Dzikie zwierzęta trzymane w domu
Jakiś czas temu w miejscowości Czchów ujawniono, iż jeden z mieszkańców trzyma dwa lwy i tygrysa w prywatnym ogródku. Mężczyzna twierdził, iż może to robić, bowiem prowadzi działalność cyrkową. Sprawą zainteresowały się służby, a właściciel usłyszał zarzuty. To nie jest wyjątkowa historia - w Polsce coraz częściej możemy usłyszeć o dzikich zwierzętach, które zamiast w dżungli mieszkają na miejskich osiedlach.
Kilka lat temu media żyły historią pumy Nubii z Zawiercia. Jej właściciel w obawie przed odebraniem jej ukrywał się z drapieżnikiem w lesie. Ostatecznie zwierzę trafiło do azylu, jednak były właściciel długo nie mógł pogodzić się z rozłąką.
- Jest to moje dziecko. Ja zwierzęta traktuje bardzo personalnie, ja się śmieje, że czy to koty, czy psy - to są moje dzieciaki - stwierdził w materiale programu "Uwaga" kilka lat temu były właściciel Nubii - pan Kamil.
Czy dzikie koty mogą być szczęśliwe w mieszkaniu?
Choć egzotyczne zwierzęta wyglądają często fascynująco i sympatycznie ich miejsce jest w naturze lub ogrodzie zoologicznym, a nie naszym mieszkaniu. Według zoologa dr. Roberta Maślaka w warunkach domowych nie da się zapewnić odpowiednich warunków dla dużych zwierząt - szczególnie dzikich kotów.
- Warunki nie są spełnione, a te zwierzęta po prostu cierpią. [...] Musimy mieć świadomość, że to nie jest ich wybór, one tam siedzą przez cały czas same, bez stymulacji. W naturze ok. 30-40 procent czasu tygrysy czy lwy spędzają na patrolowaniu, szukaniu ofiar, kontaktach i poznawaniu zapachów. Tu są zamknięte i skazane na ubogie środowisko - tłumaczył zoolog.
Hodowczyni zwierząt egzotycznych Weronika Baran zajmuje się głównie gadami i jej pasją jest zapewnianie odpowiednich warunków tym niedużym stworzeniom.
- Wiem, że zwykły pies wymaga konkretnych działań - czasu, treningu, stymulacji. Zwykły Burek ma potrzeby i my te potrzeby większym, dzikim zwierzętom też powinniśmy zapewnić. Ja zajmuje się zwierzętami, których potrzeby są mniejsze - stwierdziła hodowczyni.
Skrajnym przypadkiem, o którym słyszał zoolog, były ten związany z parą niedźwiedzie, które "mieszkały" w moskiewskim bloku.
- To były niedźwiedzie, które były trzymane w wieżowcu. W końcu trafiły przez cyrk do mini zoo do Braniewa, w końcu trafiły do azylu, bo tam wcześniej tez miały bardzo złe warunki. [...] Zwierze jest spokojne, łasi się, ale wystarczy jeden sygnał. [...] I zwierzę może wpaść w stan lęku i nas ugryźć. To może skończyć się śmiercią - podsumował dr Robert Maślak.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki znajdziesz na Player.pl.
Zobacz także:
- Zające, jeże, wiewiórki – kiedy naprawdę potrzebują pomocy? Uważaj na bambinizm
- Lew uciekł z zoo i udał się w stronę hoteli. "Rzucił się na mnie"
- Puma pod Lipskiem? Trwają poszukiwania tajemniczego drapieżnika
Autor: Zofia Wierzcholska
Reporter: Bianka Zalewska
Źródło zdjęcia głównego: Michał Woźniak