Irakijka o przekraczaniu granicy polsko-białoruskiej. "Bili nas. Dzieci szczuli psami"

Ola Sabah Hamad
Źródło: Dzień Dobry TVN
Z Iraku do Polski przez Białoruś
Z Iraku do Polski przez Białoruś
"Matki na granicę", kobiety z całej Polski ruszają na pomoc uchodźcom
"Matki na granicę", kobiety z całej Polski ruszają na pomoc uchodźcom
Ciepłe góralskie skarpety dla zmarzniętych uchodźców
Ciepłe góralskie skarpety dla zmarzniętych uchodźców
Uchodźcy z Kabulu w opolskiej wsi
Uchodźcy z Kabulu w opolskiej wsi
Jak wygląda sytuacja uchodźców na granicy?
Jak wygląda sytuacja uchodźców na granicy?
Dzieci uchodźcy odesłane na granice
Dzieci uchodźcy odesłane na granice
32-letnia Irakijka Ola Sabah Hamad z mężem i czwórką dzieci spędziła wiele dni w lasach na pograniczu Polski i Białorusi. W grupie 30 uchodźców walczyła o sen, jedzenie i wodę. W rozmowie z Bianką Zalewską, reporterką Dzień Dobry TVN zdradziła, co przeżyła na naszej wschodniej granicy.

Irakijka o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej

Ola Sabah Hamad postawiła wszystko na jedną kartę i wraz z rodziną próbowała dostać się do naszego kraju. - Za każdym razem, jak pojawialiśmy się w Polsce, byliśmy razem z dziećmi wypychani na Białoruś. Jak tam nas zobaczyli, to bili nas. Dzieci szczuli psami. Musisz iść do Polski, bo w innym wypadku jesteś bity. Mówili, abyśmy biegli. Biegłam z moim 5-letnim synkiem. Musiałam - wspominała Irakijka.

Jak dodała, spotkań z polską strażą graniczną też nie wspomina najlepiej. – Była jedna kobieta, funkcjonariuszka, która była okrutniejsza niż mężczyźni. Krzyczała, żebyśmy wynosili się do Iraku. Dla niej wydawało się to takie proste. Były takie sytuacje, że białoruscy żołnierze stawali naprzeciwko polskich. Polacy mówili: "Zawracaj", więc wracaliśmy, a Białorusini: "Nie. Idź do Polski" i bili nas. Grali nami jak piłką na meczu - przyznała.

Irakijka wraz z rodziną była wyczerpana przez całą tę sytuację. Zdecydowała, że schowają się w lesie. Na miejscu spotkała inne uciekające rodziny. – Postanowiliśmy dalej iść razem. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Przeprawa przez bagna nas wyczerpała. Byliśmy tak spragnieni, że chcieliśmy pić wodę z bagna. To było okropne. Była też z nami kobieta w ciąży. Tę kobietę polscy mundurowi wzięli za ręce i nogi, i przerzucili na białoruską stronę - oznajmiła.

Z relacji Oli dowiadujemy się, że kobieta była wówczas w 8. miesiącu ciąży i błagała o pomoc.

Pomocna dłoń

Irakijka starała się być silna dla swoich dzieci. - W pewnym momencie po przebudzeniu powiedzieliśmy: "Wczoraj nie umarliśmy, ale dzisiaj na pewno umrzemy". Pragnienie, głód, zmęczenie, wszystko. Nawet nie wiesz, co jest najgorsze: ból w nogach czy zimno, czy pragnienie. (…) Próbowałam być silna dla moich dzieci i po prostu szłam. Dawałam dzieciom nadzieję. Mówiłam: "Chodźcie, już jesteśmy blisko" - opowiadała.

Po pewnym czasie na jej drodze stanęli ludzie, którzy wyciągnęli pomocną dłoń. – Nigdy nie zapomnę też pewnych dwóch dobrych polskich strażników granicznych. Szliśmy wtedy drogą i zobaczyliśmy patrol straży granicznej. Powiedziałam im, że nasze dzieci umrą, jeśli spędzimy jeszcze jeden dzień w tym lesie. Siadłam na drodze i zaczęłam płakać. Strażnicy poprosili, żebym nie siedziała tutaj, bo ktoś może nas zobaczyć, żebyśmy przenieśli się trochę dalej, po czym dali nam trochę wody i jedzenia dla dzieci. Na koniec powiedzieli, że jak coś, to nie widzieli nas i pokazali kierunek, gdzie możemy trafić na przyjaznych ludzi - mówiła.

W nocy rodzinę odnaleźli wolontariusze. – To oni nas uratowali - oświadczyła Ola. Na miejscu pojawiła się również straż graniczna, aktywiści, prawnicy, Rzecznik Praw Obywatelskich i posłowie. Domagali się rozpoczęcia procedury azylowej.

Jak potoczyły się dalsze losy Oli i jej rodziny? Dlaczego uciekali z Iraku? Posłuchaj całej rozmowy w materiale wideo.

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Zobacz też:

podziel się:

Pozostałe wiadomości