"Siła jest kobietą". Jej fundacja pomaga najmłodszym w przyfrontowym Mariupolu: "Te dzieci od lat żyją w strachu"

Ukraina
Mariupol, Ukraina
Źródło: Nikita Kachin/EyeEm/Getty Images
Rosja zaatakowała Ukrainę. W przyfrontowym Mariupolu najmłodszych nieprzerwanie wspiera Fundacja Świętego Mikołaja. - Nie ustaniemy. Do tej pory pomagaliśmy ofiarom leczyć rany, które powstały na skutek ataku z 2014 roku. Teraz reagujemy na to, co się dzieje - mówi Joanna Paciorek, współzałożycielka Fundacji.

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.

Joanna Paciorek jest współzałożycielką Fundacji Świętego Mikołaja, która wspiera dzieci w ich rozwoju i edukacji. Pomaga najmłodszym w syryjskim Aleppo i Mariupolu w Ukrainie. Prywatnie? Ma czwórkę dzieci i jest autorką książki "Mama w pracy".

Joanna Paciorek
Joanna Paciorek
Źródło: Archiwum prywatne

Zobacz wideo: Ukraina

Ukraina

Źródło: Dzień Dobry TVN
Wojna rozdzieliła ich z bliskimi
Wojna rozdzieliła ich z bliskimi
Tysiące uchodźców na granicy
Tysiące uchodźców na granicy
Ukraińska tożsamość a rosyjskie ambicje
Ukraińska tożsamość a rosyjskie ambicje
Atak Rosji na Ukrainę
Atak Rosji na Ukrainę
Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę
Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę

Fundacja Świętego Mikołaja

Dominika Czerniszewska: Jest pani dyrektorką Fundacji Świętego Mikołaja. Jak wyglądały jej początki?

Joanna Paciorek: To jest historia trwająca już ponad 20 lat. Wszystko zaczęło się od prostego pytania Dariusza Karłowicza, z którym prowadzę fundację. Pewnego dnia po prostu rzekł: "Joasiu, a może zrobilibyśmy coś dobrego?". Myśmy wtedy razem pracowali w agencji reklamowej. To były lata 90. i zaczęliśmy się zastanawiać, co by to mogło być. Oczywiście mogliśmy wpłacić pieniądze na jakąś zbiórkę, ale doszliśmy do wniosku, że może warto byłoby te nasze talenty, umiejętności, doświadczenia i kontakty wykorzystać do zrobienia kampanii społecznej dla instytucji dobroczynnej.

Co było dalej?

Dariusz Karłowicz zobaczył w biurze księgowym ulotkę Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. To był pierwszy krok. Udaliśmy się do nich z propozycją. Powiedzieliśmy, że możemy przygotować dla nich akcję społeczną, dzięki której zebraliby więcej pieniędzy na opiekę nad umierającymi dziećmi. W efekcie powstała potężna, multimedialna kampania, która co roku już od wielu lat jest powtarzana. Później pojawiły się kolejne tematy. Pomogliśmy dzieciom ze Stowarzyszenia Tęcza, wraz z Caritasem samotnym matkom czy polskim dzieciom na Litwie. Tak zaczęliśmy działać jako nieformalna grupa przyjaciół, ale jeszcze bez zarejestrowanego podmiotu prawnego. Po prostu chcieliśmy pomagać.

Widać, że los dzieci jest szczególnie państwu bliski.

Wszystkie tematy, które podejmowaliśmy, zawsze oscylowały wokół międzyludzkiej solidarności. Rozumienia i pomagania w taki sposób, by dostrzec przysłowiowego sąsiada za ścianą. Bardzo często dramaty ludzkie odbywają się tak blisko. Codziennie wiele osób budzi się z myślą, że chcieliby pomóc, ale nie wiedzą jak. Dlatego chcieliśmy pokazać im poprzez kampanie, jak można otworzyć serce i przekazać pieniądze na słuszny cel, np. hospicjum, samotne matki, rodzinne domy dziecka czy stypendia dla zdolnych dzieci z niezamożnych rodzin.

Wspomniała pani, że początkowo działaliście nieoficjalnie.

Tak. Byliśmy po prostu grupą przyjaciół, która chciała zrobić coś dobrego. Później zarejestrowaliśmy Fundację Świętego Mikołaja i od lat skupiamy się na wsparciu i edukacji dzieci, chcąc dać im lepszą przyszłość.

Świetlica dla dzieci w przyfrontowym Mariupolu

Obok wielu różnych działań prowadzą państwo świetlicę w Aleppo oraz w ukraińskim Mariupolu, tuż przy linii frontu.

Z początku działaliśmy w Polsce. Gdy wybuchła wojna w Syrii uznaliśmy, że nie możemy być obojętni. Obraz zrujnowanego Aleppo kojarzył nam się z powojenną Warszawą, z którą jesteśmy bardzo związani. Postanowiliśmy działać. W partnerstwie z Caritas Polska wdrożyliśmy współpracę z lokalnymi organizacjami w Syrii i tak powstała świetlica edukacyjna dla dzieci w Aleppo. Dzięki przekazanym przez nas pieniądzom odbudowano na miejscu boisko sportowe, plac zabaw, z czasem uruchomiliśmy też drugą świetlicę dla najmłodszych. Kilka lat temu rozpoczęliśmy też pomoc dla ukraińskich dzieci w Mariupolu. Otworzyliśmy świetlicę edukacyjną. Udzielamy tam pomocy psychologicznej, prowadzimy program stypendialny, finansujemy zakup wyprawek szkolnych. Mariupol jest tuż przy froncie, więc te dzieci od lat żyją w strachu. Współpracujemy z lokalną organizacją, która jest naszym sprawdzonym partnerem w prowadzeniu wszystkich projektów na miejscu. Nasza pomoc koncentruje się na dzieciach dotkniętych konfliktem. Wspieramy najmłodszych z ubogich rodzin, sieroty.

24 lutego cały świat zwrócił oczy w kierunku Ukrainy. Wybuchła wojna. Co z dziećmi mieszkającymi w Mariupolu?

To jest bardzo trudna sytuacja. W Mariupolu jest mnóstwo rodzin wewnętrznie przesiedlonych, ponieważ ludzie uciekają tutaj z miejscowości, które są jeszcze bliżej granicy. Miasto położone jest kilkanaście kilometrów od linii frontu, więc codziennie słychać strzały, wybuchy. Dla dzieci to jest koszmar. Dlatego stworzyliśmy świetlicę, w której przez kilka godzin mogą pobyć w innej, przyjaznej atmosferze. Pomagamy im oderwać się od traumy, rozwinąć zainteresowania. Po prostu skupić się na czymś innym. Na miejscu organizowane są zajęcia artystyczne, sportowe, z pierwszej pomocy. Mogą się bawić, grać w szachy. Świetlica jest tam bardzo potrzebna i cenna.

Tak było, bo od wprowadzenia stanu wojennego budynek jest zamknięty. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Czekamy na to, co będzie dalej. Czy będzie ostrzał miasta? Czy wkroczą wojska? Czy zostanie ewakuowana ludność? Tego nie wiemy. Na dniach się okaże. Od rana pracujemy bardzo intensywnie. Solidaryzujemy się z Ukrainą. Szkoły są zamknięte, dorośli i dzieci są w domach. Władze apelują o zachowanie spokoju. Nie wiadomo, jak będzie rozwijać się ta sytuacja, ale wygląda to bardzo źle. Do tej pory pomagaliśmy ofiarom leczyć rany, które powstały na skutek ataku z 2014 roku. Teraz reagujemy na to, co się dzieje. Zbieramy środki, by przekazać je na aktualne potrzeby. Nasi partnerzy na bieżąco nas informują. Musimy im pomóc. 

Wiele dzieci korzystało ze świetlicy?

Tak. Współpracujemy z Domem Dziecka w Mariupolu. Część podopiecznych jest niepełnosprawna. Kupiliśmy więc specjalny samochód - minibus, by móc przywozić ich do świetlicy. Współpracujemy też z lokalnymi szkołami i wychodzimy na zewnątrz, by zaprosić dzieci. Zajęcia są otwarte. Dzięki polskim darczyńcom mogliśmy częściowo wyremontować i odnowić łazienki w budynku szkoły. Wcześniej były tam dziury w podłodze, a teraz zapewniają intymność, są nowoczesne i czyste. Jesteśmy dumni, że możemy pomagać.

Te dzieci nie mają normalnego dzieciństwa. Rzeczywistość jest szara i smutna. To jest duże postsowieckie przemysłowe miasto z gigantycznym smogiem. Dlatego od kilku lat organizujemy też obozy letnie dla dzieci i młodzieży. Przed wybuchem wojny zabieraliśmy ich np. w Karpaty. Na jednym z obozów zdobyli najwyższy szczyt w Ukrainie - Howerlę. Oni muszą przemierzyć setki kilometrów, żeby po prostu pobyć na świeżym powietrzu. Dla wielu to jest pierwszy wyjazd poza Mariupol.

Zobacz wideo: Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę

Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę
Źródło: Dzień Dobry TVN

Na co dzień musi pani stawić czoła wielu trudnościom. Może pani liczyć na wsparcie najbliższych?

Jestem mamą czwórki dzieci. Moi najstarsi synowie mają po 20 lat, a najmłodsza córka 8. Miałam to szczęście, że mąż i moja mama bardzo mi pomagali przy ich wychowywaniu. Dzięki temu mogłam normalnie pracować. Moje dzieci nieraz brały udział w różnych akcjach fundacji, np. w filmach promocyjnych. Potrzebowaliśmy dziecięcych twarzy, a rzadko pokazujemy tych, którym pomagamy. Chcemy chronić prywatność podopiecznych Fundacji, żeby uniknąć stygmatyzowania. Moje dzieci od najmłodszych lat wiedzą, że mama jest tajemniczym pomocnikiem św. Mikołaja. Nie musiałam im tłumaczyć, czy istnieje, bo wiedzą, że trzeba mu pomóc, bo sam nie dałby rady.

Zmieniła pani swoje życie o 180 stopni, by nieść pomoc najmłodszym.

To na pewno. Przez wiele lat pracowałam w korporacji, jednocześnie wychowując dzieci. Natomiast fundacją zajmowałam się społecznie, po godzinach. Nasza działalność rosła. Uruchamialiśmy kolejne projekty. Po czwartym dziecku stwierdziłam, że już nie wracam do dawnej pracy. Wcześniej przez 18 lat byłam w fundacji wolontariuszką, a kilka lat temu zostałam pracownikiem. To była pewna rewolucja, że zostawiłam pracę na etacie w firmie, gdzie byłam cenioną osobą, ale miałam już ponad 40 lat i stwierdziłam, że to fundacja jest moim miejscem. To jest takie moje piąte dziecko. I tu chcę się realizować, i swoją pasję, talenty, energię spożytkować na to, co robimy. Jesteśmy unikalną fundacją, która łączy działalność charytatywną, edukacyjną i naukową. Zapraszam serdecznie do pomagania! Wbrew pozorom św. Mikołaj pracuje przez cały rok!

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com

Zobacz też:

Autor: Dominika Czerniszewska

Źródło zdjęcia głównego: Nikita Kachin/EyeEm/Getty Images

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Serowe arcydzieła na talerzu Andrzeja Polana
Materiał promocyjny

Serowe arcydzieła na talerzu Andrzeja Polana