Rodzina chce uratować udomowione dziki przed wyrokiem śmierci. "To są nasi przyjaciele i chcemy walczyć do skutku"

Jak zakończy się historia uratowanych przed laty małych dzików?
Rodzina Szydełów z Sępólna Krajeńskiego uratowała pięć zaledwie tygodniowych dzików po tragicznej śmierci ich matki. Teraz wspólnie pragną uchronić zwierzęta przed wyrokiem śmierci, które wydała na nie powiatowa lekarz weterynarii. O szczegółach tej sprawy opowiedzieli w Dzień Dobry TVN.

Ratunek dla dzików

Wszystko zaczęło się ponad pięć lat temu. Wówczas Bogdan Szydeł uczestniczył w polowaniu, w trakcie którego myśliwy z zagranicy popełnił błąd i zastrzelił lochę, która miała pięć tygodniowych młodych. Wówczas podjął nagłą decyzję.

- Uczestniczyłem w polowaniu dewizowym i została ustrzelona matka. Za ustnym pozwoleniem łowczego wziąłem te dziki do domu. Pojechaliśmy wyłapać je do lasu. (...) Zaczęliśmy je chować. Zrobiliśmy w kotłowni kojec i hodowaliśmy je tam - wspominał Bogdan Szydeł w Dzień Dobry TVN.

Dziki szybko się udomowiły. Wchodziły na ręce i tam zasypiały. Gdy urosły, rodzina Szydełów zrobiła im kojec na podwórku. Po drodze był jednak mandat i umorzone postępowanie w prokuraturze. Z jakiego powodu? Otóż trójkę z gromadki dzików oddali do pobliskiego ośrodka, bo dla pozostałych zwierzaków zabrakło tam miejsca. Dla odyńca Tadzika i lochy Danuty znalazło się lokum w ogrodzie zoologicznym w Bydgoszcz y. Tamtejszy lekarz weterynarii nie widział żadnych przeciwwskazań. Jednak, żeby je przetransportować, konieczna była zgoda Powiatowego Lekarza Weterynarii z Sępólna. Wtedy zaczął się problem.

Wyrok śmierci na dziki

Powiatowa lekarz weterynarii stwierdziła, że dziki stanowią zagrożenie epidemiczne (ASF), chociaż nigdy w lesie nie były i nie opuszczały swojego podwórka. Wydała na nie wyrok śmierci, nie poddając ich nawet badaniu pod względem choroby.

- Ja jestem temu przeciwny, bo to są oswojone dziki. Są tutaj od małego i tak jak brat kiedyś powiedział - to są nasze pieski w dzika skórze - wyznał Grzegorz Szydeł.

Egzekucja miała się odbyć 26 kwietnia i tylko obecność dziennikarza "Faktu" sprawiła, że towarzyszący powiatowej inspekcji weterynarii mężczyzna, uzbrojony w broń usypiającą zwierzęta na odległość, schował ją do samochodu.

- Te dziki są bardzo grzeczne i bardzo lubiane. Takie przyjazne dla człowieka, że naprawdę nie ma obawy, żeby coś zrobiły. Można wejść do środka, nic nie zrobią - zapewniała pani Krystyna w naszym programie.

Rodzina Szydełów ma cały czas nadzieję, że dziki uda się uratować. Mówią: "To są nasi przyjaciele i chcemy walczyć do skutku". Mają nadzieję, że krajowy lekarz weterynarii przyjrzy się sprawie i wyda inną decyzję.

Zobacz też:

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.pl

Autor: Sabina Zięba

Reporter: Marcin Sawicki

podziel się:

Pozostałe wiadomości