Zwierzęta zabijane na futra. "Niewyobrażalna tortura"

Uwaga! TVN. Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce - co dalej?
Uwaga! TVN. Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce - co dalej?
Uwaga! TVN. Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce - co dalej?
Uwaga! TVN. Powódź 3
Uwaga! TVN. Powódź 3
Uwaga! TVN. Powódź
Uwaga! TVN. Powódź
Uwaga! TVN. Powódź 2
Uwaga! TVN. Powódź 2
Około 3 milionów norek, 15 tysięcy lisów, 4 - 5 tysięcy jenotów i 30 tysięcy szynszyli zabija się rocznie w Polsce na futro. Wstrząsające nagrania z ferm pokazało Stowarzyszenie Otwarte Klatki, które współpracowało przy projekcie ustawy o zakazie hodowli zwierząt futerkowych. Dokumentem ma się wkrótce zająć sejm. Reportaż programu "Uwaga! TVN".

Szczeniaki zabijane na futra

- Filo to szczeniak lisa polarnego, który półtora miesiąca temu został uratowany z fermy futrzarskiej – pokazuje zwierzę Bogna Wiltowska ze stowarzyszenia Otwarte Klatki. I dodaje: - Filo znajdował się w stanie zagrożenia życia. Miał rozległą ranę, która powstała w wyniku odgryzienia ogona lub jakiegoś urazu. Miał bardzo wysoką gorączkę. Konieczny był odbiór interwencyjny, żeby uratować jego życie.

- Właśnie z takich zwierzątek powstają futra – zaznacza Bogna Wiltowska.

W Polsce rocznie zabija się na futro około 3 milionów norek, 15 tysięcy lisów, 4 do 5 tysięcy jenotów i 30 tysięcy szynszyli.

Aby pozyskać futro, zabija się kilkumiesięczne szczenię.

- Filo jest bardzo podobny do psa. Można zapytać, czy byśmy pozwolili, by robić futra z psów? – pyta Bogna Wiltowska.

Uwaga! TVN. Co dalej z hodowlą zwierząt futerkowych?

Stowarzyszenie Otwarte Klatki przez kilka miesięcy prowadziło śledztwo, by pokazać, jak na fermach żyją szczenięta zwierząt futerkowych. Maluszki rodzą na wiosnę i mają przed sobą zaledwie kilka miesięcy życia. Zabijane są zimą, gdy ich futro jest najpiękniejsze.

- W realiach fermy, to są zwierzęta zniewolone w kilkudziesięciocentymetrowych, metalowych klatkach. Kraty wżynają się w kończyny i ciało zwierząt – mówi prof. Marcin Urbaniak, bioetyk, psycholog zwierząt.

- Te zwierzęta cierpią z powodu infekcji, chorób, złamań, otwartych ran, pasożytów. I z powodu ciężkich problemów psychofizycznych, często brutalnego obchodzenia się przez pracowników. A przede wszystkim sam fakt zniewolenia i bezruchu jest dla nas czymś dla nas niewyobrażalnym, bo musielibyśmy spróbować przez godziny i dni być unieruchomionym. To niewyobrażalna tortura – zaznacza prof. Marcin Urbaniak.

Problemy osób, które mieszkają w okolicy ferm

Aspekt etyczny to niejedyny problem takich hodowli.

- Te fermy są stałym źródłem tak zwanych obcych gatunków. To gatunki, które wchodzą w niszę, ponieważ nie mają naturalnych wrogów, potrafią robić gigantyczne spustoszenie – tłumaczy dziennikarz Adam Wajrak. I dodaje: - Najlepiej przebadanym przykładem jest norka amerykańska. Ona jest zwalczana przez myśliwych, odławiana, tylko, co z tego, jak mamy stały dopływ z hodowli, bo one uciekają.

Fermy to także ogromna uciążliwość dla lokalnych społeczności.

- Ferma istniała u nas w okolicy 17 lat. Nie szło wtedy żyć – smród, muchy, a do tego norki uciekały – opowiada pan Michał.

Fermę norek zamknięto kilka lat temu, ku wielkiej uldze mieszkańców. Przez lata, pomimo protestów, ludzie tu żyli wśród roju much. Ostatnio okazało się, że ferma ma wznowić swoją działalność.

- Sam właściciel mówi, że jest gotowy, żeby przyjąć zwierzęta, czyli obiekt jest wyczyszczony i odświeżony, klatki są podścielone, a niektórzy pracownicy są poinformowani, że jest szansa powrotu do pracy - mówi pan Radosław. I dodaje: - A parę lat temu ferma prawdopodobnie została zlikwidowana z powodu COVID-u.

Kraje, które wprowadziły zakaz ferm futerkowych

Kwestie epidemiologiczne są istotne. W Danii w trakcie pandemii zabito kilkanaście milionów norek, gdy okazało się, że wirus SARS-CoV-2 przenosi się z ludzi na zwierzęta i odwrotnie. Choć Dania – z ograniczeniami – wznowiła hodowle w 2023 roku, w większości europejskich krajów zakaz hodowli zwierząt futerkowych albo już funkcjonuje albo fermy są w trakcie wygaszania.

- Praktycznie wszystkie kraje sąsiadujące z nami już taki zakaz wprowadziły, tylko Białoruś, Rosja i ogarnięta wojną Ukraina cały czas zezwalają na hodowlę zwierząt na futro – wskazuje Bogna Wiltowska. I dodaje: - W Unii Europejskiej jest jeszcze Finlandia, Grecja, Hiszpania, ale poza tymi krajami hodowla zwierząt na futra jest zakazana. A Polska jest największym producentem futer w Europie.

- Jeżeli byśmy nie chcielibyśmy całkowicie zakazywać takich hodowli, to można się sugerować działaniami takimi jak w Niemczech czy Szwajcarii, gdzie obostrzenia, żeby otworzyć taką fermę są tak wyśrubowane, tzn. trzeba spełniać warunki dobrostanowe tych zwierząt na tyle realistycznie, że zakładanie takiej fermy jest nieopłacalne. Nie da się zapewnić jakiegokolwiek dobrostanu zwierzętom trzymanym w setkach, a tym bardziej tysiącach – zaznacza prof. Marcin Urbaniak.

Nieliczne uratowane z ferm zwierzęta znajdują bezpieczną przystań w przyjaznych miejscach m.in. u Bogny Wiltowskiej ze stowarzyszenia Otwarte Klatki. Wśród uratowanych zwierząt są m.in. jenoty, które pochodzą z Azji. Na wolności terytorium każdego z nich zajmuje od dwóch do dziesięciu kilometrów kwadratowych. Nie żyją w stadach.

- Teraz popularne są psy rasy samoyed, białe, puchate kulki. Czym one się tak naprawdę różnią? To tylko kwestia naszej percepcji. Ciężko sobie wyobrazić, żebyśmy oskórowali samoyeda – zauważa Bogna Wiltowska.

Co dalej z fermami?

Od czasów prehistorycznych, przez kolejne stulecia, futro było koniecznością – ludzie okrywali się nim, by przeżyć w surowym klimacie. Z biegiem lat stało się oznaką statusu, zarezerwowaną dla władców i elit, by w późniejszych, XX-wiecznych czasach przerodzić się w synonim kobiecej elegancji. Dziś, w świecie rosnącej świadomości ekologicznej i etycznej, noszenie naturalnych futer postrzegane jest jako relikt przeszłości.

- Warto podkreślić, że przeniosły się do nas gigantyczne fermy, głównie fermy norek z Holandii, która już dawno temu wprowadziła u siebie zakaz – zwraca uwagę Bogna Wiltowska. I dodaje: - Wszystko z ferm idzie za granicę, głównie do Chin, więc lokalnie robimy sobie śmietnik, zyski czerpie garstka osób, a to nawet nie jest to produkt, który trafia na polski rynek, bo polski konsument nie jest tym zainteresowany.

Stowarzyszenie zrzeszające hodowców nie chciało z nami rozmawiać. Na mail Uwagi! TVN odpisał człowiek, którego nazwisko wielokrotnie pojawiało się w mediach jako najbardziej znane w tej branży. Twierdzi, że motywacje przeciwników ferm zwierząt futerkowych to ideologia. Jednocześnie wskazuje na rzekome powiązania obrońców zwierząt z biznesem, a nie jak wcześniej sam napisał – ideologią. Podkreśla, że ewentualny zakaz to zniszczenie dorobku życia całych rodzin.

Jednak autorka projektu ustawy o zakazie hodowli zwierząt futerkowych wzięła to pod uwagę.

- Rozumiem, że jak ktoś prowadził taką działalność, była legalna, to trudno, żeby zamknąć ją z dnia na dzień i przebranżowił się bez żadnych środków, dlatego mamy pięć lat okresu przejściowego, odprawy dla pracowników i odszkodowania dla hodowców – mówi posłanka Małgorzata Tracz. I dodaje: - Chcemy, by proces był dość płynny, żeby nie wywoływał zbędnych emocji, a jednocześnie sprawił, że ta okrutna hodowla zwierząt na futra zakończy się.

- Jeśli chodzi o te hodowle, to biznes na granicy opłacalności, zwłaszcza jeżeli mówimy o małych, polskich hodowcach, którzy nie są w stanie konkurować z największymi holenderskimi inwestorami. Pojawia się pytanie, czy chcemy chronić interesy holenderskich inwestorów, czy chcemy zwrócić się do drobnego, polskiego hodowcy i zaoferować mu rekompensatę? – pyta Bogna Wiltowska.

- Mamy bardzo wąski biznes, bardzo wąską grupę ludzi, która, z tego co widzimy zarabia olbrzymie pieniądze. I mamy całą resztę – przyrodę, innych ludzi, na przykład okolicznych mieszkańców i przede wszystkim zwierzęta, które płacą za to bardzo wysoką cenę. Tak nie powinno być w cywilizowanym państwie – podsumowuje Adam Wajrak.

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki znajdziesz też na Player.pl.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości