Inspirujące kobiety. Kim jest Jolanta Jurkowlaniec?

Bohaterka cyklu "Inspirujące kobiety".
Jolanta Jurkowlaniec

Jolanta Jurkowlaniec jest restauratorką. Biznes tworzyła w czasach kryzysu. Później, kiedy pojawiła się stabilizacja, nagle wybuchła pandemia COVID-19, która ponownie przeorganizowała system pracy. Kobieta postanowiła się nie poddawać i natychmiast zaczęła działać. Zachowała wszystkie miejsca pracy i utrzymała się na rynku. Jak wyglądała jej droga do sukcesu. Opowiedziała o tym w cyklu Darii Pacańskiej "Inspirujące kobiety" w serwisie dziendobry.tvn.pl.

Jolanta Jurkowlaniec i jej poszukiwanie własnej ścieżki zawodowej

Restauracja Dinette Jolanty Jurkowlaniec świętuje w tym roku 10 lat istnienia. Choć na początku swojej drogi zawodowej kobieta chciała robić coś zupełnie innego.

- Moja droga zawodowa była bardzo bujna i burzliwa. Mój pierwszy pomysł na siebie to było dziennikarstwo w Warszawie. Ale nic z tego nie wyszło. Później zaczęłam pracę w fast foodzie. Nauczyło mnie to pewnej kultury organizacyjnej, procedur, zasad. Rzeczywiście dla mnie, wówczas 19-letniej dziewczyny, była to kapitalna lekcja - tłumaczyła Jolanta Jurkowlaniec w rozmowie z Darią Pacańską z serwisu dziendobry.tvn.pl.

Po anglistyce wybrała się na zarządzanie przedsiębiorstwami. Później znowu pojawiła się Warszawa i praca w jednej z największych firm audytowych w Polsce. Miała 34 lata, gdy zdecydowała się otworzyć restaurację.

- Ja dzisiaj powtarzam mojej córce 23-letniej: "nie przejmuj się, rób mnóstwo rzeczy, bo na samym końcu im więcej doświadczasz, im więcej sprawdzasz siebie w różnych sytuacjach, tym więcej o sobie wiesz. Być może te wszystkie doświadczenia są potrzebne, żebyś mogła robić coś, o czym dziś nie masz jeszcze pojęcia" - dodała restauratorka.

"Pracowałam po 14 godzin"

Jolanta Jurkowlaniec podkreśla, że początki prowadzenia restauracji nie były łatwe. Na początku wszystkim zajmowała się sama.

- To był rok, kiedy było Euro w Polsce, więc rzeczywiście puściuteńkie ulice, nikt nie chodził do restauracji. Z konieczności sama pracowałam na sali, obsługiwałam gości. Zaczynałam o godzinie ósmej od posprzątania, potem obsługiwałam gości, potem kończyłam, zamykałam. Pracowałam po 14 godzin - opowiadała.

Po powrocie do domu kładła się na łóżku i patrzyła z przerażeniem w sufit. Na sali było niewielu gości, a umowę na wynajem lokalu podpisała na pięć lat. Zmiana nastąpiła jesienią, kiedy wrocławianie wrócili z urlopów.

- Ja do dzisiaj się śmieję, że wjechałam na autostradę, gdzie najbliższy zjazd był dopiero za pięć lat, więc nie za bardzo masz wyjście. Musisz wstawać rano i robić wszystko, co w twojej mocy, żeby to się nie przewróciło. To jest mój największy powód do dumy, że wciąż mam ze sobą ludzi, którzy wtedy ze mną zaczynali i tak samo jak ja wierzyli w ten projekt - zaznaczyła nasza rozmówczyni.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości