Depresja maskowana pędzlem. "Sztuka mnie wielokrotnie w życiu ratowała"

Magdalena Czyżykiewicz-Janusz
Magdalena Czyżykiewicz-Janusz
Źródło: Archiwum prywatne
Magdalena Czyżykiewicz-Janusz to malarka, kompozytorka, gitarzystka i autorka słynnego muralu w Warszawie upamiętniającego Ozzy'ego Osbourne'a, który zmarł w lipcu br. W cyklu "Siła jest kobietą" Dzień Dobry TVN Online opowiada o swojej twórczości i sztuce jako formie terapii. - Depresja bardzo czule trzyma mnie w objęciach – wyznaje.

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyku udowadniają, że siła jest kobietą.

Kluczowe fakty:
  • Magdalena Czyżykiewicz-Janusz od 1994 roku zajmuje się malarstwem i rysunkiem, a od 2009 również grafiką użytkową.
  • Razem z byłym mężem Mirosławem Czyżykiewiczem jest autorką i producentką albumu "Piano" wydanego 16 sierpnia 2021 roku oraz "Sześć stopni oddalenia" zespołu Czyżyki, który ukazał się w 2022 roku. To twórczyni poligrafii obu płyt oraz kompozycji muzycznych i kilku tekstów. Jest stypendystką ZAiKS.
  • Latem 2025 roku na Osiedlu Przyjaźń na warszawskim Bemowie stworzyła mural z wizerunkiem legendarnego muzyka Ozzy'ego Osbourne'a.
  • W październiku 2025 została laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego "Kroniki Zapomnianych Zwycięstw. Polska 1980-1989".

Dalsza część tekstu pod wideo:

DD_20240228_Rak_rep_REP
Polka, która swoimi muralami maluje świat
Źródło: Dzień Dobry TVN

W hołdzie dla Ozzy'ego Osbourne'a

Dominika Czerniszewska: Kilka miesięcy temu o Pani muralu z wizerunkiem Ozzy'ego Osbourne'a rozpisywały się media w całej Polsce. Ludzie przyjeżdżali i przyjeżdżają na warszawskie Bemowo, by zobaczyć to dzieło na własne oczy. Spodziewała się Pani aż tak dużego zainteresowania?

Magdalena Czyżykiewicz-Janusz: Zdecydowanie nie. Zwłaszcza, że wpadłam na pomysł namalowania Ozzy'ego, gdy jeszcze żył. On mnie poruszył swoim altruizmem i ostatnim koncertem "Back to the Beginning". Cały dochód z biletów przeznaczył na szpitale dziecięce i walkę z chorobą Parkinsona. Uznałam to za najwspanialszy gest, pożegnanie, jakie artysta takiego formatu mógł zrobić i stwierdziłam, że muszę go namalować. Zaczęłam szukać ściany. Tę na Osiedlu Przyjaźń znalazł mój partner. Pojechaliśmy tam i zabrałam się za przygotowanie projektu. Niestety w międzyczasie Ozzy zmarł, ale postanowiłam dokończyć swoje dzieło. Nie spodziewałam się tego, co stało się później - dziesiątki czy setki ludzi zainteresowały się muralem, pytały o moją pracę i robiły sobie zdjęcia na jej tle. Bardzo medialnie się zrobiło, ale najpiękniejsze było to, że wszyscy stawali przed Ozzym i pogrążali się w zadumie. To była dla mnie największa nagroda, jaką mogłam dostać za swoją twórczość. Malowałam z potrzeby serca i z własnych pieniędzy, pomijając fakt, że mural został już dziesięć razy zniszczony.

Już dziesięć?

Tak. Był systematycznie niszczony. Ludzie proponowali pomoc, była nawet straż osiedlowa. Mój partner nałożył na mural warstwę powłoki antygraffiti, ale jedna z sąsiadek, która tam mieszka, chciała drucianą szczotką zmyć napisy, które ktoś nabazgrał i niestety zdarła tę powłokę. Gdyby był ranking na mural, który był najwięcej razy niszczony, to myślę, że Ozzy by wygrał. Wszędzie jest numerem jeden.

Wspomniała Pani, że mural dla Księcia Ciemności powstał z potrzeby serca. A jak było w przypadku innych – kiedy postanowiła Pani wyjść z pędzlami na ulice?

To jest bardzo ciekawe. Dariusz Paczkowski, autor instalacji "Lenin z irokezem" i licznych murali, który pracuje techniką szablonową, namówił mnie, żebym wzięła większy pędzel, wyszła na ulice i zaczęła tworzyć w zupełnie innej formie. Wcześniej malowałam na ścianach, ale nie murale. Na osiedlu w Bielsko-Białej, gdzie mieszkałam, notorycznie na blokach ktoś wypisywał wulgaryzmy i wymalowywał symbole nienawiści. Któregoś dnia syn mnie się zapytał, co one oznaczają. Wstrząsnęło mnie to, bo zdałam sobie sprawę, że przecież dzieciaki biegając tu, codziennie widzą swastyki, przekleństwa itd. Wzięłam wtedy farbę i je zamalowałam. Następnego dnia wyszłam na spacer i patrzę - znów są, tylko jeszcze większe, więc ponownie sięgnęłam po farbę i pędzel. I tak było jeszcze trzy razy. Skontaktowała się ze mną policja, żebym zgłosiła się na przesłuchanie. Okazało się, że doniósł na mnie chłopak, który malował te nazistowskie i faszystowskie hasła i symbole. Opowiedziałam wszystko policjantom, oni mi podziękowali, że je zamalowuje i próbowali namierzyć tego neonazistę.

W Warszawie kontynuuje Pani swoją misję?

Tak, regularnie jeżdżę z partnerem po mieście i zgłaszamy, i zamalowujemy np. swastyki. Uważam, że świat powinien być wolny od nienawiści, a piętnowanie i wykluczanie kogoś należy zwalczać np. poprzez sztukę. Podkreślę, że nie jestem ani prawicowa, ani lewicowa. Z każdej z tych stron są fajni ludzie i z każdej z tych stron są niefajni ludzie, a sztuka jest tą formą, która zdecydowanie łączy wszystkich. Jestem sobą i wszystko, co robię, jest zgodne z moimi wartościami. Dla mnie liczą się: duchowość, wegetarianizm i joga. Praktyka kontemplacji - jako forma skupienia – jest dla mnie spoiwem całej twórczości.

W wolnym czasie działałam też charytatywnie. Przez wiele lat angażowałam się w projekty wspierające dzieci z ultrarzadkimi chorobami genetycznymi (m.in. Siłacz Tymoteusz w kleszczach Krabba, Puk puk Tymonku). Ostatnio zapoznałam się z ośrodkiem wsparcia i rehabilitacji osób z niepełnosprawnościami na Bemowie i będę z nimi tworzyła muzyczny mural podczas warsztatów, które odbędą się 28-30 października. To jest 16-osobowa grupa ludzi z różnymi niepełnosprawnościami i oni są muzykami, mają swój zespół. Uważam, że takie działania są cudowne i należy o nich mówić, dlatego że aktywizują osoby z niepełnosprawnościami, które często są stygmatyzowane. Osobę, którą chcemy malować to Ewa Karbowska, wspaniała poetka, która niestety odeszła w tym roku na nowotwór. Jeździła na wózku inwalidzkim, wydała masę książek i wierszy. Miałam okazję działać wokół jej twórczości i teraz ona będzie taką naszą czołową postacią. W ogóle byłam bardzo wzruszona spotkaniem z tą grupą i nie mogę się doczekać tej inicjatywy.

Żyć i oddychać sztuką

Malarka, kompozytorka, gitarzystka – która z tych ról jest obecnie Pani najbliższa?

Nie mogę jasno określić, która z tych ról jest mi najbliższa, ponieważ zajmuję się tym wszystkim w zasadzie od dzieciństwa i definiuję się z każdą z tych dziedzin. Ostatnio więcej maluję. Wcześniej tworzyłam wyłącznie prace sztalugowe, czyli zamykałam się w swojej pracowni, byłam w odosobnieniu i wewnętrznej ciszy, grałam i komponowałam. Razem z moim byłym mężem robiliśmy projekt muzyczny. Teraz jestem w trakcie pracy nad kolejnym albumem solowym. Jest jeszcze w powijakach. Piszę też teksty, wiersze. Zajmuję się malarstwem wielkoformatowym, czyli muralami. Trudno więc utożsamić mi się z jedną dziedziną, to wszystko zależy od mojego nastoju.

Czyli artystka w pełnej krasie.

Ostatnio udzielałam wywiadu dla jednej z rozgłośni radiowych, gdzie określono mnie mianem artystki interdyscyplinarnej. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mam się obrazić, czy się cieszyć. Prawda jest taka, że wyrażam się na wiele sposobów, więc uznałam to za komplement. Poza tym samo nazwanie siebie artystką nie jest dla mnie łatwe, ponieważ tak naprawdę trudno jest stwierdzić, co czyni nas artystą. Bardziej określiłabym siebie jako osobę kontemplującą stworzenie i świat, i opisującą ten świat w taki sposób, w jaki ja go widzę. Jeśli komuś się to podoba, jestem szczęśliwa, a jeśli nie, to trudno. Cieszę się z tego, że sama mogę być w tej przestrzeni i ona daje mi pozytywny zastrzyk inspiracji i takiego zadowolenia podczas tworzenia.

A w jakiej przestrzeni woli Pani tworzyć – blisko ludzi czy w odosobnieniu?

Praca w zaciszu domowym jest zupełnie inna niż w plenerze. Nigdy nie pokazywałam swoich obrazów na płótnie przed ich ukończeniem, a gdy maluję murale, każdy może podejść i zobaczyć dany etap. Moja natura dość introwertyczna i melancholijna musiała bardzo mocno się transformować, otworzyć się na różnego rodzaju interakcje z ludźmi, zmierzyć się z ich opiniami. Przełamałam własne schematy i lęki - zarówno dzięki malowaniu w plenerze, jak i grając koncerty. Jestem szalenie ambitna i takie próbowanie siebie w różnych dziedzinach artystycznych jest dla mnie wzywaniem i czymś fajnym do spojrzenia w głąb siebie.

Sztuka jest dla Pani formą terapii?

Zdecydowanie tak, zwłaszcza że zmagam się z depresją. Jestem depresjonistką wysokofunkcjonującą, ale to chyba jest wynik tego, że dużo tworzę. Wbrew pozorom te tematy i te stany depresyjne wyzwalają w człowieku - oprócz spadku nastroju - potrzebę zajrzenia w głąb siebie. To jest trochę przewrotne, bo im bardziej się patrzy, tym więcej można z siebie dać na zewnątrz. Sztuka mnie wielokrotnie w życiu ratowała, ale też bardzo uskrzydlała.

Jak się dzisiaj Pani czuje?

Obecnie depresja bardzo czule trzyma mnie w objęciach. Chodzę na terapię, biorę leki antydepresyjne. Mówię o tym otwarcie, dlatego że ten temat jest dosyć stygmatyzowany. Jestem aktywnym człowiekiem i ten największy spadek mam już za sobą. To jest drugi raz, kiedy mam depresję. Choroba trwa dość długo, bo od początku tego roku, ale teraz staram się być na powierzchni, właśnie dzięki sztuce. Dzisiaj będę malowała nowy obraz, tym razem nie na murze. Będzie dość kontrowersyjny, bo Madonnę z dzieciątkiem, tylko nie Maryję, a wokalistkę. Przedstawię ją na wzór średniowiecznej ikony. To fantastyczna postać, bardzo barwna, ale nie wszystkie jej piosenki są w moim guście, bo jestem dzieckiem punka i stylu anarchistycznego, trochę outsiderskiego. Będę też malowała mural z Fridą Kahlo - dramatyczną postacią, ale jakże piękną.

W dobie ciągle rozwijającej się technologii i sztucznej inteligencji trudno jest być artystką?

W każdej dobie trudno jest być artystką/artystą, ale w obecnej szczególnie, dlatego że sztuczna inteligencja, wszelkiego rodzaju programy i aplikacje bardzo ułatwiły sposób tworzenia różnych treści. Oprócz tego, że działam artystycznie, studiuję prawo i w swojej pracy dyplomowej będę, m.in. poruszała problemy dotyczące AI, chatu GPT itd. i zastanawiała się pod kątem praw autorskich tej tzw. twórczości na skróty, bo nie możemy określić, czy to już jest sztuka to, co stworzy sztuczna inteligencja, czy to jest substytut sztuki, czy tylko inspiracja, czy po prostu pójście na łatwiznę. Najbardziej cenię to, co jest zrobione analogowo. Oczywiście, że wspomaganie się programami do tworzenia muzyki czy sample dają dużo możliwości, ale fajnie jest nie popaść wyłącznie w technologie, które mogą być złudne, a szukać w sobie.

Skąd nagle w Pani życiu ścieżka prawnicza?

Jestem osobą, która jest ciekawa świata. Prawo w moim życiu pojawiło się, kiedy wybuchła pandemia, zamknęli nam sceny, cała branża artystyczna stanęła, a wtedy tylko tak naprawdę grałam, nie miałam przestrzeni na malowanie. Nie mogłam dawać koncertów z moim były mężem, a jestem mamą dwójki dzieci, zaczęły nam się kończyć oszczędności, pojawiły się lęki i stwierdziłam, że muszę się przebranżowić do momentu, aż sytuacja się ustabilizuje. Zatrudniłam się w urzędzie, żeby mieć stabilizację finansową i nie martwić się o byt. Pamiętam, jak zadzwoniła wtedy do mnie Ewa Karbowska, o której już wspominałam, z pytaniem, jak sobie radzę. Odpowiedziałam: Ewo, zatrudniłam się na etacie. "No co ty nie powiesz, a gdzie ty się zatrudniłaś?" – odparła zdziwiona, na co jej powiedziałam: Wiesz, w życiu są pewne tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. "Słuchaj, nie przejmuj się. Mam kolegę, który też pracuje w zakładzie pogrzebowym". To było zabawne, bo bardziej realne było to, że przyjmę się do zakładu niż urzędu. Później, jak już się pogodziłam z obecną sytuacją, jako że nigdy nie robię rzeczy na pół gwizdka, zaczęłam studiować różnego rodzaju dokumenty i pomyślałam, że zrobię studia prawnicze. Choć na tę chwilę nie wiążę z tym przyszłości, to znajomość prawa zawsze się przyda. Poza tym zaspokoję swoją ciekawość w tej dziedzinie. Jak już czegoś się podejmuję, chcę wycisnąć z tego dla siebie najwięcej, jak się da.

A jak skończyła się przygoda z urzędem?

Bez cieszenia się, chociaż jestem wdzięczna, bo miałam możliwość nauczenia się stawiania granic. Moja natura artystyczna nie do końca się zazębia ze strukturą krzyku, hierarchiczności i mobbingu. Nie chcę wchodzić w ten obszar afer i zostanę przy sztuce. Zamierzam też walczyć o swoje prawa, dając wsparcie innym osobom doświadczającym tego rodzaju presji.

Magdalena Czyżykiewicz-Janusz
Magdalena Czyżykiewicz-Janusz
Źródło: Archiwum prywatne

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości