Kamilek był bity, kopany, poniżany i przypalany papierosami. Jego miejscem do spania była podłoga… Wszystko trwało latami. Proces w sprawie znęcania się i zabójstwa 8-letniego chłopca dopiero się rozpoczął. Na ławie oskarżonych zasiada ojczym chłopca, który odpowiada za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, oraz jego matka, odpowiadająca za pomoc w popełnieniu zabójstwa.
Proces w sprawie śmierci Kamilka z Częstochowy
Oskarżonych na sali sądowej obserwowała siostra zmarłego chłopca.
- Nie wyrażali żadnej skruchy. Dawid ciągle miał zwieszoną głowę. Raz tylko na mnie spojrzał, może chciał mi powiedzieć: "No i co mi teraz zrobisz?" – przypuszcza Magdalena Mazurek.
Nim proces ruszył prokuratura przyglądała się funkcjonowaniu kilkunastu instytucji, które miały chronić dziecko. Śledztwo zostało jednak zakończone a sprawa umorzona.
- Kurator sądowy, prokuratura rejonowa i sądy. W sumie 18 placówek, które miały dbać o bezpieczeństwo Kamilka. Co się wydarzyło, że chłopiec zmarł? – pytał w gdańskiej prokuraturze Marcin Jakóbczyk, reporter Uwagi!
- Wszędzie przeprowadzone zostały postępowania, które nie wykazały nieprawidłowości. Czynności są w sposób prawidłowy udokumentowane i wykonane. Mówię o czynnościach sądowych, kuratorskich i policyjnych. Formalnie były prawidłowe. I nie można stawiać zarzutu, że ktoś czegoś nie zrobił, że ktoś czegoś nie dopełnił - stwierdza Mariusz Marciniak z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Decyzja prokuratury może dziwić, tym bardziej że w jej uzasadnieniu napisano o wielu wyraźnych sygnałach świadczących o przemocy w rodzinie.
Uwaga! TVN. Kamilek z Częstochowy kilka razy uciekał z domu
Już jako 4-latek Kamilek dwukrotnie trafił do placówki medycznej z raną tłuczoną głowy. Rok przed śmiercią do Sądu Rodzinnego w Częstochowie trafił wniosek z MOPS-u o umieszczenie Kamilka oraz jego brata Fabiana w rodzinie zastępczej - sąd się do niego nie przychylił. Kamilek w sierpniu uciekł z domu, a w październiku kolejny wniosek o umieszczenie w rodzinie zastępczej napisał kurator sądowy. W tym czasie rodzina, po wyprowadzce z Częstochowy zamieszkała w Olkuszu, więc sprawa trafia do tamtejszego sądu, który rozpoczął proces w połowie listopada, po kolejnej ucieczce Kamilka, którego nad ranem na przystanku autobusowym, znalazła przypadkowa osoba.
- Pamiętam, jak przybiegł mały chłopczyk – roztrzęsiony i zmarznięty. Był bardzo zdenerwowany, bał się. Zapytałam, co mu się stało, ale nie mogłam złapać z nim kontaktu. Miał na szyi jakieś ślady – opowiada pani Jolanta. I dodaje: - Temperatura na dworze była na minusie, a on miał krótkie spodenki i krótki rękawek. Potem się okazało, że ma 7 lat, a ja myślałam, że jakieś 5, bo był bardzo mizerniutki.
Być może kolejna ucieczka z domu była jego sposobem na ratunek. Kamilek mimo 7 lat, nie potrafił mówić i wyrażać swoich problemów. Chłopiec trafił do szpitala. Na zrobionym tam zdjęciu widać, że ma sińce pod oczami. Lekarze stwierdzili też siniaki na głowie i kończynach oraz liczne otarcia naskórka i nieleczony świerzb. Ale najbardziej niepokojące jest to, co pojawiło się kilka dni później w karcie leczenia szpitalnego.
Napisano, że rysunki Kamila są niepokojące. Mogące świadczyć o przemocy. I to, że był świadkiem scen seksualnych rodziców.
"Chłopiec wychowuje się w rodzinie dysfunkcyjnej, nie styka się z pozytywnymi wzorcami dorosłych, którzy nie zabezpieczają chłopcu podstawowych potrzeb biologicznych ani psychicznych. Atmosfera w domu zagraża jego poczuciu bezpieczeństwa. Dom nie zabezpiecza mu potrzeby miłości, ciepła, przynależności i stabilności", napisano.
- Było tego więcej. Nad Kamilem znęcano się od 4 roku życia. I 4 lata i nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał? Nie wiem, jak można było nie zauważyć – ubolewa siostra Kamilka.
- Postawa matki dziecka była taka, że tuszowała wszystko, co złe działo się w tej rodzinie. Ta rodzina potrafiła zwracać się do instytucji pomocowych wówczas, gdy potrzebowali pomocy, zwłaszcza materialnej. Natomiast, gdy dochodziło do konieczności współpracy dla dobra dziecka, to niestety współpraca była pozorowana i fałszowana – tłumaczy prokurator Mariusz Marciniak.
- W komunikacie prokuratury mogliśmy przeczytać, że matka Kamila oszukała system. Natomiast widzę sposób funkcjonowania tej rodziny i na pewno mama Kamila była osobą, która też potrzebowała wsparcia na określonym etapie, bo była i jest osobą niepełnosprawną intelektualnie – mówi Monika Horna-Cieślak, Rzeczniczka Praw Dziecka.
- Jako Rzeczniczka Praw Dziecka nie zgadzam się z decyzją prokuratury o umorzeniu tego postępowania. To przede wszystkim decyzja, która powinna podlegać ponownej analizie prawnej pod kątem oceny dowodów, przeprowadzonego materiału dowodowego – zaznacza Monika Horna-Cieślak.
Na postanowienie prokuratury złożono kilka zażaleń, które są teraz rozpatrywane.
Ostatni rok życia Kamilka
Wróćmy do kalendarium z ostatniego roku życia Kamilka. Na początku lutego olkuski Ośrodek Pomocy Społecznej wszczął w rodzinie dwie procedury Niebieskiej Karty. W tym czasie Kamilek ponownie uciekł z domu, a do sądu rodzinnego trafiła informacja o tym, że Dawid B. może stosować przemoc, a bezpieczeństwo dzieci jest zagrożone. Rodzina, obawiając się konsekwencji, ucieka do Częstochowy, gdzie po kilkunastu dniach Kamilek trafił do szpitala ze złamaną ręką. Tydzień później, w połowie marca, Sąd Rodzinny w Olkuszu zakończył proces, ponownie nie zgadzając się na umieszczenie dzieci w rodzinie zastępczej.
- Sąd przeprowadził postępowanie w zakresie wydania zarządzeń opiekuńczych i uznał, że wystarczającym będzie ograniczenie władzy poprzez poddanie nadzorowi kuratora i zobowiązanie rodziców do współpracy z asystentem rodziny – mówi Rafał Ziętek, prezes Sądu Rejonowego w Olkuszu.
- Oczywiście wnioski zostały wyciągnięte, zarówno przez sędziów rodzinnych jak i w toku postępowań, które były prowadzone w związku zaistniałą sytuacją już po wydaniu orzeczenia i po przeprowadzeniu postępowania – dodaje sędzia Rafał Ziętek.
Sprawa Kamilka była weryfikowana przez Krajową Radę Sądownictwa, która co prawda dopatrzyła się kilku uchybień, ale ostatecznie stwierdziła, że nie miały one wpływu na podejmowane przez sędziów decyzje. Dodatkowo, osobne postępowanie prowadzi Rzecznik Dyscyplinarny Sędziów Sądów Powszechnych, który odpisał nam jedynie, że sprawa jest zaawansowana dowodowo.
Dwa tygodnie po ostatnim wyroku sądu rodzinnego, który nie dopatrzył się w funkcjonowania rodziny zagrożenia dla dzieci, do szkoły Kamilka zadzwoniła matka, mówiąc, że jej dziecko nie przyjdzie na zajęcia, ponieważ poparzyło się gorącą wodą z prysznica. Od tego czasu Kamilek przez kilka dni siedział zamknięty w pokoju, na dywanie. Ostatnią szansą dla niego, była wizyta policjanta, który przyszedł 3 kwietnia rano przeprowadzić czynności w związku z Niebieską Kartą, ale nie zauważył konającego chłopca, który prawdopodobnie był w pokoju obok. Po śmierci Kamilka policjant przeszedł na emeryturę, więc postępowanie dyscyplinarne w jego sprawie umorzono.
- Żadna z tych instytucji nie zadziałała na tyle sprawnie, żeby pomóc Kamilkowi. Nikomu nie zaświeciła się czerwona lampka, nikt nie zareagował w odpowiedni sposób. Nikt nie był na tyle wytrwały, że jeżeli zgłaszał coś komuś, by dopilnować, żeby to zgłoszenie trafiło tam, gdzie powinno trafić. Żeby poszły za tym jakieś konkretne działania – mówi Piotr Kucharczyk, prezes fundacji "To Ja – Dziecko" im Kamilka Mrozka.
Akta w prowadzonej przez prokuraturę sprawie funkcjonowania kilkunastu instytucji, są teraz w Sądzie Rejonowym w Kielcach, który ma rozpatrzyć trzy odwołania. Pierwsza rozprawa w październiku
Więcej na stronie uwaga.tvn.pl
Zobacz także:
- Atak nożownika w szpitalu. Ranny lekarz nie przeżył. "Mówcie o nim, że to był naprawdę porządny chłopak"
- 14-latek planował atak terrorystyczny na dworcu. Zdaniem służb chciał zbudować bombę
- 8-latek śmiertelnie postrzelił roczną dziewczynkę. Jej dwuletnia siostra jest ranna
Autor: AM/wg
Reporter: Marcin Jakóbczyk
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN