24-letni piłkarz po powrocie z wakacji zmarł na malarię. "Lekarze zignorowali podstawową przesłankę"

Uwaga TVN. Po powrocie z wakacji 24-latek zmarł na malarię
Uwaga TVN. Po powrocie z wakacji 24-latek zmarł na malarię
Źródło: Uwaga TVN

24-letni Aleksander Biegański był piłkarzem pierwszoligowego klubu Kotwica Kołobrzeg. Wybrał się na wymarzone tropikalne wakacje na Zanzibarze. Niestety niedługo po powrocie zmarł. Miesiąc po tragedii rodzice młodego mężczyzny otrzymali wyniki badań, z których wynika, że powodem śmierci było zakażenie malarią. Dlaczego w szpitalu przez trzy dni nie zrobiono mu testu? - Diagnoza była podana jak na widelcu - mówi ojciec Olka i zapowiada złożenie zawiadomienia do prokuratury. Reportaż programu Uwaga! TVN.

Olek wrócił z Zanzibaru. Co działo się później?

Pod koniec grudnia Olek wrócił z wakacji na Zanzibarze. Nazywana rajem, tropikalna wyspa na Oceanie Indyjskim, jest ostatnio wśród Polaków popularnym kierunkiem turystycznym.

- Cały czas mi mówił: "Na Zanzibarze było tak i tak'. Był szczęśliwy jak o tym mówił. Te wakacje to były najlepsze wakacje w życiu Olka – opowiada Maja Biegańska, siostra Olka.

- Kiedy Olek wrócił z Zanzibaru, wszystko było w porządku. 4 stycznia syn zadzwonił do mnie i powiedział, że dziś nie będzie biegał, ponieważ coś go bierze, że może przeziębienie – wspomina pani Monika. Niedługo potem u Olka pojawiła się bardzo wysoka gorączka. 11 dni od powrotu z Zanzibaru trafił na izbę przyjęć Szpitala MSWiA w Katowicach z podejrzeniem zapalenia płuc.

Przy Olku był jego ojciec, który rozmawiał z personelem medycznym i jak przekonuje mówił, że syn niedawno wrócił z Zanzibaru.

Uwaga! TVN. Wysoka gorączka po powrocie z Zanzibaru

Rodzice Aleksandra przed kamerą Uwagi! pierwszy raz opowiedzieli o tym, co wydarzyło się w szpitalu w ostatnich dniach życia ich syna.

- Lekarze zignorowali podstawową przesłankę, która była mówiona od początku – Zanzibar. Ja przychodzę, mówię o tym Zanzibarze, a oni cały czas mnie wypraszali. Moje dziecko samo też się broniło: "Mamo, ja im wszystkim mówię, ale oni nie słuchają" – przywołuje Monika Biegańska, matka zmarłego 24-latka

- Podszedł lekarz i mówię mu o Zanzibarze. Ale usłyszałem diagnozę, że jeżeli cokolwiek tam by złapał, to by to się wykluło od razu, bezpośrednio po powrocie – opowiada Dariusz Biegański, ojciec Olka.

- Powiedziano nam, że płuca są czyste. A on siedział na izbie przyjęć i cały się trząsł – siedział w kapturze, kurtce, miał dreszcze, czuł się bardzo źle – opowiada pani Monika. I dodaje: - Położyli go na leżankę i dali mu kroplówkę przeciwgorączkową.

Jak można zarazić się malarią?

Zanzibar leży w obszarze ryzyka zakażenia malarią. Choroba ta występuje na terenach tropikalnych, a do zakażenia człowieka dochodzi przez ukąszenie komara, który jest nosicielem zarodźców malarii.

Co powinni zrobić lekarze na izbie przyjęć w szpitalu, mając informację o niedawnym pobycie Olka na Zanzibarze? Zapytaliśmy o to specjalistę od chorób zakaźnych.

- Okres wylęgania malarii waha się od około 7 dni do mniej więcej 14 dni – mówi specjalistka chorób zakaźnych prof. dr hab. n. med. Anna Boroń-Kaczmarska.

- Pacjent, który wraca ze strefy tropikalnej, pacjent gorączkujący z uogólnionymi objawami klinicznymi, w tym z dolegliwościami brzusznymi, powinien być diagnozowany przy podjęciu podejrzenia ewentualnie malarii. Dlaczego malarii? Należy ona do najczęstszych chorób zakaźnych świata – zaznacza prof. dr hab. n. med. Anna Boroń-Kaczmarska.

- Uporczywie mówiłem o Zanzibarze, wyprosili mnie, że nie mam prawa się kręcić, że jestem zbyt natarczywy – opowiada pan Dariusz. I dodaje: - Zapytałem, co z synem? Usłyszałem, żeby nie przeszkadzać, bo robią badania. Zobaczyłem otwarty pokój lekarski, siedział lekarz i przeglądał wyniki badań. Zapytałem go, czy sprawdzają go pod kątem Zanzibaru. On powiedział, że nie, że jest to niemożliwe i zostałem znowu wyproszony z pokoju lekarskiego. Napotkałem beton, nikt mnie nie chciał słuchać.

Lekarze stwierdzili zapalenie wyrostka

Na izbie przyjęć u Olka pojawiły się silne bóle brzucha. Lekarze stwierdzili zapalenie wyrostka, który został zoperowany jeszcze tego samego dnia. Ale w drugiej i trzeciej dobie pobytu Olka w szpitalu bezsilni rodzice widzieli tylko, że stan ich syna wciąż się pogarsza.

- Widziałam, że ma problemy, żeby napić się wody. Że trzeba mu pomagać, podnosić go – mówi pani Monika. I dodaje: - Dziecko na mnie patrzyło i powiedziało: "Mamo, może idź jeszcze raz do lekarza, bo ja im wszystkim mówię, że byłem na Zanzibarze, ja się bardzo źle czuję".

- Przy jednej lekarce już mi puszczały nerwy – ja mówię: "Zanzibar", a ona mi mówi, że choroba krwi. Że to być może białaczka – przywołuje matka Olka.

- Było widać po nim, że leży już jak trup. Nie był w stanie się odezwać, nie był w stanie sam się ruszyć - opowiada siostra Olka.

- Widziałem, jaki on był słaby, jaki był żółty. Był cały żółty. W głowie mówiłem: "Coś jest nie tak" – wspomina pan Dariusz.

W dokumentacji medycznej Olka w epikryzie napisano: "W wywiadzie stan po pobycie na Zanzibarze". Ale w planie leczenia napisano jedynie o obserwacji w kierunku choroby tropikalnej, a nie o diagnostyce.

Testy na malarię

Do szybkiego diagnozowania malarii używa się testów. Można to zrobić dosłownie w kilka minut. Lekarze ze szpitala, w którym przebywał Olek mogli takie testy, na przykład, pożyczyć. Testy dostępne były na oddziale zakaźnym szpitala oddalonego o 6 km.

- Gdybym wiedziała, gdyby ktoś mi powiedział: "Przywieź test", to zrobiłabym to w 10 minut – zapewnia pani Monika.

Olek miał wymioty, był coraz słabszy. W trzeciej dobie pobytu w szpitalu MSWiA, po interwencji ojca, chłopak został przewieziony na oddział zakaźny innego szpitala. Tamtejsi lekarze od razu wykonali szybki test, który potwierdził zakażenie malarią. Ale Olek przestał oddychać.

- Pierwsza resuscytacja była w trakcie transportu, kolejna resuscytacja w oddziale intensywnej terapii. Niestety, nie dały efektu. Chory zmarł – mówi specjalista chorób zakaźnych dr n. med. Beata Celińska z Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach.

- Każdy lekarz, niezależnie od specjalizacji, najlepiej rozpoznaje te jednostki chorobowe, którymi się zajmuje. Natomiast, kiedyś zawsze mówiliśmy i uczyliśmy naszych studentów, że jeśli chory wraca z tropików, w pierwszej kolejności jeżeli mamy gorączkę, nudności, bóle brzucha, wymioty, zaburzenia świadomości, to należy wykluczyć malarię. To był obligatoryjny obowiązek każdego z nas kto wiedział, że chory wraca z tropików – mówi dr n. med. Beata Celińska.

Jak sprawę tłumaczy szpital?

Do katowickiego szpitala MSWiA wysłaliśmy pytania. Zapytaliśmy m.in. dlaczego zdecydowano o jedynie obserwacji pacjenta w kierunku chorób tropikalnych i dlaczego nie zrobiono szybkiego testu na malarię. O tym wszystkim chcieliśmy porozmawiać z przedstawicielami szpitala w obecności ojca Olka. Po godzinie przyszedł do nas dyrektor szpitala do spraw lecznictwa.

- Otrzymaliśmy informację [o Zanzibarze – red.] dopiero w trzecim dniu pobytu – stwierdził lek. med. Janusz Milejski, p.o. zastępcy dyrektora ds. lecznictwa Szpitala MSWiA w Katowicach.

- To nie jest zgodne z prawdą, dlatego, że na samym początku zostało wykluczone, że to jest Zanzibar – podkreślił ojciec Olka.

- Odpowiedź damy na piśmie – oświadczył lek. med. Janusz Milejski.

Reporterka Uwagi! spotkała się z dziewczyną Olka, która była z partnerem na Zanzibarze. Nie była w stanie rozmawiać przed kamerą. Dziewczyna powiedziała, że lekarze w szpitalu byli wielokrotnie informowani o pobycie Olka na Zanzibarze, czego sama była świadkiem.

Otrzymaliśmy oświadczenie szpitala, ale nie było w nim odpowiedzi na nasze pytania. Napisano, że placówka wdrożyła wszelkie procedury medyczne w oparciu o wywiad z pacjentem.

- Szanse na życie przy podjęciu odpowiednich działań diagnostycznych, tudzież podjęcie leczenia na pewno byłyby znacznie większe – ocenia prof. dr hab. n. med. Anna Boroń-Kaczmarska.

- Ta diagnoza była podana jak na widelcu. Miałem przekonanie, że oddaję syna pod dobrą opiekę, pod opiekę specjalistów – mówi ojciec Olka.

- Całe moje serce przepełnia żal – przyznaje matka 24-latka i zaznacza, że jest przekonana, że jej syn mógłby żyć.

Wciąż nie ma szczepionki na malarię, ale są leki przeciwmalaryczne, które obniżają ryzyko zakażenia. Rodzice Olka zapowiadają złożenie zawiadomienia do prokuratury.

Reportaże "Uwagi!" można oglądać na Player.pl.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości