Rodzinny spacer z pudelkiem zamienił się w koszmar. "Atak był gwałtowny"

Rodzinny spacer z pudelkiem zamienił się w koszmar. "Atak był gwałtowny"
Rodzinny spacer z pudelkiem zamienił się w koszmar. "Atak był gwałtowny"
Źródło: Anna-av/Getty Images
Spokojny rodzinny spacer zakończył się prawdziwym dramatem. W Białymstoku pies rasy pudel został śmiertelnie zagryziony przez innego czworonoga, który uciekł z przydomowego kojca. Mieszkańcy nie kryją swojego zaniepokojenia zaistniałą sytuacją i podkreślają zagrożenie dotyczy nie tylko zwierząt, ale i dzieci z pobliskiego placu zabaw.
Artykuł w skrócie:
  • W Białymstoku duży pies, który uciekł z przydomowego kojca, zaatakował i śmiertelnie pogryzł pudelka podczas spaceru jego właściciela z rodziną
  • Pan Karol, opiekun zagryzionego psa, sam został ranny podczas próby ochronienia go
  • Policja prowadzi postępowanie w sprawie, a właścicielowi psa, który zaatakował pudelka, grozi do 1000 zł mandatu lub kara trzech lat pozbawienia wolności

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo:

DD_20251020_Psy
Jak się bronić przed atakiem psa?
Źródło: Dzień Dobry TVN

Pies pana Karola został zagryziony w biały dzień

Jak podaje TVN24, do zdarzenia doszło w środę w rejonie ulicy Murarskiej w Białymstoku. Pan Karol wyszedł z rodziną i ukochanym pudelkiem o imieniu Brownie na wieczorny spacer. Nagle z pobliskiego podwórka wybiegł duży pies, który zaatakował ich pupila.

"Nagle znikąd wybiegł duży pies i rzucił się na naszego małego pudelka. Atak był gwałtowny i zupełnie niespodziewany" - zdradził mężczyzna, cytowany przez TVN24.

Według relacji świadka, za agresywnym psem biegło bez opieki dorosłych dziecko w wieku około 12 lat. Zwierzę nie miało ani obroży, ani smyczy.

"Próbowaliśmy wszystkiego, aby uratować naszego Brownie, próbowałem wziąć go na ręce, lecz bez skutku. Pies nie odpuszczał, a jego właściciel stał obok i nie potrafił udzielić nam żadnej pomocy" - zaznaczył pan Karol.

Po ataku właściciel rannego pudelka natychmiast zawiózł go do kliniki weterynaryjnej. Tam lekarze walczyli o jego życie przez cztery godziny, wykonując aż trzy reanimacje. Niestety, mimo wysiłków weterynarzy, psa nie udało się uratować.

"Nasz ukochany Brownie przeszedł czterogodzinną operację i trzy reanimacje. Niestety, jego serduszko nie wytrzymało. Odszedł, zostawiając po sobie ogromną pustkę" - przyznał z żalem pan Karol.

Mężczyzna sam został pogryziony w rękę podczas próby ratowania psa. Ma również złamania wymagające długiego leczenia.

"Największy ból to ten w sercu. Brownie był częścią naszej rodziny, dawał nam radość, miłość i spokój każdego dnia" - podsumował pan Karol.

Policja wciąż bada sprawę zagryzionego pudelka

W czasie gdy pan Karol jechał do weterynarza, na miejscu zdarzenia pozostała jego rodzina, która czekała na przyjazd policji. Jak ustalono, agresywny pies uciekł z przydomowego kojca swoich właścicieli i biegał bez nadzoru przez co najmniej dziewięć minut. Towarzyszył mu mały chłopiec.

"W pobliżu jest plac zabaw, z którego korzystają dzieci. Zagrożenie było ogromne" - podkreślił właściciel zagryzionego pudelka, cytowany przez TVN24.

Pan Karol nie ukrywał swojego rozczarowania związanego z reakcją służb.

"Policja spisała tylko protokół. Właściciele dostali jedynie upomnienie. Jak to możliwe, że pies, który zaatakował, nadal przebywa ze swoim właścicielem, który nie potrafił nad nim zapanować?" - zastanawiał się mężczyzna.

Jak potwierdził oficer prasowy białostockiej policji, Jakub Żukowski, funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie o ataku agresywnego psa na innego czworonoga.

"Obecnie prowadzone są czynności w tej sprawie, zbierane są dowody" - czytamy na stronie TVN24.

Wstrząsające darzenie może zostać zakwalifikowane jako wykroczenie dotyczące nieutrzymania psa na smyczy oraz nienałożenia mu kagańca.

"Właścicielowi psa zachowującego się agresywnie, który nie trzyma odpowiednio zwierzęcia, grozi do tysiąca złotych mandatu. Jeśli chodzi o kodeks karny, za spowodowanie zagrożenia właścicielowi grozi do trzech lat pozbawienia wolności" - podkreślił Jakub Żukowski.

Jeśli jednak śledczy potwierdzą, że doszło do narażenia innych na niebezpieczeństwo, sprawa może zostać skierowana do sądu.

Więcej informacji znajdziesz na stronie TVN24.pl.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości