Arek Kłusowski – muzyczna droga po marzenia
Arek Kłusowski od najmłodszych lat kształcił swoje umiejętności muzyczne. Uczył się w klasie śpiewu solowego w rzeszowskiej Szkole Muzyki Rozrywkowej, a także był solistą Młodzieżowego Domu Kultury w Rzeszowie oraz rzeszowskiego Centrum Sztuki Wokalnej.
- Pasja do muzyki pojawiła się w średniej szkole. Jak wyjechałem ze swojej rodzinnej wioski pod Jarosławiem w wieku 16 lat, wiedziałem, że muszę te swoje pokłady energii spożytkować w sposób potrzebny i mądry. Nawet ze swojej studniówki wyszedłem około 1 w nocy, bo miałem na drugi dzień rano próby do WOŚP-u, podchodziłem do tego cholernie poważnie i wiedziałem, że muszę ciężko pracować, żeby wyrwać się z Podkarpacia. Wtedy były trochę inne czasy, 10 lat temu nie było takiego dostępu, żeby wysłać swoje demo czy zgłoszenie. Trzeba było znać tych ludzi. Każdą okazję wykorzystywałem do tego, żeby gdzieś pojechać, kogoś poznać, zaśpiewać, pojechać na warsztaty – wspominał.
Arek nie ukrywa, że chwytał się wszystkiego, co pozwalało mu zdobyć doświadczenie, poszerzać kontakty i rozwijać skrzydła w branży muzycznej. Na swoim koncie ma także zespół heavy-metalowy.
- Ta historia jest dość ciekawa. Nie potrafiłem śpiewać, byłem strasznie przeciętny. Nauczyłem się śpiewania i muzyki, bo ciężko na to pracowałem, miałem wielu nauczycieli. Brałem wszystko to, co się pojawiało. Trzeba pamiętać, że dzisiaj mam już może wyrobione nazwisko, renomę i ludzie biorą mnie na poważnie, ale wtedy? To był totalny wariat. Wielu ludziom musiałem udowadniać, że mimo tego, że faktycznie jestem szalony i ubieram się trochę inaczej, że mówię, to co myślę, to mimo wszystko wiem, co ja robię. Im jestem starszy, tym bardziej profesjonalnie podchodzę do mojej pracy i nie potrzebuję tej otoczki dookoła mnie, którą wcześniej musiałem robić, żeby nadrobić braki warsztatowe – podkreśla muzyk.
Arek Kłusowski - pierwsze miesięce w stolicy
Nadszedł dzień, w którym Arek postawił wszystko na jedną kartę. Zrezygnował z pracy, spakował torbę i przeprowadził się do stolicy, by spróbować swoich sił w jednym z talent-show.
- Doskonale to pamiętam, bo pracowałem wtedy w rzeszowskim domu kultury, zarabiałem 900 zł miesięcznie, dostałem się już do casting do programu, wiedziałem, że będę mieć nagrania. Nie wiedziałem, czy przejdę, czy nie - opowiada. Mimo wszystko zaryzykował.
- Wynajęliśmy mieszkanie w wysokich blokach na Żelaznej, mieszkaliśmy w czwórkę, jeszcze z moim przyjacielem ze szkoły artystycznej z Rzeszowa. On nawet nie miał łóżka, więc wymienialiśmy się. Jedną noc ja spałem na podłodze, drugą on. Tak to wszystko się zaczęło. Dostałem jakąś kasę od rodziców, ale nie wiedziałem, jak to będzie, czy mi się uda, czy będę musiał z podkulonym ogonem wracać w rodzinne strony. Początki były dość ciekawe, nie znałem tu nikogo. Z czasem ta grupa kontaktów się poszerzała - dodał.
W talent-show wokalistka wywalczył sobie ścisły finał. Perspektywa kariery była ogromna. Mimo wszystko do czasu wydania pierwszej płyty fani musieli czekać aż 6 lat. Dlaczego?
- Za wszystko trzeba zapłacić swoją cenę. W takim skondensowanym czasie otrzymałem szybki kurs przyspieszonego dojrzewania, medialności, tego, na co niektórzy pracują latami. Ta adrenalina, ta presja, to wszystko było dla mnie takim skumulowaniem emocji, że w pewnym momencie, kiedy zaczęło to puszczać, pojawiły się pierwsze zawody, zły wybór wytwórni. Wtedy najzwyczajniej w świecie mając 21 lat, nie poradziłem sobie z tym. Po długim czasie powróciłem z pierwszą płytą i publicznie też powiedziałem, że miałem bardzo duże problemy depresyjne.
Arek jednak nigdy nie porzucił muzyki, którą tak bardzo kocha. Z nadzieją, że przyjdzie jego czas, robił swoje.
- Chociaż na rynku gdzieś istniałem, cały czas na rynku krążyłem, ale ani nie była to solowa kariera, ani nic dużego. Pamiętam, jak w glorii i chwale po programie miałem dużo pracy, każdy chciał ze mną współpracować. Potem przyszły chude lata. Pamiętam ten moment, że grałem straszne ogony, upodlające rzeczy, żeby tylko mieć kasę na mieszkanie i na przeżycie. Już mi było wszystko jedno, czy ktoś mnie dobrze odbierze, czy nie. Wysyłałem moje demo do wielu wytworni i pomyślałem sobie, że poddam się dopiero wtedy, gdy wszystkie osoby na rynku muzycznym powiedzą mi "nie". Dostałem propozycje i okazało się, że czarne chmury przerastają się kłębić nad moją głową. Jak już masz promyk nadziei, to rodzi się energia, pasja i całkiem inne nastawienie do życia – zaznaczył.
Arek Kłusowski i jego "zaległości w miłości"
Arek Kłusowski 4 sierpnia zaprezentował światu trzecią płytę "Zaległości w miłości". Poruszający bolesne wspomnienia krążek to historia miłości i rozstania, emocjonalnych wzlotów i upadków.
- Ja się niczym nie różnię od każdego normalnego chłopaka. Kiedy musisz przegadać trudne tematy, zawsze pojawia się wściekłość, zaduma, łzy, tęsknota. Takie jest życie, tak jesteśmy zbudowani. Mam serce na wierzchu w tych piosenkach i wydaje mi się, że wszystkie doświadczenia spowodowały, ż dzisiaj bardzo się lubię.
Artysta przyznał jednak, że proces twórczy odchorował. Przez trzy lata, kiedy powstawała płyta, jego organizm wielokrotnie odmawiał posłuszeństwa.
- Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, strasznie długo nagrywałem te numery, bo gardło mi siadało, miałem gorączkę, straciłem słuch na kilka tygodni – wyliczał.
Pierwszą piosenką, jaka powstała i promowała wydawnictwo, był singiel "Najsmutniejszy człowiek świata". Trzeba jednak zaznaczyć, że Arek mimo depresji nigdy nie pokazywał na zewnątrz swoich słabości. Kroczy przez życie z uśmiechem i zaraża pozytywną energią.
- Jestem z takich osób, które lubią się dzielić pozytywną energią. Lubię kogoś wspierać, ale też mam słabsze momenty i raczej staram się nie obciążać ludzi tym, tylko opisuje to w piosenkach. Mam taką neurotyczną stronę, która pozwala mi się wyżyć i pokazać się w stu procentach w niektórych balladach. Ja te wszystkie swoje najgorsze koszmary i sytuacje zamykam w czterech ścianach. To jest moja praca do wykonania przed lustrem, sam ze sobą.
Arek Kłusowski – wymarzone życie we Włoszech
Arek nie ukrywa, że jego wymarzone życie wygadałoby tak, że połowę roku spędzałby w Polsce, a drugą we Włoszech. Kocha ten kraj nie tylko ze względu na jedzenie, ale przede wszystkim mentalność ludzi.
- Glutenoza płynie w moich żyłach, ale jestem też zachwycony otwartością i tym podtrzymywaniem drugiej osoby na duchu, tą wspólnotą. U nas w Polsce tego nie ma, jest wyścig szczurów. Teraz nauczyłem się bez żalu odcinać ludzi, którzy chcą mi zrobić krzywdę lub chcą mi zaszkodzić. Wiem, że ludzie pojawiają się w naszym życiu po to, żeby czegoś nas nauczyć i każda relacja ma swój termin przydatności. Czasami on się nie kończy i zostaje z nami, a czasami trzeba się rozstać, bo to już się wypaliło – tłumaczył.
A w jakim miejscu jest teraz?
- Czuję się szczęśliwy, ale to jest bardzo trudne uczucie, bo jestem ambitny i chciałbym robić jeszcze mnóstwo rzeczy. Jestem w gorącej wodzie kąpany i zamartwiam się tym. Ale wraca mi ta pogoda ducha, radość. Mam teraz taki moment, że "co będzie, to będzie" - podsumował.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Kępiński, Kowalonek i Mery Spolsky we wspólnej piosence. "Od razu pomyślałam, że to mój świat"
- To oni śpiewali "Wiosna, ach to Ty". Teraz kultowy utwór wykonali na scenie Dzień Dobry TVN
- Wolska zaprezentowała utwór "Psychofanka". Wokalistka dała show na scenie Dzień Dobry TVN
Autor: Nastazja Bloch
Reporter: Nastazja Bloch
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN Online