławiałam to sobie i tak doszliśmy do piątki. Zauważyliśmy z mężem, że liczna rodzina nam służy.
W jakim wieku są Twoje dzieci?
Mamy jednego syna i cztery córki. Nasz pierworodny ma 25 lat, a najmłodsza – 16.
Czyli można powiedzieć, że wychowywanie dzieci masz już za sobą?
Tak, są już odchowane (śmiech). Dwoje się wyprowadziło, trzecia pociecha jest na studiach, czyli de facto jedną nogą już poza domem. Zostały dwie córki: maturzystka i 16-latka, więc biorąc pod uwagę długi ciąg wychowania dzieci, to jestem już na finiszu.
Miałaś syndrom pustego gniazda, gdy pierwsze pociechy wyfrunęły w świat?
Wszyscy jesteśmy ze sobą bardzo związani emocjonalnie, przez 20 lat żyliśmy razem. To był bardzo żywy i intensywny czas. Natomiast, gdy jedno z dzieci wyfruwa, to coś się zmienia, kończy. Nowy etap zaczyna się nie tylko dla jednego z twoich dzieci, ale dla całej rodziny.
Zapewne wiele kobiet się zastanawia, jak udało Ci się zorganizować życie codzienne. Niekiedy przy jednym dziecku jest ciężko, a co dopiero przy pięciorgu...
Nie sądzę, żebym miała jakieś nadzwyczajne moce (śmiech). Natomiast jestem silną kobietą, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Nie miałam żadnego dodatkowego wsparcia z zewnątrz. Wychowywaliśmy dzieci wspólnie z mężem, ale on zajmował się pracą, żeby utrzymać cały dom, więc przez długie lata to głównie ja opiekowałam się dziećmi. Nie męczyłam się przy tym. Miałam szczęście, że to było dla mnie naturalne, bo przecież nie dla każdej kobiety jest. Nie jestem typem kury domowej, gotowałam i sprzątałam zdecydowanie z musu. Poświęciłam się dzieciom, ale bardzo lubiłam ten czas. To były piękne lata. Nie wspominam ich jako ciężkich, bo to sprawiało mi radość. Dużo inwestowałam w dzieci. Bawiliśmy się i uczyliśmy.
Zależało mi, aby czas z dziećmi wykorzystywać w różny sposób. Dać im jak najwięcej: pokazać, uczyć, poszerzyć horyzonty. Macierzyństwo rzeczywiście było moją pracą na pełen etat. Chciałam, żeby dzieci wchodząc w dorosłe życie, miały stabilny kręgosłup moralny i były pewne siebie, nie bały się. By wypuścić dziecko w świat bez kompleksów, wcześniej musisz w nie dużo włożyć. Tylko to naprawdę wszystko jest kwestią możliwości. Ja akurat miałam siłę psychiczną, żeby być z dziećmi non stop i w nie inwestować swoją energię. I to zaprocentowało. Moje dzieci są otwarte, odważne i z ciekawością wkraczają w świat. To jest mój sukces "zawodowy" i cieszę się, że ta metoda się sprawdziła.
Dzieci traktują Cię jak przyjaciółkę?
Wychowując dzieci starałam się być dla nich przyjaciółką, mieć z nimi bardzo bliską relację. Trudnością jednak było połączenie tego ze stawianiem wymagań. Dzieci wiedzą, że na pierwszym miejscu jestem mamą, a na drugim przyjaciółką, ale zawsze dążyłam do tego, żeby mogli mi zaufać w każdej sytuacji. Na pewno nie wiem wszystkiego, bo dzieci mają swoje tajemnice przed rodzicami, czy tego chcemy, czy nie (śmiech), ale te granice należy uszanować. Moje doświadczenie jest takie, że relacja przyjacielska pomaga przejść przez kryzysy. Gdy coś się dzieje, możesz pomóc, zauważasz to, reagujesz. To jest najważniejsze.
Rzadko się słyszy takie deklaracje. Macierzyństwo to piękny czas, ale potrafi też dać w kość.
To prawda, bo to jest kawał ciężkiej roboty. Wiele czynników się na to składa: twoje podejście do życia, wiek czy siła, jaką posiadasz. Zostałam młodą mamą, więc było mi łatwiej. Przez lata uprawiałam też sport wyczynowo, więc ciężka praca, wysiłek długodystansowy, to był dla mnie chleb powszedni. Sprawne ciało na pewno mi pomogło. Psychikę również miałam przygotowaną na długotrwałe poświęcenie. Oczywiście, jak każda mama przechodziłam przez trudne momenty, bo takie jest życie, ale nie byłam uciemiężona (śmiech).
Wspomniałaś wcześniej, że macierzyństwo stało się również Twoją pracą zawodową.
Ukończyłam studia, wychowując dzieci. Ale to mąż utrzymywał całą rodzinę, a ja opiekowałam się dziećmi. Byłam w domu. Mogliśmy sobie na to pozwolić i jestem świadoma, że to duży przywilej. Dla mnie było to ważne, żebym ja, jako mama była obecna, towarzyszyła dzieciom w dorastaniu.
W rodzinie jest siła, bo jak ona się rozpada, to w ciebie uderza. Gdy masz rodzinę, która stoi za tobą murem, to wiesz, że jedno na drugim może polegać. Gdyby coś się stało, to reszta rzuci się i będzie pomagać. Tacy jesteśmy, taką relację udało nam się zbudować.
Po odchowaniu dzieci podjęłaś pracę?
Nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu (śmiech). Od kilku lat zakładam oraz prowadzę salony masażu tajskiego i spa. To są moje biznesy, takie następne "dzieci", które otwieram w różnych miastach w Polsce. Tworzę je z najstarszą córką. To nie jest tylko moja praca, ale i pasja. Ja to kocham, uwielbiam, to jest przepiękne!
Macierzyństwo to Twoja pasja, praca to Twoja pasja… Muszę przyznać, że takiej optymistki jeszcze nie spotkałam.
Po prostu życie jest moją pasją. Kocham życie, kocham każdy dzień! Chcę wykorzystywać w pełni każdą chwilę. To jest dla mnie ważne. Wiem, że życie szybko przemija, a każdy dzień jest jedyny, niepowtarzalny. On nigdy nie wróci. Nawet kiedy miałam małe dzieci, kiedy było ciężko, to zawsze miałam nastawienie, że za każdy dzień trzeba być wdzięcznym. Mam zdrową rodzinę. Mamy, gdzie mieszkać, kochamy się, to jest najważniejsze. To trzeba szanować, doceniać i cieszyć się tym. Taka świadomość bardzo pomaga. Od urodzenia jestem optymistką.
Czy wychowując pięcioro dzieci, miałaś chociaż chwilę dla siebie? Obecnie wiele mówi się o tym, by znaleźć tę przestrzeń.
Gdybym mogła cofnąć czas, to zapewne bym tak zrobiła. Choć z drugiej strony, wtedy nie potrzebowałam tego czasu dla siebie, bo było mi dobrze. Może też nie miałam takiej świadomości, żeby ten czas sobie organizować. Jako młoda mama byłam skupiona na dzieciach. To mi wystarczało. Mieszkaliśmy wtedy w Niemczech. Poznałam wiele kobiet–mam z całej kuli ziemskiej: Afryki, Francji, Chorwacji, Anglii, Indonezji. Tworzyłyśmy zgraną ekipę. To był piękny, bogaty czas. Spotykałyśmy się, z wózkami spacerowałyśmy po parkach, wychodziłyśmy na place zabaw, zabierałyśmy dzieci na basen. Byłam cały czas w ferworze fajnego życia. Bardzo mnie to rozwinęło. Dopiero później, gdy poczułam wewnętrzną potrzebę, zapisałam się na warsztaty teatralne, występowałam w przedstawieniach. Uczęszczałam też na zajęcia taneczne, bo taniec, ruch, muzyka są bliskie memu sercu. Naprawdę uważam, że nigdy nie jest za późno na realizację pasji.
Młodą babcią być
Jesteś chodzącym wulkanem energii. Co zatem poczułaś, gdy zostałaś babcią, nie bójmy się tego nazwać, w młodym wieku?
Kocham moje wnuki na maxa. Są niesamowite. To jest fajne uczucie, bo to nie są już twoje dzieci, które musisz wychowywać, nie masz obowiązku zajmowania się nimi, opiekowania. To jest tak, jak zawsze się mówiło: rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania. Sama przed laty to słyszałam, a teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że faktycznie tak jest. Jestem tylko po to, by kochać, rozpieszczać, przytulać, bawić się, spędzać z nimi czas. I to jest piękne.
Czyli nie wpisujesz się w stereotypowy obrazek babci lepiącej pierogi czy piekącej ciasto?
Ja? Nie mogę się już doczekać, gdy będą mogła pójść na imprezę z wnukami. Chcę chodzić z nimi na koncerty, do restauracji czy zabrać wnuczkę na zakupy. Oczywiście obok tej rozrywki, jestem też bardzo domowa. Pod naszym dachem przewija się wiele osób. Ta rodzina coraz bardziej się rozrasta i zawsze coś się dzieje!
Twój opis na Instagramie brzmi: "Po wychowaniu piątki dzieci uznałam, że #yolo (you only live once, żyje się tylko raz – przyp. red.) ruszam z Instagramem. Zanim zostanę prababcią" - muszę przyznać, że bardzo mnie to urzekło.
Tak długo się do tego zbierałam, aż powiedziałam w żartach, że prędzej zostanę prababcią, niż założę konto na Instagramie (śmiech). Poczułam jednak, że teraz jest ten czas i chcę to zrobić, a nie, jak będę miała 60, 70 czy 80 lat. Nie chciałabym spojrzeć wstecz i powiedzieć: "Kurczę głupia byłam, że tego nie zrobiłam".
Za chwilę stuknie mi 45 lat, a miałam założyć profil na 40. urodziny. To miał być dla mnie taki przełomowy punkt w życiu. Nie mogłam jednak się zebrać. Zawsze byłam skrytą osobą, pilnowałam prywatności, ale doszłam do wniosku, że czas zaszaleć. Córka pewnego dnia zwróciła się do mnie: "Robimy to. Koniec". Tak naprawdę dzięki dzieciom, które mnie zmotywowały, otworzyłam instagramowe konto. To był taki impuls i od tego się zaczęło.
Z jakim odzewem spotkał się Twój Instagram?
Mam bardzo fajne obserwatorki. To są genialne dziewczyny. Codziennie jesteśmy w kontakcie. Piszemy do siebie, dzielimy się wszystkim. Są zarówno głębsze rozmowy, jak i "Hej! Dobrego dnia". I to jest piękne, bo tak naprawdę, jak jesteś w swoim środowisku, to masz ograniczony zasięg. Natomiast za to cenię media społecznościowe, że pozwalają łączyć ludzi. Takich, którzy są podobni do siebie, z którymi jest ci po drodze. Wszystkie moje obserwatorki są do mnie podobne, choć jesteśmy w różnym wieku. Moje konto śledzą zarówno młode kobiety, które dopiero wstępują w dorosłe życie, młode matki z małymi dziećmi, które podpatrują doświadczoną już matkę, jak i te nieco starsze.
Czujesz się dla nich inspiracją?
Nie patrzę pod tym kątem. Cieszę się tym, co robię. To, że może to komuś posłużyć, pomóc, to mnie bardzo cieszy!
Jakie marzenia i plany ma pewna siebie 45-letnia kobieta?
Moje marzenia przeplatają się z planami. Jak o czymś marzę, to zaczynam to realizować. Chcemy wraz z mężem jesienno-zimowe miesiące spędzać w ciepłym kraju. I do tego zmierzam, by pół roku spędzać w Polsce, a pół roku za granicą. Dzieci są już praktycznie dorosłe, więc w końcu możemy sobie na to pozwolić. Wcześniej to było moje marzenie, a teraz mogę wcielić je w życie.
Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com
Zobacz także:
- Siła jest kobietą. Mama-strażak o pracy w podziale bojowym: Jak szłam na służbę, syn pytał: "Mamo, ale nic Ci się nie stanie?"
- Mariusz jest mistrzem świata w kulturystyce na wózku. "Wiele osób mówiło, że takie medale są bezwartościowe"
- Nawet 113 tys. zł na każde dziecko. Czy suma zasiłków rodzinnych w Polsce jeszcze wzrośnie?
Zobacz wideo: Nauka zdalna w wielodzietnej rodzinie
Autor: Dominika Czerniszewska