"Warszawskie dzieci". Powstanie oczami najmłodszych mieszkańców stolicy

Źródło: Dzień Dobry TVN Online
Janusz Maksymowicz ps. "Janosz" wspomina powstanie warszawskie
Janusz Maksymowicz ps. "Janosz" wspomina powstanie warszawskie
Warszawa wybrała Warszawiankę Roku 2021
Warszawa wybrała Warszawiankę Roku 2021
Antoni Czortek - polski bokser, walczący o życie w Auschwitz
Antoni Czortek - polski bokser, walczący o życie w Auschwitz
Mam na imię Selma
Mam na imię Selma
Hamida i Assef uciekli przed wojną
Hamida i Assef uciekli przed wojną
Władysław Bartoszewski: Pędzę jak dziki tapir
Władysław Bartoszewski: Pędzę jak dziki tapir
To miała być jego ostatnia wojna
To miała być jego ostatnia wojna
Ceną jaką dzieci - uczestnicy powstania warszawskiego zapłaciły za udział w walce było, wśród wielu innych dramatycznych doświadczeń, patrzenie na śmierć bliskich, obrażenia, obserwowanie bombardowań, które nierzadko uderzały w ich domy. Bez wątpienia wydarzenia sierpnia, września i początku października 1944 roku stały się dla nich traumą, z którą wciąż, mimo upływu wielu lat, muszą się mierzyć. Jak wyglądała rzeczywistość tamtych dni z perspektywy kilkuletnich Warszawiaków?

Mit Małego Powstańca

Hasło "dzieci w powstaniu warszawskim" większości z nas przywołuje na myśl pomnik Małego Powstańca usytuowany na stołecznym Podwalu, zdjęcie uśmiechniętej Różyczki Goździewskiej – jednej z najmłodszych sanitariuszek, która mając zaledwie 8 lat pomagała opiekować się rannymi powstańcami w szpitalu polowym przy ul. Moniuszki 11 albo fotografie harcerzy - listonoszy Poczty Polowej, którzy ułatwiali rozdzielonym przez wojnę rodzinom pozostać w kontakcie. Ta szczera i autentyczna ofiarność i patriotyzm najmłodszych uczestników walk zbrojnych bez wątpienia chwyta za serce, choć są i tacy, którzy podkreślają, że, szczególnie pomnik Małego Powstańca sprzyja utrwalaniu w społeczeństwie mitu o walczących o wolność kilkulatkach.

Należy wskazać, że dzieci nie brały bezpośredniego udziału w walkach, nie miały także dostępu do broni, stąd wizerunek chłopca w za dużym hełmie i z karabinem w rękach to nie tyle upamiętnienie dzieci – żołnierzy, co symbol ofiarności i cierpienia najmłodszych ofiar hitlerowskich oprawców, z których znaczna część została zamordowana w czasie egzekucji na Woli i Starym Mieście. Skąd zatem wziął się mit o walecznych maluchach, które czynnie uczestniczyły w walce o wolność? Nie bez znaczenia może tu być piosenka, która przez lata stała się swoistym hymnem powstania – "Warszawskie dzieci":

Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew! Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, Gdy padnie rozkaz Twój, poniesiem wrogom gniew!
"Warszawskie dzieci", refren, sł. Stanisław Ryszard Dąbrowski, muz. Andrzej Panufnik

Warto pamiętać, że sam autor, Stanisław Ryszard Dobrowolski ps. Goliard podkreślał, że tworząc tekst miał na myśli nastolatków – młodych żołnierzy, którzy brali udział w działaniach zbrojnych, nie zaś dzieci w literalnym tego słowa znaczeniu.

Skąd więc przekazy i informacje, że do oddziałów powstańczych przyjmowano także dzieci? Wynikało to głównie z troski o bezpieczeństwo maluchów – szczególnie chłopców, którym wojna kojarzyła się bardziej z zabawą, niż z rzeczywistym zagrożeniem, więc kręcili się w pobliżu miejsc, gdzie toczyły się walki. Dowódcy, chcąc ich ochronić, przyjmowali ich w końcu do swoich oddziałów wierząc, że jeśli będą wykonywać rozkazy będą bezpieczniejsi, niż gdyby biegali po walczącej Warszawie bez nadzoru i opieki.

Dzieci - uczestnicy powstania warszawskiego

Nigdy nie policzono dokładnie ilu młodych żołnierzy walczyło o wolność stolicy. Historycy twierdzą, że ta grupa liczyła około 1100 - 1200 osób. Czym się zajmowali w szeregach powstańców? Najczęściej byli gończami, łącznikami, czy listonoszami. Pracowali w szpitalach, roznosili prasę, żywność lub amunicję. Starsi mogli także czyścić broń, niekiedy nawet stać z nią na warcie. Niestety, przez to, że nie do końca rozumieli skalę zagrożenia i powagę sytuacji, często ginęli od nazistowskich kul. W wielu wywiadach ci, którzy przeżyli, wspominali, że czuli się nieśmiertelni - unikali śmierci tak wiele razy, że zaczynali wierzyć, że zły los ich nie dosięgnie. O tym, jak bardzo się mylili przekonywali się zazwyczaj, gdy na ich oczach ginął dowódca, przyjaciel, bliscy. Okrucieństwo hitlerowskich oprawców na stałe wryło się w ich pamięć. Wszyscy stykali się z bezsensowną śmiercią osób, które znali, większość była świadkami gwałtów czy bestialskich mordów. Nic dziwnego, że wielu z nich niechętnie wraca do tamtych wspomnień.

Powstanie warszawskie oczami najmłodszych mieszkańców stolicy

Dzieci chłoną rzeczywistość wszystkimi zmysłami: obserwują, słuchają, smakują, wąchają. Odczuwają wszystkie emocje, które docierają do nich z otoczenia potęgując to, czego sami doświadczają. Dlatego też w relacjach osób, które w czasie powstańczych walk były dziećmi, próżno szukać opisów walk, czy prób manipulacji faktami. W pamięci najmłodszych mocno wyryły się wydarzenia, które wzbudzały największe emocje.

Powstanie układa mi się w zbiór krótkich ujęć, czasem zdjęć statycznych (...). Jedne obrazki są nieme, inne dźwiękowe, pamiętam na przykład dramatyczny okrzyk ostrzegawczy: "Ukraińcy!", który miał oznaczać niebezpieczeństwo gorsze niż niemieckie. Potem - wychylony przez poręcz na klatce schodowej - patrzyłem na wolno i nieustępliwie przesuwający się rękaw munduru typu panterka 
Jacek Fedorowicz, aktor i satyryk, wypowiedź do: "Powstanie '44" Norman Davis (s. 509-510)

Bez wątpienia w pamięci dzieci najbardziej wyryły się te najtragniczniejsze wydarzenia - śmierć bliskich.

"Wujku co robisz?" - zapytałem, śmiejąc się wyczekująco, bo myślałem, że chce jakimiś żartami odwrócić moją uwagę od tego, co się dzieje. A on już nie żył. Czy to była berta? Pewnie tak, bo nie było akurat słychać samolotów. Ucho rozróżniało wtedy wiele siejących grozę dźwięków.
Jacek Fedorowicz, aktor i satyryk, wypowiedź do: "Powstanie '44" Norman Davis (s. 509-510)

Co jeszcze, poza strachem pamiętają powstańcze dzieci? Głód. Momenty, w których mogły się najeść zdarzały się niezwykle rzadko (o ile w ogóle). Jan Kobuszewski, który w czasie powstania miał 10 lat, wspomina, że czas walk o wyzwolenie stolicy kojarzy mu się z trwającą kilkadziesiąt dni głodówką.

Mieliśmy skromne zapasy: trochę cukru i kaszy. Ojciec przyniósł jęczmień, mieliło się go w młynku do kawy. Był też mały zapas oleju. (...) W Pruszkowie (w październiku 1944 roku - przyp. red.) w wielkim kotle gotowano dla dzieci zupę jarzynową (...). Ta zupa to była woda, parę kartofli, liście kapusty. Dla mnie to była najsmaczniejsza zupa na świecie.
Jan Kobuszewski dla magazynu "Zwierciadło"

Dziś, 78 lat po tamtych tragicznych wydarzeniach, nie sposób wymienić wszystkich krzywd, których jako naród doświadczyliśmy w czasie wojny. Nie trzeba też, mam nadzieję, nikogo przekonywać, jak ważne jest przypominanie historii - nie dlatego, żeby rozdrapywać rany, a po to, żeby przestrzec kolejne pokolenia przed dramatem, jaki niesie za sobą wojna i, żeby każdy z nas zrobił wszystko, aby do podobnego okrucieństwa nigdy więcej już nie dopuścić. W końcu, jak powiedział jeden z powstańców warszawskich, Kazimierz Leski ps. Bradl: "Cofanie się myślą ma służyć wyciąganiu wniosków, a nie rozpamiętywaniu".

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

Autor: Katarzyna Lackowska

Źródło: "Warszawskie Dzieci '44" Agnieszka, "Powstanie '44" Norman Davies, www.1944.pl, Archiwum Historii Mówionej

Źródło zdjęcia głównego: Getty Images/Instagram

podziel się:

Pozostałe wiadomości