Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyku udowadniają, że siła jest kobietą.
Kobieta-strażak
Agnieszka Wojciechowska od 16 lat jest zawodowym strażakiem w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej w Krakowie, starszym kapitanem, zastępcą dowódcy zmiany, sportowcem z licznymi sukcesami na skalę europejską i światową, a przede wszystkim mamą dwóch synów: Franka i Stasia. Obecnie przebywa na urlopie macierzyńskim i aktywnie prowadzi swój profil na Instagramie.
Dominika Czerniszewska: Twój tato jest strażakiem. Brat również poszedł jego śladami. Rodzice byli dumni, gdy powiedziałaś: "Hej, mamo, tato, ja też chcę pracować w służbie"?
Agnieszka Wojciechowska, starszy kapitan w podziale bojowym: Na początku mama nie była zadowolona, bo tak, jak wspomniałaś, mam tradycję strażacką, więc wiedziała, jak ta praca wygląda. Sądziła, że nie jestem świadoma obowiązków i tego, jakich poświęceń wymaga służba. Gdy podjęłam decyzję, zaakceptowała mój wybór. Cała rodzina na 100 procent mnie wspierała i kibicowała.
Od 16 lat pełnisz służbę. Pamiętasz swój pierwszy wyjazd?
Takich chwil się nie zapomina. To było na pierwszym roku moich studiów w Warszawie. Dostaliśmy wezwanie do pożaru w bloku przy ul. Gwiaździstej. Siedziałam w samochodzie. Byłam bardzo przejęta. Pożar w budynku wielorodzinnym. Niezłe wyzwanie. Jak na pierwszą akcję, to jakiś kosmos. To tak, jakby osoba, która odebrała prawo jazdy, miała wsiąść za kierownicę Formuły 1. Całe szczęście okazało się, że przypaliło się… mięso w garnku. Fałszywy alarm.
Ile kobiet pracuje u Ciebie w jednostce?
Oprócz mnie to żadna. Ostatnio sprawdzałam, że czynnych jest 25 tys. strażaków jeżdżących do akcji, z czego około 15 to kobiety.
Nie lubię tego sformułowania, ale mówi się, że kobiety nie nadają się do podziału bojowego, bo są za słabe fizycznie. To prawda?
My kobiety naturalnie jesteśmy eliminowane z tego zawodu. Raz, przez naszą fizyczność, a dwa, że mamy inne predyspozycje, np. do rodzenia dzieci. Kiedy chcemy założyć rodzinę, często jesteśmy wycofywane z życia zawodowego – szczególnie przy pracach fizycznych. Po ciąży musimy też wrócić do sprawności fizycznej, by móc dalej pełnić służbę. Jeśli kobieta od dziecka była aktywna fizycznie, skakała po drzewach, kopała piłkę, przez całe życie towarzyszył jej sport, to łatwiej jej będzie wrócić do formy. Tak samo w przypadku testu sprawnościowego. Najgorzej jest, jeśli ktoś robi zryw i nagle idzie na siłownię. Potem przyjdą święta, podje sobie ciasteczek, to później będzie mu bardzo ciężko wrócić do treningów. To muszą być nawyki sportowego życia.
Tobie się udało. Zdobyłaś tytuł Mistrzyni Świata i zarazem ustanowiłaś rekord w najbardziej prestiżowych zawodach służb mundurowych World Police and Fire Games. Jak godziłaś treningi ze służbą? Przecież sam wyjazd na akcję, to "niezły wycisk" dla organizmu…
Czasami jest tak, że wkładamy całe umundurowanie i oporządzenie, do którego z czasem można się przyzwyczaić, i jedziemy na wypadek samochodowy. Taka służba nie jest aż tak bardzo męcząca. Wówczas sami idziemy na siłownie, ćwiczymy. Jak mam zaplanowane zawody, to wtedy mam ustawiony cykl – czas intensywnych treningów i czas na regenerację.
Pełnisz funkcję zastępcy dowódcy zmiany. Udało Ci się wywalczyć pozycję wśród strażaków? Jak kobiety są postrzegane w straży?
To jest bardzo autentyczne środowisko. Nie da się udawać kogoś, kim się nie jest. Jeśli pracujesz w biurze, to codziennie możesz się malować i oni zawsze widzą cię, jak jesteś ładna, dobrze ubrana. I nagle, jak zobaczą taką kobietę bez makijażu, w dresie, to mogą pomyśleć: "O kurczę, kto to jest". U nas nie ma na to miejsca. Nie mogę zrobić makijażu, bo wiadomo, że w akcji wszystko spłynie. Gdy są wyjazdy w nocy, a gdzieś tam się na chwilę przysnęło, to nie zdążysz nawet umyć zębów. Gdy ktoś ma gorszy dzień, to też nie da się tego ukryć. Możesz starać się przez cztery godziny, ale w piątej wybuchniesz i powiesz: "Dajcie mi wszyscy święty spokój". Oczywiście delikatnie mówiąc, bo przez te cztery godziny mogę nie przeklinać, ale w piątej mi się wymsknie… To jest autentyczne. Nikt nikogo nie gra, nie oszukuje. Strażacy są tacy prawdziwi. I to jest fajne.
Z Twoich słów wynika, że tworzycie taką małą rodzinę.
Jeśli wypadnie służba w Wigilię, potem 27 grudnia i w sylwestra, to nie spędzasz tych świąt z rodziną, tylko z załogą na służbie. Nie zapomnę, jak pracowałam w drugiej zmianie i w Boże Narodzenie było wezwanie do pożaru samochodu na autostradzie. Rodzina z Krakowa jechała na Śląsk. Gdy dojechaliśmy, zobaczyliśmy matkę z dwójką dzieci na skarpie i ojca, który został przy samochodzie. Świąteczna tragedia. Nie dojechali do rodziny, samochód zepsuty, wszystkie rzeczy wyciągnięte. Wzięliśmy tę matkę i zapłakane dzieci do naszego wozu i zaczęliśmy z nimi rozmawiać, zabawiać ich. Po czasie przyszedł do nas zmartwiony ojciec. Był w szoku, że zamiast płaczu widzi śmiech dzieci i żony... Później ta kobieta wysłała nam podziękowania dla jednostki za to, że uratowaliśmy im święta.
Co jeszcze pociąga Cię w służbie?
Brak powtarzalności. Każda służba wygląda inaczej. To jest czas spędzany aktywnie. Maksymalnie wyciśnięty. Pracuje się z fantastycznymi ludźmi. Przez parę lat byłam w drugiej zmianie, nie chciałam z niej odchodzić, zżyłam się. By zostać dowódcą zmiany, musiałam przejść na trzecią. Bardzo szybko się zaaklimatyzowałam. I okazało się, że tam też są fantastyczni ludzie.
Niesienie pomocy, wspaniali strażacy – to jedna strona medalu, a druga? Porozmawiajmy o tej mniej przyjemnej…
Dla mnie najgorsze są te związane z próbą samobójczą. Wiele z nich to fałszywe alarmy. Sama próba samobójcza to wołanie o pomoc, ale jak się zdarzy taka, która jest skuteczna, to nie należy do najprzyjemniejszych widoków. Szczególnie kiedy docierasz na miejsce, a ktoś odbiera sobie życie.
Natomiast najniebezpieczniejsze sytuacje, o których myślę, to te na autostradach. Zawsze jak jedziemy do wypadków, to tendencje są takie, by nie zamykać dwóch pasów ruchów. Gdy stoi się obok przejeżdżających samochodów, które pędzą 140-160 km/h, to robi wrażenie. Tym bardziej że parę lat temu na A4 strażak został potrącony. Nawet jeśli zamykamy dwa pasy, to jadący kierowcy po drugiej stronie patrzą, co się stało. Wówczas łatwo o kolejny wypadek, kolizję. Czasem widać, jak samochód przebija barierki i wjeżdża na drugi pas.
A pożary?
Pożarów jest stosunkowo mało. Jeśli jest już porządny pożar, to u strażaka wydziela się adrenalina, emocje, by wszedł do tego budynku, a nie uciekł. O tym się głośno nie mówi, ale… jest wysoka temperatura, temperatura ciała strażaka również rośnie, więc siłą rzeczy uciekasz od źródła, kiedy jest ci gorąco. Dlatego w czasie pożarów strażak nie może się bać. Ten strach ewentualnie przychodzi później. Przemyślenia typu – "O kurczę zawalił się strop, my mogliśmy być na nim lub pod nim".
Jak sobie radzisz z tymi kołatającymi się myślami, emocjami?
Sport jest moim wentylem bezpieczeństwa. Traumy, kulminacje emocji i ekscytacji przepracowuję na siłowni. Idę na trening, dużo kilogramów podnoszę w martwym ciągu i wyładowuję ten stres. Polecam każdemu, zamiast sięgać po kieliszek.
Mama-strażak
Jadąc na akcję, byłaś w stanie zapomnieć o dziecku, które zostało w domu?
O tym się nie myśli. Jest zadanie, muszę je wykonać i koniec. Na tym się koncentruję. Oczywiście jest i druga strona medalu. Kiedy mój starszy synek Franek, chodził do przedszkola, to wiedziałam, że o godzinie 15 dziadek będzie go odbierał i będą wracali samochodem do domu… Jeśli w tym czasie było zgłoszenie do wypadku samochodowego na tej trasie, to za każdym razem dzwoniłam z wozu do nich z pytaniem, czy wszystko w porządku.
A jako mama-strażaczka miałaś taryfę ulgową?
Nie, nie. Raz, że ja bym sama jej nie chciała, a dwa, to nie można jej mieć! Tak naprawdę, to "po cholerę" nam mama-strażaczka w oddziale, skoro, zamiast niej moglibyśmy mieć pewnego i niezawodnego gościa, który nie potrzebuje taryfy ulgowej! Dlatego – tak jak powiedziałam – kobiety w naturalny sposób są wypierane, bo nikt nie potrzebuje kogoś słabszego. Mama-strażaczka, która potrzebowałyby taryfy ulgowej, byłaby słabym punktem drużyny. W poważnych pożarach nie może być słabych punktów.
Jak zatem godziłaś role bycia mamą i kobietą-strażakiem w podziale bojowym?
To zarazem trudne, jak i nie. Z jednej strony służba to 24 godziny na dobę, ale jak sobie pomyślę, że w tym czasie przez 12 godzin dziecko śpi w nocy, to tak naprawdę nie ma mnie przy nim tylko przez jeden dzień. Po czym przez całe dwa kolejne jestem. Od rana do nocy. To jest zaleta systemu zmianowego. Gdy wypadnie mi wolna służba, to wtedy przez 5 dni jestem z dzieckiem. Mamy, które pracują w systemie 8-godzinnym, mają mniej tego czasu, bo gdy kończą pracę po 16, to realnie – po zrobieniu obiadu – dla dziecka mają 3 godziny dziennie.
W styczniu bieżącego roku urodziłaś drugie dziecko. Tęsknisz już za pracą?
Tak. Cały czas. Są takie chwile, że w 100 procentach poświęcam się macierzyństwu – kocham tych swoich synków, kocham oglądać, patrzeć na nich i rozpływać się, jak każda zwyczajna matka. Choć z drugiej strony, brakuje mi tej aktywności. Teraz gdy nie mogę jeszcze ćwiczyć, moje życie zmieniło się o 180 stopni. Obecnie w wolnych chwilach dla siebie… prasuję, a wcześniej trenowałam 6 razy w tygodniu. Gdy pływałam, to ćwiczyłam 10 razy w tygodniu. Zmienić taki styl życia na siedzenie - nie jest lekko.
Wcześniej na Twoim Instagramie publikowałaś zdjęcia z sześciopakiem. Później zadomowiły się na nim te z ciążowym brzuszkiem. Szybko zaakceptowałaś swoje "nowe" ciało?
Wydaje mi się, że to fajne i sexy, kiedy ten brzuch się pojawia. Gdy byłam w ciąży z Frankiem, to przepłynęłam z nim ok. 300-400 kilometrów. Byłam mistrzynią Polski. Nie wiedziałam, że spodziewam się dziecka. Zaraz po porodzie od razu byłam sprawna. Fakt, że byłam też dużo młodsza. Przy tej ciąży baseny zostały zamknięte, nie mogłam więc pływać i utrzymywać w formie swojego ciała, całej tej fizyczności. Będę więc dłużej borykała się z rozejściem mięśni…
Przygotowujesz już swoje ciało na powrót do służby?
Potrzebuję trochę czasu, by zbudować podstawę, aby mięśnie wróciły, by móc na powrót trenować. Podejrzewam, że jak już będę mogła, to też nie tak, że od razu pobiegnę na siłownię, bo jeszcze karmię Staśka. To jest mój priorytet. Dopiero gdy Staszek skończy 10 miesięcy, zapewne zacznę ćwiczyć. Tak, by jeszcze go dokarmiać i po roku móc wrócić.
Myślisz, że synowie pójdą w Twoje ślady?
Nie chciałabym. Starszy, jak szłam na służbę, pytał: "Mamo, ale nic Ci się nie stanie?". On - tak, jak mój partner - chciałby być lekarzem. Taka idea niesienia pomocy.
Mamo, starszy kapitanie, Mistrzyni Europy TFA'18, jaką masz radę dla kobiet, które chciałyby czerpać z życia 150 procent?
Podstawa to dobra organizacja. Nawiązując do służby – jeśli kochasz swoją pracę, to ani jednego dnia nie będziesz odczuwała, że spędzasz go w pracy. Autentycznie, jeśli tak, jak ja, uwielbiasz to, co robisz – uprawianie sportu, jeżdżenie na zawody, pracę i wszystkie te wyzwania - to nigdy nie będziesz czuła, że to obowiązek, tylko przyjemność. Na dodatek przyjemności, spełnienie będziesz też wiązać ze swoimi dziećmi. Wtedy wszystko, co kochasz, możesz połączyć.
Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@tvn.pl
Zobacz także:
11-latka ratuje konie skazane na rzeź. "Zaczęła sprzedawać swoje zabawki"
Pani Basia na emeryturze została fotografką i podróżniczką: "Cieszę się bardzo, bo się otworzyłam"
Zobacz wideo: Pomagajmy osobom starszym. Apel strażaków w dobie pandemii
Autor: Dominika Czerniszewska