Chwile, na które nie jest gotowy nawet lekarz. "Przytulał jej ubrania, szukał zapachu"

PO MĘSKU. Dr Tomasz Karauda
Źródło: Dzień Dobry TVN Online
PO MĘSKU. Dr Tomasz Karauda
PO MĘSKU. Dr Tomasz Karauda
Inspirujące Kobiety Olga Legosz
Inspirujące Kobiety Olga Legosz
Dorota Wellman Inspirujące Kobiety - zapowiedź
Dorota Wellman Inspirujące Kobiety - zapowiedź
Angelika Wątor walczy szablą i jest żołnierzem
Angelika Wątor walczy szablą i jest żołnierzem
"Inspirujące kobiety": Elena Pawęta
"Inspirujące kobiety": Elena Pawęta
"INSPIRUJACE KOBIETY" z Katarzyną Fetter
"INSPIRUJACE KOBIETY" z Katarzyną Fetter
Dr Tomasz Karauda chciał być pastorem, jednak m.in. za sprawą filmów o tematyce medycznej zdecydował się zostać lekarzem. Od dziecka towarzyszyła mu także muzyka. W czasie pandemii podjął się pracy na oddziale COVID i, jak wspomina w cyklu Darii Pacańskiej "PO MĘSKU" w dziendobry.tvn.pl, to jeden z najcięższych etapów jego życia. Opowiedział także o rodzinie, Bogu i pacjentach, którzy szczególnie poruszyli jego serce.

Tomasz Karauda marzył, żeby zostać lekarzem

Dr Tomasz Karauda pracuje m.in. w Klinice Pulmonologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. N. Barlickiego w Łodzi. Marzył o tym, żeby dostać się na studia medyczne. W cyklu "PO MĘSKU" opowiedział, jak wspomina moment, w którym dostał wyniki egzaminów.

- Byłem nastawiony, że może się nie udać. W momencie, gdy przyjechałem odebrać wyniki matur, to był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. To był krzyk całej rodziny, zwłaszcza, że nie jestem z rodziny lekarskiej. Mama jest nauczycielką, tata jest pastorem, więc jestem pierwszym w rodzinie lekarzem. Jakbym Pana Boga za nogi chwycił - powiedział dr Tomasz Karauda w rozmowie z Darią Pacańską z dziendobry.tvn.pl.

Lekarz wspomina, że dwa lata pandemii, w trakcie których zdecydował się pomagać chorym na oddziale COVID, były dla niego wyjątkowo trudne.

- Wiedzieliśmy, że piekło jest w szpitalu, bo traciliśmy bardzo wielu chorych, ostrzegaliśmy przed tym świat, ale zdawaliśmy sobie też sprawę, że piekło czeka nas poza szpitalem. Od ludzi zdrowych zupełnie. Trudna psychicznie była praca tam, ale i odpoczynek nie był pozbawiony mnóstwa wiadomości, głuchych telefonów, gróźb odebrania życia. Ktoś mnie rozpoznawał gdzieś na ulicy, rzucał inwektywy, mówił, że wie gdzie mieszkam - powiedział. - Jestem też wdzięczny policji, że objęła mnie opieką, zmienialiśmy wizerunek, to czapkę zakładaliśmy, to innym wejściem do szpitala, na wydarzeniach, na których byli inni ludzie mogłem liczyć na ochronę - dodał.

Więcej o groźbach pod adresem lekarza można przeczytać na TVN24.

Dr Tomasz Karauda podkreśla, że nigdy nie traci nadziei i jako lekarz, nie odbiera jej także pacjentom. Zdarzają się jednak historie, które szczególnie go poruszają.

- Trafili razem z małżonką do oddziału COVID, starsi, razem by mieli 160 lat, razem z niewydolnością oddechową. Byli w jednej sali, dwuosobowej i dramat całej sytuacji jest taki, że jemu się poprawiało, natomiast ona była coraz słabsza, traciliśmy ją. Był taki moment, że powiedzieliśmy, że może być pan profesor wypisany, a już mieliśmy kolejkę chorych i on nas błagał, żeby mógł zostać przy małżonce. Pomagał, przełączał kroplówki, odgarniał włosy, pomagał karmić, chciał być przy niej, a sceny mieliśmy dramatyczne. Chociaż wyczerpaliśmy wszystkie możliwości, to niestety końcem tych zdarzeń była śmierć małżonki. Ten moment, kiedy on wychodził i wiecie, wchodzili razem trzymając się za ręce, a wychodził sam, mając w rękach jej ubrania, przytulając się, płacząc, szukając jej zapachu - wspominał poruszony.

Tomasz Karauda o życiu prywatnym

Dr Tomasz Karauda wspomina, że jako lekarz ma tak dużo obowiązków, że cierpi na tym jego życie prywatne.

- Czasami się straci chorego i też płaczemy, czasami z bezsilności. Mnie się też zdarza dlatego, że życie osobiste traci na tym życiu zawodowym. Czasami płacze się za momentami, których nie da się nadrobić, za czasem, którego nie da się kupić. Za tym się nieraz płacze, że pewne chwile mijają bezpowrotnie i już nigdy nie wrócą, ani ludzie, ani chwile - tłumaczył.

Jednocześnie zaznaczył, że rodzina jest dla niego największym wsparciem. Zawsze może liczyć na brata, ale rodzice są dla niego jak psycholodzy.

- Czasem trzeba z kimś pogadać po ciężkim dyżurze i tata jest taką osobą, mama też, ale tata jako pastor oczyszcza moją głowę. Jestem ogromnym szczęściarzem, bo widzę wokół siebie jak wielu ludzi jest z rozbitych domów i muszą sobie z tym radzić. Bogu dziękuję, że urodziłem się w tej rodzinie, a nie innej - powiedział.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości